Nie tylko reparacje należą się Polsce. To tylko część zadośćuczynienia, które Niemcy cały czas są winne za zbrodnicze działania Trzeciej Rzeszy. Należy się ono osobom indywidualnym, ich spadkobiercom, samorządom i ogromnej liczbie instytucji publicznych.
Ogromna radość sprawiły Donaldowi Tuskowi cztery kartki papieru sprzed kilkunastu lat. Chyba pierwszy raz w życiu Tuska alfą i omega okazała się być dla niego PiS-owska polityk Anna Fotyga. Premier znalazł fundamentalny argument za tym, aby nie żądać od Niemców ani jednego eurocenta za zbrodnie Trzeciej Rzeszy względem Polaków. Napisał nawet, że Fotyga „podpisała dokument o zrzeczeniu się przez Polskę reparacji”.
Nie pierwszy i nie ostatni raz najważniejszy dzisiaj w Polsce polityk dalece minął się z prawdą. Fotyga nie podpisała żadnego dokumentu, lecz odpowiedź na interpelację poselską, gdzie zreferowała stan rzeczy w relacjach polsko-niemieckich odnośnie reparacji za II wojnę światową. Skonkludowała tam m.in., że w polskiej „doktrynie międzynarodowej” przeważa pogląd, że decyzja władz komunistycznych z PRL o rezygnacji z reparacji jest wiążąca i zamyka sprawę.
Doktryny mają jednak to do siebie, że nie są dogmatami. Nadrzędne wobec nich są inne normy – w tym moralne oraz te, które odwołują się np. do praw człowieka. Według dawnych doktryn nie do pomyślenia było, aby państwo postkolonialne mogło oczekiwać od dawnego kolonizatora odszkodowań za zbrodnie popełnione w czasie niewoli. A przecież Namibia ma uzyskać „pomoc rozwojową” – jak eufemistycznie nazwano zadośćuczynienie za zbrodnie popełnione przez niemieckie władze kolonialne.
Ale jeśli nawet założymy, że doktryna na zawsze zablokuje reparacje od Niemiec to nadal zostaje sprawa innych form zadośćuczynienia. Reparacje są swoistą premią dla państwa zwycięskiego uzyskiwaną od przegranego. Czymś w rodzaju sfinansowania poniesionych przez zwycięzcę kosztów. Jednak druga wojna światowa nie była tylko starciem sił zbrojnych. W przypadku naszego kraju przytłaczająca większość ofiar śmiertelnych to ludzie pomordowani w wyniku celowej polityki Trzeciej Rzeszy, a nie działań wojennych. Do tego dochodził też rabunek i eksploatacja ekonomiczna.
RFN chroni paserów
W przypadku rabunku sprawa jest najprostsza – załatwia to restytucja wywiezionych walorów, względnie przekazanie ekwiwalentów. Dotyczy to w szczególności zrabowanych dzieł sztuki. Sprawa nadal nie jest załatwiona przez opór władz RFN, które powołuje się na tamtejsze prawo. A ono premiuje paserstwo. Rabunek dotyczył wszystkich wartościowych obiektów – łącznie z wyrywanymi w Warszawie podziemnymi kablami elektrycznymi. Historyk prof. Mirosław Kłusek opisał proceder przejmowania przez władze okupacyjne prywatnych depozytów bankowych i środków należących do komercyjnych instytucji finansowych. Te pieniądze trafiły na specjalne konta Reichsbanku i nigdy nie wróciły do polskich właścicieli. W latach powojennych ich dysponentem stały się kolejne władze niemieckie.
Wynagrodzenia za pracę przymusową nie dostała większość polskich robotników, de facto niewolników Trzeciej Rzeszy. Zapomogi wypłacane części z nich w latach 90-tych nie były rekompensatą ani zaległym wynagrodzeniem, ale aktem humanitarnym – co podkreślała strona niemiecka. Ten rozdział historii nie jest załatwiony, bo zapomogi objęły tylko tych, którzy dożyli końca XX wieku. Nie były też w żaden sposób odniesione do wymiaru pracy niewolniczej, nabytych tam urazów, chorób i innych konsekwencji.
Odszkodowania i restytucja mogą być ważniejsze od reparacji
Można mnożyć kolejne grupy poszkodowanych i ich potomków. Co z setkami spalonych wsi? Co dziećmi, które zostały sierotami? Ludźmi, którzy tracili najbliższych? W dzisiejszej Polsce prawdziwi gangsterzy dostają od państwa wysokie odszkodowania za przebywanie w nieodpowiedniej celi. Dlaczego zatem polskie sądy oddalały wnioski o zadośćuczynienie przez państwo niemieckie naprawdę straszliwych zbrodni? Tak było w przypadku pana Winicjusza Natoniewskiego, który jako małe dziecko został trwale okaleczony przez pacyfikujących jego wieś okupantów. Zmarł niedawno, nie doczekawszy za życia sprawiedliwości.
CZYTAJ TAKŻE: Mularczyk dla wPolityce.pl: Raport dot. reparacji zostanie opublikowany w tej kadencji. Praca merytoryczna jest zakończona
W mojej opinii było poważnym błędem to, że ludzie z PiS w swoim przekazie koncentrowali się na reparacjach. Błąd był podwójny, bo z jednej strony pozwalali sprowadzić dyskusję do jednego punktu: czy zrzeczenie się przez Bieruta jest prawomocne, czy nie. Z drugiej strony, zmarginalizowanie sprawy odszkodowań dla osób indywidualnych, ich spadkobierców, ale także instytucji, sprawiło, że temat stał się mocno abstrakcyjny. A w istocie dotyczy prawie wszystkich Polaków.
Powody do żądania zadośćuczynień są bardzo dobrze udokumentowane. I to najczęściej przez samych sprawców, bo biurokracja i najwyższe organy władz Trzeciej Rzeszy zostawiły ogrom dowodów swojej zbrodniczej działalności. Przeczytajmy następujący fragment:
Żądana przez dowództwo niemieckie ewakuacja ludności cywilnej miasta Warszawy zostanie przeprowadzona w czasie i w sposób oszczędzający ludności zbędnych cierpień. Umożliwi się ewakuowanie przedmiotów posiadających wartość artystyczną, kulturalną i kościelną. Dowództwo niemieckie dołoży starań, by zabezpieczyć pozostałe w mieście mienie publiczne i prywatne.
— to punkt 10. „Układu o zaprzestaniu działań wojennych w Warszawie” kończący Powstanie Warszawskie. Wiemy przecież, że dowództwo niemieckie nie dołożyło żadnych starań, aby uchronić cokolwiek w Warszawie. Przeciwnie, stolica była niszczona z premedytacją. Dzisiejsza RFN jest prawnym spadkobiercą tamtego dowództwa, które złamało podpisane przezeń ustalenia. „Mocarstwo moralne” ucieka przed pytaniami o uregulowanie zobowiązań takich jak te. Ale te pytania zawsze będą je ścigały.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/697712-mocarstwo-moralne-zaplaci-za-zbrodnie-wojenne