Choć brytyjski premier Rishi Sunak utrzymuje, że wynik wyborów do Izby Gmin nie jest jeszcze rozstrzygnięty, tak naprawdę nierozstrzygnięte są tylko skala klęski jego Partii Konserwatywnej oraz to, którzy z czołowych jej polityków nie uzyskają mandatu. Grozi to również samemu Sunakowi.
Z dziesięciu sondaży, które w ciągu ostatniego miesiąca zostały przeprowadzone w poszczególnych okręgach wyborczych (przy ordynacji z jednomandatowymi okręgami wyborczymi są znacznie dokładniejsze niż zwykła ogólnokrajowa próba), pięć prognozuje, że konserwatyści zdobędą mniej niż sto mandatów.
Tak źle jeszcze nie było
Nawet najbardziej optymistyczna dla nich prognoza – 155 mandatów – oznacza ogromny spadek w stosunku do wyborów z 2019 roku, gdy zdobyli ich 365. Najgorsze mówią o tym, że będą mieć 53 mandaty lub że będą mieć ich 60, ale zostaną wyprzedzeni nie tylko przez Partię Pracy, lecz również przez Liberalnych Demokratów.
Obecne poparcie sondażowe Partii Konserwatywnej oscyluje w granicach niższych dwudziestu kilku proc. wobec prawie 45 proc. w ostatnich wyborach. Stracili połowę poparcia, co nigdy wcześniej im się nie zdarzyło. Ostatni raz torysi uzyskali poparcie poniżej 30 proc. w wyborach powszechnych w 1832 roku, gdy ich liderem był książę Wellington, a bitwa pod Trafalgarem była w żywej pamięci. To sytuacja, w której znajdują się teraz. Są na najgorszej pozycji, od kiedy ustanowiono powszechne prawo wyborcze. Jeśli te wyniki sondażowe powtórzą się w wyborach, będzie to oznaczało największe przesunięcie preferencji wyborców w wyborach powszechnych od czasu II wojny światowej, większe niż 1945 roku i w 1997 roku
— mówił niedawno podczas spotkania w Stowarzyszeniu Prasy Zagranicznej w Londynie (FPA) prof. Rob Ford z think-tanku UK in a Changing Europe.
Tragiczne prognozy dla torysów
Jak dodał, nawet gdyby w tych sondażach był błąd równy najgorszemu, jaki do tej pory przydarzył się brytyjskim ośrodkom badania opinii publicznej, to i tak oznaczałoby to jedynie, że zamiast „ogromnej” większości Partii Pracy będzie „bardzo duża” większość. Ale różne inne dane, jak skala dezaprobaty dla działań Sunaka jako premiera, dowodzą, że o żadnej pomyłce nie ma tu mowy.
155 mandatów, czyli wynik porównywalny do tego z 1997 roku (czyli wyborów będących dla obecnych pokoleń symbolem największej porażki Partii Konserwatywnej – PAP), jeszcze pół roku temu byłby uznany przez nich za zły, ale teraz byliby prawdopodobnie całkiem zadowoleni z tego
— oceniła prof. Sara Hobolt, politolog z London School of Economics podczas zorganizowanego w zeszłym tygodniu przez tę uczelnię briefingu wyborczego dla dziennikarzy.
Przypomniała, że ordynacja z jednomandatowymi okręgami wyborczymi bardzo faworyzuje zwycięską partię, bo laburzyści uzyskają w tych wyborach ok. 40 proc. głosów, a będą mieć dwie trzecie lub nawet trzy czwarte mandatów.
Prof. Tony Travers z LSE zwrócił uwagę, że to konserwatyści do tej pory bardziej na tym korzystali, bo jeśli zsumować wyniki wszystkich wyborów od 1945 roku począwszy, to konserwatyści i laburzyści zdobyli w nich niemal identyczną liczbę mandatów, laburzyści dostali nawet więcej głosów, ale to konserwatyści przez dwie trzecie tego czasu sprawowali władzę.
Podkreślił też, że dla konserwatystów, mimo porażki, która jest przesądzona, odsetek uzyskanych przez nich głosów będzie bardzo istotny, a różnica trzech-czterech punktów proc. robi ogromną różnicę.
Wynik na poziomie 25-26 proc. będzie w ich obecnej sytuacji niezłym, ale jeśli spadnie on jeszcze ze dwa trzy punkty, będzie to katastrofą, bo przy poparciu na poziomie 21-23 proc. będą bardzo szybko tracić kolejne okręgi wyborcze
— wyjaśnił.
Utrata regionów i poparcia w terenie
To będzie się przekładać na mapę wyborczą. Jest niemal pewne, że konserwatyści utracą prawie wszystkie okręgi z północnej i środkowej Anglii, gdzie przez wiele dziesięcioleci głosowano na Patię Pracy, i które niespodziewanie odbili w 2019 roku.
Ale jak zwrócił uwagę prof. Travers, jest też wysoce prawdopodobne, że po raz pierwszy w historii utracą londyński okręg Westminster, w którym znajdują się m.in. Pałac Buckingham i większość budynków rządowych, zatem pierwszy raz brytyjski monarcha będzie mieszkał w okręgu reprezentowanym przez Partię Pracy. Patrząc szerzej, istnieje realna możliwość, że konserwatyści także po raz pierwszy nie zdobędą żadnego mandatu w całym centrum Londynu.
To dziś może się wydawać trudne do uwierzenia, ale kiedyś całe centrum Londynu było bastionem konserwatystów. W 1979 roku, gdy pod wodzą Margaret Thatcher wracali do władzy, to największy zwrot preferencji na ich korzyść nastąpił właśnie w centrum Londynu. Ale ta zmiana nie dotyczy tylko Londynu, bo tak samo Birmingham czy Manchester stały się dla nich miejscami niemożliwymi do wygrania
— powiedział.
Zagrożenie partyjnej wierchuszki
Konsekwencją utraty tak dużej liczby okręgów będą dla Partii Konserwatywnej też ciężkie straty personalne. W przypadku skrajnego scenariusza – tego, w którym zdobyliby tylko 53 mandaty – do Izby Gmin nie dostałby się nawet Rishi Sunak. Byłby to pierwszy przypadek w historii wyborów w Wielkiej Brytanii, by urzędujący premier nie zdobył w mandatu. W każdym ze scenariuszy poważnie zagrożona jest około połowa obecnego rządu, a także wiele innych znaczących nazwisk w partii spoza gabinetu. Niemal pewne jest, że walkę o reelekcję przegrają minister finansów Jeremy Hunt, minister obrony Grant Shapps, minister sprawiedliwości Alex Chalk, minister transportu Mark Harper i przewodniczący partii Richard Holden, poważnie zagrożeni są liderka Izby Gmin Penny Mordaunt i były lider partii Iain Duncan Smith.
Prof. Rob Ford zapytany przez PAP o to, na ile Sunak personalnie jest odpowiedzialny za stan, w którym znalazła się Partia Konserwatywna, przypomniał okoliczności, w jakich w październiku 2022 roku przejął przywództwo, czyli fatalnie odebrany program Liz Truss, którego nie aprobowało 90 proc. wyborców.
Żaden polityk nie zdołał w tak krótkim czasie dokonać tak dużych spustoszeń – poparcie dla niej spadło do poziomów jednocyfrowych i spowodowała trwały uszczerbek dla marki, jaką jest Partia Konserwatywna, bo notowania ugrupowania już nie wróciły do poprzednich poziomów
— zauważył.
Zwrócił jednak uwagę, że Boris Johnson przejął w 2019 roku od Theresy May partię, która również była podzielona wewnętrznie i w kryzysie, a poprowadził ją do wygranej w wyborach.
Myślę, że o Rishim Sunaku można powiedzieć, że otrzymał bardzo złe karty od swoich poprzedników, w szczególności od Liz Truss, ale on również sam źle to rozegrał. W pokerze można mieć złe karty i nadal grać dobrze, osiągając lepszy wynik niż ten, na który wskazywałyby posiadane karty. Tak właśnie wygląda dobre przywództwo. Ale on nie rozegrał dobrze tego rozdania. Jeśli już, to pogorszył sytuację
— ocenił.
CZYTAJ TEŻ:
maz/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/697565-brytyjskim-konserwatystom-grozi-historyczna-kleska-wyborcza