Sąd Najwyższy ocenił, że wykorzystanie Pegasusa jako środka kontroli operacyjnej jest dopuszczalne w polskim prawie. Przyznał również, że dwie prokurator - Ewa Wrzosek i Małgorzata Mróz - oraz Dyrektor z warszawskiego ratusza Michał Domaradzki brali udział w pozyskiwaniu i przekazywaniu informacji ze śledztwa na potrzeby polityczne Rafała Trzaskowskiego. Orzeczenie opublikowane w kwietniu 2024 roku jest w wielu miejscach przełomowe.
W kwietniu 2023 roku Sąd Najwyższy wydał orzeczenie odmawiając zgody na pociągnięcie do odpowiedzialności prokurator Małgorzaty Mróz, byłej wiceszefowej Prokuratury Rejonowej Warszawa-Żoliborz. W całości dokument opublikowano dopiero rok później, w kwietniu 2024 roku. Wtedy też Sąd Najwyższy podjął analogiczną decyzję wobec Ewy Wrzosek – SN nie zgodził się na pociągniecie jej do odpowiedzialności karnej. Z kolei, jak informują media, wobec Michała Domaradzkiego objętego prokuratorskim postępowaniem umorzono śledztwo, uznając, że „nie działał on na szkodę interesu publicznego”. O co chodzi w tej sprawie? Wyjaśnia to klarownie przytoczone orzeczenie SN z 2023 roku. Sąd nakreślił w nim i opisał sposób działania wskazanej trójki.
Śledztwo ws. wypadku autobusu
Sprawa dotyczyła podejrzenia przekazywania informacji o wypadku, jaki miał miejsce w Warszawie w 2020 roku. Rafał Trzaskowski był wtedy prezydentem Warszawy, a jednocześnie kandydatem na Prezydenta RP. W czasie kampanii doszło do fatalnego wypadku w Warszawie. Autobus spadł z wiaduktu, jedna osoba zginęła, wiele zostało rannych. Na jaw zaczęły wychodzić patologie w prywatnej firmie komunikacyjnej obsługującej stolicę oraz brak realnego nadzoru nad transportem miejskim w Warszawie. Dodatkowo media spekulowały, czy przypadkiem kierowca nie był pod wpływem narkotyków. To wszystko zagrażało Trzaskowskiemu, który walczył o prezydenturę.
Jak w tej sytuacji zachowała się wspomniana trójka? „Z uwagi na zainteresowanie medialne M. D. – Dyrektor (pisownia oryginalna, chodzi o Michała Domaradzkiego – autor), wykorzystując swoją znajomość z prokurator E. W. (pisownia oryginalna, chodzi o Ewę Wrzosek – autor), w dniu 7 lipca 2020 r. wyraził za pośrednictwem komunikatora internetowego oczekiwanie, że E. W. niezwłocznie poinformuje go o ustaleniach śledztwa w postaci wyników przeprowadzonych u podejrzanego badań krwi i moczu na obecność narkotyków i alkoholu („E. muszę wiedzieć o krwi pierwszy. Znaczy po Tobie”), w odpowiedzi na co E. W. zadeklarowała: ‘będziesz’” – czytamy w orzeczeniu Sądu Najwyższego. Jak stwierdził Sąd, Ewa Wrzosek otrzymała od Michała Domaradzkiego pracującego w Urzędzie miasta prośbę o przekazanie w trybie natychmiastowym informacji ze śledztwa dotyczącego śmiertelnego wypadku, który miał miejsce w mieście zarządzanym przez Trzaskowskiego. Deklaracja prokurator nie pozostała bez reakcji. Sąd Najwyższy wskazuje, że Wrzosek podjęła działania, które miały na celu realizację obietnicy. „Z uwagi na fakt, iż E. W. nie była referentem przedmiotowego postępowania, a było ono prowadzone w Prokuraturze Rejonowej […], gdzie E. W. nie wykonywała czynności służbowych, skontaktowała się ona z M. M. (pisownia oryginalna, chodzi o Małgorzatę Mróz - autor) - Zastępcą Prokuratora Rejonowego […] z prośbą o informacje, których potrzebował M. D. („a tak serio M. zależy mi na inf o wynikach krwi. Top secret oczywiście. Da się?”). M. M. przekazała E. W. informacje o treści rozpytania kierowcy autobusu i wskazanej przez niego dacie zażycia substancji psychotropowej, informując, iż wyników badania krwi jeszcze nie ma („mówił, że brał w piątek. Wyników z krwi jeszcze nie ma”)”, czytamy w orzeczeniu SN.
Informacje trafiały do stołecznych władz
Sąd przyznaje, że informacje wyjęte ze śledztwa trafiały do stołecznych władz. Co oczywiste pozwalało to na rozumienie sytuacji, w jakiej znalazł się prezydent Warszawy i kandydat na Prezydenta RP. Sytuacja budzi zdumienie, bowiem do warszawskiego urzędu trafiła nawet informacja o zacieraniu przez podejrzanego śladów. „Uzyskiwane w ten sposób informacje E. W. przekazywała niezwłocznie M. D., jak też szczegółowe informacje o poczynionych ustaleniach dowodowych - o tym, iż podejrzany przed zatrzymaniem poinformował sms-em inną osobę o konieczności posprzątania mieszkania i usunięcia z niego narkotyków („zanim go zatrzymali - puścił smska do kolegi z którym mieszka żeby posprzątał mieszkanie”, „zabezpieczyli smsy — ale koleś pospuszczał towar w kiblu”), […]. W dniu 8 lipca 2020 r. w godzinach porannych M. M. poinformowała E. W. o wynikach badań (,,czysty”), za co E. W. podziękowała jej słowami „[…] X.Y. jest Twoim dłużnikiem - a ja trzy razy bardziej”” – wskazuje Sąd Najwyższy dodając, że „M. M. przekazała informację o sugerowanej kwalifikacji prawnej z art. 174 k.k., o zleceniu uzupełniającej opinii z badań krwi, a także o tym, jakiej treści wyjaśnienia złożył podejrzany: ‘źle zagrali, odmówił i zrobił z siebie idiotę nic nie wie o niczym nie ma pojęcia, zaprzeczył oczywistością’”. Prokurator M. „przekazywała również informacje o wniosku aresztowym, terminie posiedzenia aresztowego i obsadzie składu sędziowskiego”.
Stanowisko Sądu Najwyższego
Sąd Najwyższy jednoznacznie wskazuje, że te dane nie powinny być w dyspozycji Ewy Wrzosek, bowiem „nie miała uprawnień do uzyskiwania z systemów informatycznych danych dotyczących wyżej wskazanego postępowania”. Nie prowadziła go i nie miała możliwości pozyskiwania takich informacji. Sprawa wydaje się jasna. Sąd Najwyższy wykazał w swoim orzeczeniu, że dwie Panie prokurator, działając na prośbę Dyrektora zatrudnionego w warszawskim ratuszu, brały udział w pozyskiwaniu informacji na potrzeby kandydata w wyborach prezydenckich po to, by jego interesy nie zostały naruszone przez informacje o wypadku, do którego doszło. Szokujący przykład działań, które na pierwszy rzut oka wyglądają na nieakceptowalne. Sąd Najwyższy jednak, przyznając, że w opisywanej sprawie funkcjonował łańcuch przekazywania informacji ze śledztwa na potrzeby polityczne, orzekł, że nie ma wystarczających przesłanek, by zgodzić się na uchylenie immunitetu prokuratorskiego Małgorzacie Mróz. SN uznał, że przekazywanie informacji ze śledztwa koleżance z innej prokuratury mieści się z zwyczaju prokuratorskim, zaś szkodliwość zarzucanego czynu jest znikoma. Zaskakujące fikołki logiczne…
Sąd w swoim wywodzie stwierdza konkretne fakty, które są nie do obrony. Prokurator Mróz, Wrzosek i Dyrektor Domaradzki brali udział w pozyskiwaniu i przekazywaniu informacji chronionych prawem do polityka (!) i kandydata w wyborach. Stwierdzenie faktów jest ważne, bowiem to właśnie Ewa Wrzosek od lat stara się prezentować jako ofiara politycznej zemsty w związku z działaniami, które „nie podobały się poprzedniemu rządowi”. Tak jej historię prezentuje ona sama i media informujące, że „była ofiarą inwigilacji Pegazusem”. Tymczasem okazuje się, że prokurator Wrzosek była obiektem zainteresowania w związku z podejrzeniem przekroczenia uprawnień i przekazywania informacji chronionych osobom nieuprawnionym. To zupełnie zmienia postać rzeczy. Wrzosek, która w ostatnich miesiącach skompromitowała się dodatkowo w związku z – wszystko na to wskazuje - pisaniem do sądów pism prokuratorskich wspólnie z jedną z kancelarii adwokackich – pisała o tym Wirtualna Polska, okazuje się zupełnie niewiarygodna jako „ofiara politycznej zemsty”. Podjęła działania na potrzeby znajomego urzędnika, pozyskała dane, do których nie powinna mieć dostępu, a także przekazała je otoczeniu polityka, który miał interes osobisty i polityczny w tej sprawie. To jest nie do obrony.
Co to oznacza?
Sprawa ma swoje szersze znaczenie. Wiele razy w ostatnich latach media nakręcały histerię w związku z rewelacjami dotyczącymi „osób podsłuchiwanych Pegazusem”. Z czasem okazało się – co przyznał Minister Tomasz Siemoniak i Minister Adam Bodnar, że służby specjalne działały zgodnie z prawem i procedurami, sądy nadzorowały działania służb, a zgody były wydawane w każdym przypadku rozpoczynania kontroli operacyjnej. To kluczowe stwierdzenia, które zadaje kłam medialnym histeriom i tezom Platformy Obywatelskiej, z czasów gdy była w opozycji. Sprawa Ewy Wrzosek pokazuje dobitnie, że ci, którzy tę histerie nakręcają wokół siebie, mogą mieć bardzo konkretne powody. I chcą po prostu poprawić swoją sytuację. Być może właśnie dzięki takiej histerii nie została pociągnięta do odpowiedzialności ani Ewa Wrzosek, ani jej koleżanka z omawianej sprawy.
Przywołane orzeczenie – gdyby zostało opublikowane w całości w kwietniu 2023 roku – mogłoby wywołać ogromny wpływ na debatę publiczną. Pokazałoby bowiem, że jedna z bohaterek medialnych przekazów ws. Pegazusa ma swoje własne interesy do ugrania. Ale też z innego powodu – to jedno z kilku orzeczeń, w których Sąd Najwyższy ocenia zgodność użycia Pegazusa z polskimi przepisami. SN uznał, że sprawa jest czysta. „Dowody zgromadzone w niniejszej sprawie, wymienione wyżej, zostały uzyskane zgodnie z przepisami polskiego prawa dowodowego” – wskazuje Sąd Najwyższy. Dodaje, że „dotyczy to również informacji uzyskanych w wyniku kontroli operacyjnej”. Sąd orzeka, że przepisy dotyczące kontroli operacyjnej „nie wskazują środków technicznych, które miałyby zapewnić ich uzyskanie”. „Wydaje się, że w dobie szybkiego postępu technologicznego wyliczenie w ustawie takich środków technicznych nie jest możliwe. Przykładowo można wskazać rozwój w obszarze tzw. oprogramowań szpiegujących, nie wymagających współpracy z operatorem GSM, pozwalających poprzez ,,infekowanie telefonów”, na kopiowanie wysyłanych lub odbieranych wiadomości, zbieranie zdjęć, nagrywanie rozmów, aktywowanie mikrofonu aby podsłuchać rozmowy, uruchamianie kamery aby nagrywać to co dzieje się wokół danej osoby, umożliwiających dostęp do tzw. materiałów ,,historycznych”, czyli z okresu przed zainstalowaniem takiego oprogramowania, posiadających opcję ,,samozniszczenia”, czyli nie pozostawiających śladów w ,,zainfekowanym” urządzeniu”. Podobne orzeczenia SN wydawał kilkukrotnie w innych sprawach, wskazując za każdym razem, że kontrola operacyjna w postaci pozyskania danych z końcowego urządzenia telekomunikacyjnego jest zgodna z polskimi przepisami.
Orzeczenie Sądu Najwyższego zadaje kłam wielu podstawowym tezom, które media i politycy lansowali przez długie miesiące. Ewa Wrzosek nie była ofiarą zemsty politycznej, w sprawie jej i jej koleżanki z innej prokuratury prowadzono zgodną z prawem kontrolę operacyjną (co przyznał SN), zaś Pegasus był stosowany zgodnie z polskim prawem. Sama Wrzosek miała interes, by prowadzić histerię wokół siebie i na swój temat opowiadać rzeczy poprawiające jej sytuację procesową. W tę narrację weszli politycy PO i media, fałszując przez miesiące rzeczywistość i okłamując opinię publiczną w ramach walki politycznej i partyjnej. Pokazuje to skalę manipulacji Polakami, której dopuszczali się ludzie sprawujący dziś władzę i popierające ich środowiska.
Stanisław Żaryn, doradca Prezydenta RP, były Zastępca Ministra Koordynatora Służb Specjalnych
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/693440-przekazywali-informacje-ze-sledztwa-w-kampanii-co-na-to-sn