Trwają intensywne zabiegi samego Donalda Tuska, ale także innych czołowych polityków Platformy i wspierających ich mediów, aby za wszelką cenę „przykleić” prorosyjskość do Prawa i Sprawiedliwości.
Te oskarżenia są tak absurdalne, że żaden normalnie myślący człowiek, nie powinien dać się na to nabrać, ale są one tak natarczywe, często powtarzane i wzmacniane w zaprzyjaźnionych z Platformą mediach, że należy na nie zdecydowanie reagować. W ostatni czwartek klub Platformy, wniósł do sejmowego porządku obrad informację ministra spraw wewnętrznych i administracji „w sprawie prowadzonej przez rządy Prawa i Sprawiedliwości polityki prorosyjskiej”. Informacja spotkała się z mocną reakcją posłów Prawa i Sprawiedliwości, a inicjatorzy tej politycznej hucpy, w szczególności przewodniczący klubu Platformy, poseł Borys Budka, ostatecznie chyba pożałował, że zdecydował się na taki krok.
Przypomnijmy, że zaledwie tydzień wcześniej, na posiedzeniu Sejmu w połowie maja, premier Tusk w Sejmie podczas debaty nad odwołaniem minister klimatu i środowiska Pauliny Hennig-Kloska, niespodziewanie dużą część swojego wystąpienia, poświęcił oskarżeniem Prawa i Sprawiedliwości właśnie o prorosyjskość. Zdecydował się nawet posłów Prawa i Sprawiedliwości nazwać Płatnymi Zdrajcami, Pachołkami Rosji, powtarzając narrację Leszka Moczulskiego z KPN z początku lat 90-tych poprzedniego stulecia, który rozszyfrował w ten sam sposób skrót PZPR, adresując swoją wypowiedź do ówczesnych polityków Lewicy z Aleksandrem Kwaśniewskim i Leszkiem Millerem na czele. Dla normalnych ludzi to było oczywiste szaleństwo, ale jak się wydaje, była to jednocześnie próba Platformy, zaspokojenia oczekiwań części jej zwolenników, takich jak „SilniRazem” czy „Osiem gwiazdek”, a także klasyczna próba odwracania wektorów, czyli odwracania uwagi od skrajnie prorosyjskich działań Platformy, podczas jej rządów w Polsce w latach 2008-2015, ale także później, kiedy ta partia była w opozycji i próbowała wrócić do władzy. Później jeszcze był skandaliczny spot Platformy, atakujący Prawo i Sprawiedliwość, niesłychanie agresywny, wyemitowany mimo tego, że poprzedniego dnia na Słowacji doszło do zamachu na premiera Fico.
We wspomnianej sejmowej debacie wzięło udział kilkudziesięciu posłów Prawa i Sprawiedliwości i wszyscy przypominali dziesiątki prorosyjskich działań rządu Tuska w latach 2008-2014, a sam Tusk został określony najbardziej prorosyjskim premierem po roku 1989. Zabierałem także głos w tej debacie i przypomniałem kryzys gazowy 2009 roku i procedowanie umowy gazowej z Rosją, aż do ingerencji w nią Komisji Europejskiej w lutym 2010 roku, która uznała, że wiązanie się z Rosją kontraktem aż na 27 lat, jest nie do przyjęcia z punktu widzenia prawa europejskiego. Tusk przecież mówił także w ówczesnym Sejmie, „chcemy dialogu z Rosja taką jaką ona jest”, a jego ministrowie gotowi byli na daleko idące ustępstwa wobec Rosji, których głębokością, nawet strona rosyjska była mocno zaskoczona. Tak było w przypadku podpisania umowy o współpracy pomiędzy rosyjska FSB i Służbą Kontrwywiadu Wojskowego, czy zgodą strony polskiej, aby wobec rosyjskiej zbrodni w Katyniu na polskich oficerach, nie stosować terminu ludobójstwo, a tylko sformułowanie „zbrodnia wojenna” (większość PO-PSL w Sejmie, przyjęła nawet we wrześniu 2009 roku, uchwałę zawierającą właśnie takie znacznie „lżejsze” sformułowanie).
Raport NIK ujawniający szkodliwe decyzje rządu Tuska
Przypomniałem także raport pokontrolny NIK dotyczący relacji energetycznych z Rosją za okres 2006-2011, przygotowany za prezesury Krzysztofa Kwiatkowskiego, wywodzącego się przecież z Platformy. Raport ten udało się odtajnić dopiero w 2018 roku i wtedy okazało się jak szkodliwe były dla naszego kraju, decyzje rządu Tuska, podejmowane w szeroko rozumianych sprawach energetycznych w relacjach Polska-Rosja. Miedzy innymi, ówczesny polski rząd podczas negocjacji w latach 2008-2010, zrobił rosyjskiemu Gazpromowi swoisty „prezent” w wysokości 1,2 mld zł, rezygnując z zaległych opłat za tranzyt gazociągiem Jamalskim rosyjskiego gazu do krajów Europy Zachodniej. Ponadto zgodził się na utratę zysków z tranzytu rosyjskiego gazu przez Polskę (dokładnie ograniczając je tylko do 21 mln zł rocznie), tym samym podarował Gazpromowi kolejne 1,5 mld zł, oddał także bez walki władzę w Europol Gazie - spółce zarządzającej gazociągiem Jamalskim, utrwalił zależność od Rosji wieloletnim kontraktem gazowym, ostatecznie do roku 2022, (a więc na 12 lat, a nie na 27 jak wcześniej proponowano). Wstrzymał także działania na rzecz dywersyfikacji dostaw gazu do Polski (opóźniono budowę gazoportu w Świnoujściu, rozpoczęła się dopiero w marcu 2011 roku w związku z tym został oddany częściowo do użytku pod koniec 2015 roku, zamiast w 2013 roku), zrezygnowano także po raz kolejny z budowy Baltic Pipe (Tusk mówił wtedy, my mamy zakontraktowanego rosyjskiego gazu tyle, że ten norweski nie jest nam potrzebny). Co więcej, jak wynikało z raportu, ówczesne negocjacje gazowe z Rosją były prowadzone, bez żadnej instrukcji zatwierdzonej przez Radę Ministrów, z pozycji zupełnie „kapitulanckiej”. W konsekwencji w czasie ich trwania, nawet nie podniesiono kwestii zmiany formuły cenowej zawartej w kontrakcie w rezultacie czego, Polska za rosyjski gaz płaciła jedną z najwyższych cen w Europie i dopiero po procesie wszczętym i wygranym przez rząd PiS ,Gazprom po latach zwrócił PGNIG około 6 mld zł w związku z zawyżaniem cen gazu.
Na koniec podsumowałem, że w świetle choćby tych twardych faktów, nie uda się Platformie i Tuskowi „przemalować” 8-letniej własnej prorosyjskiej polityki, na antyrosyjską, a tą prorosyjską przykleić Prawu i Sprawiedliwości. Wydaje się, że efekt tego zmasowanego ataku na Prawo i Sprawiedliwość i oskarżanie o prorosyjskość, będzie miał odmienny skutek od zamierzonego, zadowoleni będą tylko zwolennicy Platformy spod znaku „SilniRazem” i „Ośmiu gwiazdek”, a to jednak mimo wszystko, grupy nieliczne.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/693060-tusk-probuje-sie-przemalowac-z-prorosyjskosci