Tak, Tomasz Szmydt to zdrajca i człowiek, który poszedł na służbę jednego z najbardziej mrocznych reżimów Europy. Tak, znałem Tomasza Szmydta i gościł on w moich publikacjach. Na tym powiązania się kończą, ale medialno-polityczny salonik, od brudnych łap i z rosyjskimi zaszłościami, chce dziś wykreować sytuację, która ma pogrzebać polską Prawicę. To się nie uda.
Tomasza Szmydta poznałem we wrześniu 2018 roku. Wiedziałem, że pracuje w Krajowej Radzie Sądownictwa. Kolejny sędzia, z którym dziennikarz, zajmujący się tą dziedziną, miał jakiś kontakt. Rozmawialiśmy kilkakrotnie. Powstało kilka artykułów. Sprawiał wrażenie nowoczesnego prawnika, bez doktrynalnego zacietrzewienia. Był jednym z tych, którzy chcą zmieniać polskie sądownictwo. Wcześniej należał do skrajnie upolitycznionego stowarzyszenia „Themis”. Kilka publikacji i wywiadów, to jedyny „dorobek” tej znajomości, która realnie trwała dwa - trzy lata. W 2019 roku byłem pewien, że stał się ofiarą „afery hejterskiej”, którą wykreowała jego była żona oraz zainteresowane zmianą ówczesnej władzy media.
Następnie, w 2020 roku w Polskę uderzyła pandemia. To wtedy Tomasz Szmydt zaczął się zmieniać, zamykać w sobie. Pisał coraz bardziej niepokojące wiadomości. Wpadł w emocjonalne rozedrganie. Nasze drogi się rozeszły, a jego nowe poglądy stały się dla mnie nieakceptowalne. Odmówiłem przeniesienia naszej zawodowej znajomości na grunt prywatny. Potem było już tylko gorzej. Gdy wybuchła wojna na Ukrainie jego stan się pogorszył. Osobliwe polityczne wizje, komentarze, zasypywanie dawnych znajomych dziwaczną korespondencją - to była codzienność. Pośrednio dowiedziałem się też, że ma coraz większe problemy osobiste, finansowe i zawodowe. Nie byliśmy przyjaciółmi więc nie wtrącałem się w jego życie. W 2022 roku wystąpił jako „świadek koronny” w groteskowych publikacjach mediów salonu III RP. Wtedy był „wiarygodnym” źródłem informacji, rozgrzeszonym „wojownikiem” przeciwko reformie sądownictwa:TYLKO U NAS. Nowe kulisy „afery hejterskiej”. Co naprawdę za nią stoi? Piebiak i Nawacki: Sędziowie wpisali się w partyjną narrację
Plótł wyjątkowo kuriozalne bzdury, ale ten ton znałem, gdyż Tomasz Szmydt od dwóch lat był na równi pochyłej i w ekspresowym tempie parł do całkowitego upadku. Nawet jednak w 2022 roku nie domyśliłbym się, że ucieknie na Białoruś, skąd będzie atakował Polskę. Pukałem się w czoło wysłuchując jego samokrytyk i komentarzy. „Ma problemy, ratuje się, jego sprawa, szkoda, że kłamie” - słyszałem z ust wielu jego znajomych i dawnych współpracowników. Byłem nawet zdziwiony, że wciąż orzeka w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym w Warszawie i że nikt z jego przełożonych nie zauważył oczywistą zmianę jego zachowania. Nie chodzi mi o występy w mediach, bardziej niepokoiły mnie sygnały o jego stanie emocjonalnym. Komuś powinna się wtedy zapalić czerwona lampka - nie zapaliła się.
Czy to wtedy ktoś „przejął” go i zaczął wykorzystywać, jako narzędzie agenturalne? A może stało się to wcześniej? Na to pytanie nie znam odpowiedzi. Tę powinny nam przedstawić służby specjalne. Przedstawią? Nie sądzę. Musiałyby wprost przyznać, że posłowie dzisiejszego rządu koalicji 13 grudnia i zblatowane z nimi media, współpracowały z agentem lub współpracownikiem służb wrogiego państwa.
Ale wróćmy do pana Tomasza. Szmydt, podobnie jak jego była żona, był potrzebny mediom i politykom tylko na chwilę. Wpuszczony przez poseł Kamilę Gasiuk-Pihowicz i jej kolegów do sejmu, stał się cennym „ekspertem” dla „kasty” sędziowskiej i jej politycznych sprzymierzeńców. Poseł Szczerba dziękował mu za „odwagę cywilną”, dopuszczono go do sejmowych działań ówczesnej opozycji (jak głęboko?). Potem, jak zawsze w takich sytuacjach, wyrzucono go poza nawias, tak jak niegdyś bliską mu osobę.
Ślad zaginął po panu sędzim na niemal dwa lata. Wrócił wczoraj, na konferencji w Mińsku, szkalując Polskę i pogrążając się już na zawsze. Tomasz Szmydt wkrótce przestanie być potrzebny rosyjskiej i białoruskiej propagandzie. Co się z nim wtedy stanie? Los zdrajcy jest mi całkowicie obojętny.
Dziś, polityczna falanga spod znaku #Silnirazem szyje żenującą narrację o agenturze, którą PiS wprowadziło do KRS, do mediów, itd. Wiedzie w tym prym Roman Giertych, który wymarzył sobie (zapewne na polityczne zamówienie) delegalizację obozu Zjednoczonej Prawicy. Koncepcja oczywiście groteskowa, ale w Polsce, w której od grudnia 2023 roku, bezprawie czuje się doskonale, ta akcja może być groźna. Platforma Obywatelska przegrywa kolejne wybory z obozem patriotycznym, niewiele jest już punktów, które łączą koalicję więc wyszukiwane są tematy zastępcze. Obraz rozkładu państwa jest szokująco jasny. Dlatego trzeba rzucać ochłapy ludziom spod ośmiu gwiazdek i nakręcać groźną dla Polski narrację. Ta pomaga Łukaszence i Putinowi, których media sprytnie wyciszają udział mediów III RP w „promocji” Tomasza Szmydta, z którą mieliśmy do czynienia dwa lata temu. Swoich nie ruszają, to pewne.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/690969-szmydt-to-zdrajca-ale-takze-wygodne-narzedzie-dla-wladzy