Można wątpić w deklarowaną „stanowczość” polskich władz wobec Izraela po tym, jak sam premier Tusk bajdurzył coś o „złości”, zamiast pokazać, że jest szefem rządu i nosi spodnie.
Wciąż głośno jest w Polsce o rozmowie, jaką z ambasadorem Izraela, Jakowem Liwne, przeprowadził Robert Mazurek (w Kanale Zero). Głośno jest między innymi dlatego, że ambasador postanowił w każdej właściwie sprawie „iść w zaparte”. I to mając wielkie pretensje, że ta jego metoda nie spotyka się z uznaniem i poparciem. Mieliśmy przypadek nie tylko pójścia „w zaparte”, ale odbywało się to „na rympał”. Rzecz działa się 3 kwietnia 2024 r.
Także 3 kwietnia 2024 r. całkowicie „w zaparte” i to „na rympał” poszedł w Krakowie (podczas wyborczego wiecu promującego kandydata Koalicji Obywatelskiej na prezydenta byłej stolicy Polski) Donald Tusk, premier i przewodniczący Platformy Obywatelskiej. A nie jest o tym specjalnie głośno z prostego powodu: Donald Tusk poszedł „w zaparte” w wersji „na rympał” po raz kilkusetny, a może kilkutysięczny. O ile nie robi tego zawsze, gdy publicznie występuje.
Wspólne między Tuskiem i Liwne jest to, że fakty – jakie by nie były – nie są w stanie przeszkodzić im w wydawaniu sądów, często bardzo kategorycznych i równie często w oczywisty sposób sprzecznych z prawdą. Wspólne jest także to, że z tego powodu nie czują nawet cienia dyskomfortu, wstydu czy obciachu, a wręcz przeciwnie – uważają, że są obiektami absolutnie niesprawiedliwych ataków. Co pobudza ich do kolejnych apodyktycznych sądów i kolejnych zaprzeczeń prawdzie.
W Krakowie przez gardło Donalda Tuska przeszedł taki oto kategoryczny sąd: „Przez gardło nie przejdzie mi coś, co później okazuje się pustą obietnicą”. Nawet dziecko (być może nawet jedno z tych, które są w sposób absolutnie żenujący, karygodny i okropny wykorzystywane na wiecach z udziałem obecnego premiera) łatwo zauważy, że Donaldowi Tuskowi seryjnie przechodzi przez gardło „coś, co później okazuje się pustą obietnicą”. A on z uporem twierdzi, że jest odwrotnie.
Wspólne między Tuskiem i Liwne jest to, że jak bardzo by się mijali z prawdą czy szli „w zaparte”, to nawet powieka im nie drgnie. Nie pojawi się żadne zwątpienie. Nie zmniejszy się pycha i buta. Nie pojawi się nawet cień zażenowania. W skrócie: nie przestają zachowywać się jak „buce” – jakiego to określenia Krzysztof Stanowski użył w odniesieniu do ambasadora w komentarzu po rozmowie z nim.
Jest czymś niebywałym, żeby „iść w zaparte” i to „na rympał”, będąc oglądanym i słuchanym przez setki tysięcy osób i nie mieć nawet cienia wstydu wobec słuchaczy i widzów. A wręcz przeciwnie – uważać się za pana świata, za wyższą osobę, przeznaczoną tylko do wielkich celów i czynów. I na tej podstawie mającą prawo nie tylko łgać czy manipulować, ale też uważać, że wszyscy inni powinni to nie tylko przyjąć do wiadomości, ale uznać wręcz za odpowiednik aksjomatu w matematyce czy sądu syntetycznego a priori w filozofii (Kanta).
Kiedy ktoś próbuje podważać chodzenie „w zaparte” w wersji „na rympał”, spotyka się z atakiem. Donald Tusk często wyśmiewa zadających mu kłopotliwe pytania lub formułujących inne niż on wnioski. Kpi z nich, odmawia im racji w upokarzający sposób, a nawet kręci dłonią jakieś kółka przy skroni, sugerując, że taka osoba jest niespełna rozumu. Jakow Liwne po zakończeniu transmisji napadł na Roberta Mazurka, udzielając dobrych rad, jak taka rozmowa powinna przebiegać. To absolutne zaprzeczenie demokratycznym standardom oraz po prostu zwykłej kindersztubie.
Jakow Liwne zapewne podziela przekonanie o tym, że z powodów historycznych, moralnych, przynależności narodowej i aksjologicznych ma prawo zawsze mieć rację, nawet bez uzasadniania tego. Donald Tusk od lat demonstruje, że jego nie obowiązują nie tylko jakiekolwiek ramy prawne, etyczne czy logiczne, ale że robi to, co robi w imię prawa, etyki czy logiki. Choćby kamień nie został na kamieniu.
Na koniec realne, choć tylko korespondencyjne spotkanie panów Tuska i Liwne. Gdy rakiety Izraelskich Sił Obrony rozstrzelały pojazdy misji humanitarnej w Strefie Gazy, w wyniku czego zginęło 7 osób, w tym Polak i pojawiły się krytyczne wobec Izraela komentarze, ambasador Liwne napisał na portalu X:
„Skrajna prawica i lewica w Polsce oskarżają Izrael o umyślne morderstwo we wczorajszym ataku, wskutek którego śmierć ponieśli członkowie organizacji humanitarnej, w tym obywatel Polski. Wicemarszałek Sejmu i lider Konfederacji Krzysztof Bosak twierdzi, że Izrael popełnia ‘zbrodnie wojenne’ i terroryzuje organizacje humanitarne, aby zagłodzić Palestyńczyków. To ten sam Bosak, który do dziś nie zgodził się potępić masakry dokonanej przez Hamas 7 października [2023 r.] i którego partyjny kolega, prawicowy ekstremista, zgasił gaśnicą chanukową menorę, którą zapaliliśmy w parlamencie w Warszawie. Wniosek: antysemici zawsze pozostaną antysemitami, a Izrael pozostanie demokratycznym Państwem Żydowskim, które walczy o swoje prawo do istnienia. Również dla dobra całego świata zachodniego”.
Donald Tusk odpowiedział, także na te słowa ambasadora:
„Panie premierze Netanjahu, panie ambasadorze Liwne, zdecydowana większość Polaków okazała pełną solidarność z Izraelem po ataku Hamasu. Dzisiaj poddajecie tę solidarność naprawdę ciężkiej próbie. Tragiczny atak na wolontariuszy i wasza reakcja budzą zrozumiałą złość”.
Łatwo zauważyć, że ambasador Liwne od razu uderza w dzwon antysemityzmu Polaków, co zwykle odnosiło zamierzony skutek, czyli „ustawiało” debatę oraz „ustawiało”, a raczej stawiało do pionu polskie elity, w tym polityczne. I chyba ustawiło także tym razem Donalda Tuska. Jako premier nie domaga się on przecież przeprosin, potępienia i zadośćuczynienia, tylko zasłania się reakcją Polaków, którą opisuje. A jest szefem rządu, a nie socjologiem, więc powinien podejmować decyzje i domagać się podjęcia adekwatnych decyzji po stronie Izraela. Nic z tego. Mamy bojaźliwe stęknięcie w imieniu społeczeństwa, czyli zero stanowczości, ale i zero ryzyka. Donald Tusk został „ustawiony”.
5 kwietnia 2024 r. do MSZ wezwano Jakowa Liwne. I potem przemówił rozmówca ambasadora - wiceminister w MSZ Andrzej Szejna: „Spotkanie z ambasadorem Izraela miało charakter bardzo stanowczy ze strony polskiej; przekazałem mu w imieniu MSZ notę protestacyjną”. Szejna mówił, że ambasador Liwne przeprosił za to zdarzenie niemające precedensu - zbombardowanie konwoju humanitarnego. Andrzej Szejna stwierdził też, że Polska oczekuje rzetelnego śledztwa oraz, że „żądamy dostępu do wszystkich informacji, aby wyjaśnienie sprawy było satysfakcjonujące”. No i dowiedzieliśmy się, że ambasador Izraela nie zostanie wydalony z Polski.
Nie warto wnikać w „stanowczość” wiceministra Szejny, bo mamy tylko jego słowa. I w gruncie rzeczy nie wiemy, czy to ambasador Liwne został postawiony do pionu czy może wiceminister Szejna. Można wątpić w „stanowczość” po tym, jak sam premier Tusk bajdurzył coś o „złości” i zabawiał się w socjologa, zamiast pokazać, że jest szefem rządu i nosi spodnie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/687565-ambasadora-jakowa-liwne-i-premiera-donalda-tuska-sporo-laczy