Prof. Piotr Gliński domaga się odpowiedzi na swoje interpelacje, które dotyczą działań rządu w zakresie kultury, mediów czy społeczeństwa obywatelskiego. „Otrzymuję lakoniczne albo wręcz aroganckie odpowiedzi” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl były minister kultury i dziedzictwa narodowego, który nie wyklucza, że rządzący mogą w swoich odpowiedziach po prostu kłamać. „Piszę powiadomienie do marszałka Hołowni o prawdopodobnym złamaniu prawa przez członków rządu” - mówi nam poseł PiS.
wPolityce.pl: Jako były minister kultury, który podjął olbrzymi wysiłek odrodzenia wielu instytucji kultury oraz zrealizowania licznych inwestycji, musi pana boleć szczególnie to, co robi dziś Bartłomiej Sienkiewicz.
Piotr Gliński: Napisałem ponad 30 interpelacji. Niestety otrzymuję lakoniczne albo wręcz aroganckie odpowiedzi na wiele stawianych pytań. Można się jednak kilku rzeczy dowiedzieć. Choćby tego, że ministerstwo kultury - jak twierdzi - nie ma żadnych podpisanych umów ani kancelariami adwokackimi i notarialnymi, ani z firmami ochroniarskimi. To o tyle dziwne, że siłowe przejmowanie mediów publicznych odbywało się z udziałem właśnie tych podmiotów. Obecna była notariusz, ochroniarze i przedstawiciele kancelarii prawniczych, którzy ze mną nawet rozmawiali, gdy byłem w Polskiej Agencji Prasowej. Jak rozumiem, to wszystko robili w czynie społecznym, uczestniczyli w działaniach bezprawnych jako wolontariusze.
Sądzi pan, że obecna władza jest w stanie przyznać się do własnych błędów i łamania prawa?
Zawsze zachodzi prawdopodobieństwo, że oni w tych odpowiedziach na interpelacje kłamią albo próbują coś ukryć. Niemniej taką odpowiedź otrzymałem. Poza tym, także otrzymałem nieprecyzyjną informację dotyczącą trzech umów na jakieś wsparcie wizerunkowe, ale nie wiemy jakie to firmy. Złożyłem także interpelację w sprawie blokowania udziału TV Republika w oficjalnych konferencjach prasowych. Niestety nie uzyskałem odpowiedzi. Stwierdzono, że telewizyjnej ekipy nie wpuszczono, bo nie było akredytacji. Na pytanie, dlaczego nie było tej akredytacji, odpowiedziano że „nie było akredytacji”.
Prawo jest jednak bardzo jasne. Ministerstwa są obowiązane udostępnić na żądanie posła odpowiednie informacje. Na tym polega demokratyczna kontrola sprawowania władzy?
To jest łamanie prawa. Mamy przecież odpowiednie zapisy w ustawie o wykonywaniu mandatu senatora i posła, także regulamin Sejmu, ale to wszystko jest ignorowane. W zasadzie, na te kilkadziesiąt pytań otrzymałem jedną merytoryczną odpowiedź. Cała reszta to aroganckie i wymijające odpowiedzi w stylu „nie mamy pana płaszcza i co pan nam zrobi”. Staramy się to wszystko monitorować i przedstawiać, bo na tym polega nasza rola w demokracji.
Co można z tym zrobić?
W tej sytuacji piszę powiadomienie do marszałka Hołowni o prawdopodobnym złamaniu prawa przez członków rządu. W szczególności przez ministra Sienkiewicza, ale także innych. Koresponduję m.in. z minister Agnieszką Buczyńską ds. społeczeństwa obywatelskiego, bo tam też dzieją się rzeczy bulwersujące. Na przykład w trakcie kadencji został dyscyplinarnie zwolniony dyrektor Narodowego Instytutu Wolności i to w oparciu o całkowicie kuriozalne zarzuty. Tam jest trwająca już rok, czwarta kontrola NIK i pana Banasia.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że różnorakie placówki kultury są dziś pacyfikowane, zwłaszcza ich kadra.
Dyrektorzy różnych placówek kultury są zwalniani bez podstaw prawnych, z naruszeniem kadencyjności. Ustawa wymienia przesłanki, jakie należy spełnić, aby kogoś zwolnić. Stosowane są także różnego typu szantaże. Przykład Agnieszki Romaszewskiej jest tu bardzo charakterystyczny. To wszystko jest w ramach niszczenia opartego o prawo ładu, nie mówiąc o oczywistych zwyczajach. Tu mamy o wiele więcej spraw bulwersujących, jeśli chodzi o kulturę. Choćby wstrzymanie ok. 20 inwestycji. Nie możemy się dowiedzieć także tego, co dzieje się wieloma innymi inwestycjami, unikają odpowiedzi na stawiane pytania. Niektóre instytucje kultury są fikcyjnie łączone tylko po to, by pozbyć się dyrektorów. To niestety rzutuje na ich funkcjonowanie. Mieliśmy już przecież takie sytuacje, jak zmiana polskiego reprezentanta na biennale w Wenecji. Stało się to przedmiotem burzliwej dyskusji na sejmowej komisji kultury, ale niestety min. Sieniewicz na posiedzeniach komisji się nie stawia.
Sienkiewicz był za to podczas „czyszczenia Zachęty”. Jak by pan to nazwał?
Mówi pan o gusłach. Zachęta została przejęta z naruszeniem prawa. Zwolniony został dyrektor i to po zaledwie 8 dniach urzędowania ministra Sienkiewicza oraz w oparciu o dęte podstawy. A teraz bawią się tam w gusła, „odczynianie po PiS”. To jest wpisywanie się w działania wykluczające, które wykraczają swym zasięgiem poza Polskę. Chodzi o wykluczanie poglądów od republikańskich na prawo, czyli konserwatywnych. Mają być naznaczane i piętnowane. Język, jakim operowała pani Anda Rottenberg, która była kuratorem tego wydarzenia w Zachęcie, mówił o „stęchłym zapachu”. To się kojarzy fatalnie, niemal przerażająco. Ci ludzie, którzy takim stęchłym zapachem się charakteryzują, mają być wykluczani, poprzez język naznaczani emocjonalnie jako zło wcielone. Jest to łamanie podstawowych zasad kultury demokratycznej, a nawet zasad funkcjonowania samej demokracji. Robią to, mając jednocześnie usta pełne frazesów o pluralizmie i zróżnicowaniu.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Robert Knap.
CZTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/687434-glinski-moga-klamac-w-odpowiedziach-na-moje-interpelacje