Wraz z kolejnymi kryzysami, na które musi reagować rząd, pojawia nam się stare, dobrze znane oblicze Donalda Tuska – polityka reagującego z opóźnieniem i często nieadekwatnie. Opieszałość wynika z potrzeby sprawdzenia reakcji opinii publicznej na wydarzenie i dopasowania do niej swojego przekazu. Nieadekwatność zaś – z próby niezrażenia żadnej ze stron danego konfliktu. Skrajny populizm? Owszem. Ale prawdziwie złą wiadomością dla Polski jest fakt, że premier nie kieruje się jej interesem, lecz swoim własnym.
Panie premierze Netanjahu, panie ambasadorze Liwne, zdecydowana większość Polaków okazała pełną solidarność z Izraelem po ataku Hamasu. Dzisiaj poddajecie tę solidarność naprawdę ciężkiej próbie. Tragiczny atak na wolontariuszy i wasza reakcja budzą zrozumiałą złość.
Za ten wpis z dzisiejszego poranka Donald Tusk zbiera słuszne cięgi. Powinien był zabrać głos wczoraj, użyć innego języka (by izraelscy politycy mogli pomyśleć, że premier rzeczywiście odzywa się do nich) i zupełnie innych słów. Złość można czuć, gdy ulubiona drużyna przegra wygrany mecz, ale nie gdy jadący z pomocą humanitarną rodak pada ofiarą zbrodni wojennej, a władze państwa, którego żołnierze mają krew na rękach, komentują sprawę z arogancją, oskarżając nas jednocześnie o antysemityzm.
Tusk w polityce międzynarodowej znaczy niewiele i nie zmieni tego puszenie ogona za każdym razem, gdy w Brukseli, Berlinie albo Paryżu ktoś poklepie go po plecach. Wychodzi to właśnie w takich momentach, gdy nie jest w stanie nawet w internetowym wpisie należycie odpowiedzieć na bezczelne zachowanie izraelskiego szefa rządu i ambasadora.
Zapewne wie, że czas reakcji ma znaczenie. Wybrał jednak czekanie i sprawdzenie, jak silne będzie oburzenie Polaków na zabicie wolontariusza. To jego stara metoda. Gdy wybuchła afera podsłuchowa, w piątek napisał, że jej nie lekceważy i odniesie się na konferencji w poniedziałek o 15. Ale żadnej konferencji nie było. To i tak nic, po katastrofie smoleńskiej milczał 18 dni zanim spotkał się z dziennikarzami (nie byłoby w tym nic złego, gdyby w tym czasie podejmował decyzje korzystne dla polskiego śledztwa i wyjaśnienia śmierci prezydenta, zamiast działać na rzecz Rosjan i ułatwiając im zaciemnienie tragedii).
Gdyby nie wczorajsza natychmiastowa i stanowcza reakcja opozycji oraz opinii publicznej, Tusk ws. zabójstwa Polaka w Izraelu zapewne przemówiłby jeszcze bardziej zachowawczo i jeszcze mniej w interesie Polski.
Bo ten nie jest u niego na pierwszym miejscu. Ono zajmowane jest przez interes osobisty.
Premier bez właściwości
Wg tej hierarchii powstało 100 konkretów, o czym piszę w najnowszym wydaniu tygodnika „Sieci”, relacjonując słowa jednego z niedawnych współpracowników Donalda Tuska:
Było kilka tygodni do wyborów. Sondaże nie napawały optymizmem. PiS mógł utrzymać władzę. Będzie się pan śmiał, ale Donald naprawdę był wściekły. Kazał pilnie i masowo wygenerować atrakcyjne obietnice wyborcze. Nie miało znaczenia, czy będą korzystne dla Polski, czy będą je chcieli spełnić, czy kłóciły się z ich dotychczasowymi postulatami. Miały dobrze brzmieć i zaczarować wyborców! W kolejnych dniach na 5. piętro [tak określa się siedzibę władz PO w kamienicy przy ul. Wiejskiej – przyp. red.] spływały kolejne obiecanki. I tak powstała ta setka, z której dziś Tusk jest rozliczany.
Krótko mówiąc, Tusk nie pali się do ich spełniania, bo to nie były jego konkrety. One były niczyje. Miały tylko dobrze brzmieć – być słodką piosnką, na melodię której poprowadzi się owieczki do urn wyborczych. Pozytywnym dodatkiem do przekazu zasadniczego – planu rozliczenia i anihiliacji pisowców.
Tyle że i ten się sypie. Po przesłuchaniu Jarosława Kaczyńskiego przez komisję pegasusową, Platforma kazała zapytać Polaków, co sądzą o sejmowych śledztwach.
Wyborcy mówili jasno: »Zamknijcie ten nieudolny cyrk!«. Oceniali to posiedzenie jako kompromitację komisji. Donald też był zażenowany. Tu będą potrzebne radykalne zmiany albo wygaszenie tematu, by się nie skończyło jak z komisją Czumy.
To ważny komunikat, bo dla szefa Platformy Obywatelskiej sondaże są kluczowe w prowadzeniu polityki.
Weźmy taki Zielony Ład, w sprawie którego premier szuka dobrego wyjścia. I kluczy. Z jednej strony nie może ostro przeciwstawić się Brukseli, z drugiej – musi zadowolić swój elektorat, który stoi po stronie protestujących rolników.
A wie pan, dlaczego Donald ostatnio tyle mówi o konieczności wprowadzenia zmian w Zielonym Ładzie? Bo z wewnętrznych badań wyszło, że nasz wyborca wcale nie kocha tej idei. Sami byliśmy zdziwieni, gdy okazało się, że według naszego elektoratu rację w tym sporze mają rolnicy
— usłyszałem od jednego z moich rozmówców w czasie pacy nad tekstem „Anihilatorzy”.
Dlatego z jednej strony Tusk udaje twardego negocjatora z Komisją Europejską, z drugiej – jego ministrowie suflują na forach Unii zaostrzanie polityki klimatycznej. Ostatecznie wyjdzie z tego to co zwykle – premier Polski napnie mięśnie, pokazując, ile to „urwał” z ZŁ w interesie rodzimych farmerów, z drugiej – zgodzi się na resztę chorych i szkodliwych dla naszego kraju zapisów z doktryny nowej lewicowo-liberalnej religii.
Wilk może i będzie syty, ale owieczka w całości się nie ostanie.
Podobny los może zresztą spotkać CPK, którego chcą Polacy. Nawet jeśli jakiś port powstanie, to nie będzie on przypominał znakomitych planów, realizowanych przez poprzednie władze od 2017 r.
Zmiany na granicy i za granicą
Czy kogoś dziwi, że szef MSWiA – w ślad za samym premierem - zapowiada umocnienia zapory na granicy z Białorusią? Nie powinno, bo absolutna większość Polaków domaga się twardej postawy wobec nielegalnych migrantów.
Co więcej – niech nikogo nie zdziwi, gdy to Donald Tusk ostatecznie zawetuje pakt migracyjny. Znów ucieknę się do słów moich informatorów, dobrze zorientowanych na szczytach platformerskiej władzy:
PiS w Brukseli wszystkich wkurzał. Non stop coś im się nie podobało, nie można było się na nic dogadać. Nic dziwnego, że teraz Tusk był tam witany jak Mesjasz. A jednocześnie on naprawdę chce zmienić pozycję Polski. Po 8 latach rządów PiS jesteśmy 5. gospodarką w Unii, armia jest na kontynencie potęgą, a będzie jeszcze większa. To Kaczyński doprowadził do tego, że nie można się cofnąć, tylko grać rolę silnego państwa, które ma własne interesy, a nie czeka na wskazówki z EPP. Paradoksalnie PiS zrobił Tuskowi przysługę swoim kursem w polityce międzynarodowej, bo on teraz nie może wrócić na swoje stare tory. Będzie więc się tu i ówdzie stawiał Niemcom i próbował rozgrywać ich oraz Francuzów. W sprawie migrantów się nie cofnie. Nie ma zgody na relokację i nie będzie. W tym obszarze wydarzyło się w ostatnich ośmiu latach wiele dobrych rzeczy i teraz Tusk będzie z tego korzystał.
Czy nie można więc powiedzieć: to dobrze, że premier realizuje oczekiwania społeczne, zwłaszcza dotyczące bezpieczeństwa kraju? Nie do końca, bo przecież przez lata to bezpieczeństwo osłabiał, ujmując się za „turystami Łukaszenki” i płacząc, że ci biedni ludzie szukają nadziei na lepsze jutro. Mógł stanąć wówczas po stronie rządu RP, wolał jednak deprecjonować jego poczynania nawet w takim obszarze. Wybrał autoryzowanie głupot wypisywanych przez „Wyborczą”, która sama później przyznała, że wiele zmyśliła.
Czy Tusk będzie miał tyle odwagi co autorka z Czerskiej, by potwierdzić: tak, torpedowałem obronę granicy tylko po to, aby odsunąć PiS od władzy, lecz dziś już z ministrem Kierwińskim instalujemy tam kolejny sprzęt i ludzi?
Tego oczywiście nie zrobi. Będzie udawał, że od początku domagał się twardej postawy wobec migrantów – analogicznie do kłamstw, jakoby on sam i jego ekipa przestrzegali przed neoimperialną Rosją, a nie (jak w rzeczywistości) robili z nią interesy.
Mamy premiera kłamcę, hipokrytę, niekiedy wprost występującego przeciw polskiej racji stanu, bawiącego się bezpieczeństwem kraju, natychmiast po objęciu władzy łamiącego własne obietnice. Może to i dobrze? Bo przecież taki stan rzeczy nie może trwać długo.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/687337-premier-z-focusow-powolny-hipokryta-grajacy-na-siebie