„Wybory samorządowe postrzegam inaczej niż krajowe. Oczywiście listy definiują się politycznie, ale nie sposób wejść do obiegu samorządowego z pominięciem tej płaszczyzny” - mówi portalowi wPolityce.pl prof. Mieczysław Ryba, historyk i politolog, wykładowca Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.
wPolityce.pl: Przed nami wybory samorządowe. Czego powinno oczekiwać Prawo i Sprawiedliwość?
prof. Mieczysław Ryba (KUL): Najbardziej polityczną częścią tych wyborów będą niewątpliwie wybory do sejmików. Są bowiem najbardziej wymierne, jeśli chodzi o skalę poparcia dla poszczególnych partii. Z punktu widzenia Prawa i Sprawiedliwości najważniejsze jest, by mimo porażki w wyborach parlamentarnych, utrzymać te sejmiki, w których PiS rządzi lub współrządzi. W przemożnej mierze to się uda. Uważam, że będzie to duży sukces i umocnienie nie tylko wizerunkowe, ale również strukturalne samej partii.
A jakie są szanse PiS w dużych miastach? W ich przypadku partia Jarosława Kaczyńskiego ma problemy od lat.
W tej sprawie poczyniono pewne ruchy, które moim zdaniem są sensowne. Przedstawiono kandydatów, którzy nie są jednoznacznie kojarzeni z partią – wystarczy wymienić Warszawę czy Lublin, gdzie kandyduje dr Robert Derewenda. To młodzi, dynamiczni kandydaci o prawicowych poglądach. Sytuacja jest jednak trudna - sprzyja bowiem tym, którzy już rządzą w dużych miastach ze względu na pewne układy, które się tworzą. Niektórzy mówią wręcz o zależnościach mafijnych czy paramafijnych i rzeczywiście tak to niejednokrotnie wygląda. Nieprzypadkowo w dużych, ale również mniejszych miejscowościach dochodzi do reelekcji, które są wynikiem prowadzonej tak, a nie inaczej polityki lokalnej. Poza tym PiS w największych miastach ma najsłabsze poparcie. Ten problem nie zniknął.
Wspomniał Pan o wyborach do sejmików, które powinny Pana szczególnie interesować, w końcu ubiega się Pan o reelekcję do sejmiku województwa lubelskiego. Jaki emocje Panu towarzyszą?
Dobre i coraz lepsze. Wydaje się, że projekt Trzeciej Drogi, który w województwie lubelskim miał duże znaczenie, w tej chwili przez protesty rolnicze i różne zawirowania ogólnokrajowe i lokalne musi się liczyć ze spadkiem poparcia. Dlatego moje szanse na reelekcję są duże, nawet przy wzrastających notowaniach Konfederacji, która może być przyszłym koalicjantem Prawa i Sprawiedliwości.
Kandyduje Pan w wyborach, a jednocześnie komentuje politykę jako ekspert. Można spotkać opinie, że tych funkcji nie powinno się łączyć.
Wybory samorządowe postrzegam inaczej niż krajowe. Oczywiście listy definiują się politycznie, ale nie sposób wejść do obiegu samorządowego z pominięciem tej płaszczyzny. Nie ma wyborów większościowych. Sam postrzegam siebie jako reprezentanta środowiska akademickiego, bo Lublin jest miastem akademickim. Nie należę do partii, a mam poglądy konserwatywne. Gdy słyszę pytanie, czy powinienem startować, odpowiadam, że taka aktywność jest potrzebna. Nie czuję jednak, aby moja kandydatura była uwarunkowana partyjnie, ale samorządowo. Uważam, że taka reprezentacja w takim regionie, w takim mieście powinna mieć miejsce. Istotna jest nie tylko wiedza politologiczna, ale również praktyka – znajomość mechanizmów, które dotyczą kwestii zarządzania i funkcjonowania życia społecznego. Zgodziłbym się ze śp. prof. Waldemarem Paruchem, który powiedział, że dotknięcie praktyki jest też ważne w formułowaniu pewnych ocen politologicznych. Część badaczy nie wie, jak pewne teorie czy programy przekładają się na życie, co sprawia, że ich wywody mają wadę idealizmu i odklejenia od rzeczywistości. Mówiąc w skrócie: jestem reprezentantem środowiska akademickiego, którego otoczenie namawia do startu. Dlatego właśnie szukam płaszczyzny adekwatnej do swoich poglądów, co nie oznacza sprofilowania się partyjnego w sensie instytucjonalnym, bo tak sprofilowany nie jestem.
Mówi Pan o problemach Trzeciej Drogi w kontekście protestów rolniczych, tymczasem zgrzyty pojawiły się też w szeregach Zjednoczonej Prawicy. Na portalu X doszło do wymiany zdań między politykami Suwerennej Polski i PiS, a także między prezydenckim ministrem Marcinem Mastalerkiem a Mariuszem Błaszczakiem. Czy te utarczki słowne wpłyną na poparcie dla Prawa i Sprawiedliwości, chociażby w wyborach do sejmików?
Jeśli te różnice zdań nie kończą się rozłamem lub deklaracją rozłamową, to nie sądzę. Ten wpływ będzie niewielki. Sporów w przeszłości również było dużo i to się nie przekładało na poparcie. Inaczej byłoby w przypadku realnych rozłamów – wówczas byłby to realny scenariusz. Nikt jednak nie deklaruje chęci dokonania rozłamu. Natomiast sama dyskusja o przyczynach porażki w wyborach parlamentarnych, przyszłości Zjednoczonej Prawicy i uwagach, które się ze sobą ścierają, powinna mieć miejsce. Pytanie tylko, czy wybory samorządowe to dobry moment. To chyba nie jest ten czas.
Została ostatnia prosta…
Z drugiej strony nigdy nie ma dobrego czasu na taką dyskusję. Tym niemniej dopóki nie ma silnych tąpnięć o charakterze rozłamowym, to szkoda dla Zjednoczonej Prawicy nie jest tak duża. Problem pojawiłby się, gdyby doszło do realnego podziału. Tak się jednak nie dzieje.
Rozmawiał Aleksander Majewski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/686493-prof-ryba-pis-musi-utrzymac-sejmiki-w-ktorych-rzadzi