Podczas wizyty prezydenta i premiera w Białym Domu było to widać wyraźnie jak nigdy dotąd - polska prawica ciąży ku Stanom Zjednoczonym, choćby kosztem Europy, a liberałowie ku rdzeniowi kontynentu, Niemcom, nawet kosztem relacji z Waszyngtonem. Nie byłoby to niczym nadzwyczajnym - w Rzeczpospolitej partie stawiające na poszczególne mocarstwa są tradycją już blisko pięćsetletnią, ale wątkiem nieoczekiwanym jest tu zaangażowanie ambasadora USA - Marka Brzezinskiego - po stronie opcji antyamerykańskiej. Format intelektualny tego dyplomaty opisywać będą po stuleciach historycy, ale my opiszemy go już teraz.
Bo nie da się ukryć - Andrzej Duda orędował za zwiększeniem wysiłków finansowych w ramach NATO, Donald Tusk twierdził, że te oczekiwania są nierealne. Prezydent jest rzecznikiem zwiększenia obecności armii amerykańskiej w Polsce, a rząd Tuska właśnie ogłasza stworzenie wespół z Niemcami „sił szybkiego reagowania”, zaś sam minister spraw zagranicznych niedawno apelował w Brukseli, by szykować armię europejską na wypadek wygranej Donalda Trumpa w USA.
Trudno nie widzieć nad Wisłą opcji transatlantyckiej i opcji kontynentalnej, ale oto syn wielkiego „Zbiga” pobierając comiesięczną wypłatę od opcji transatlantyckiej wspierał gorliwie opcję jej przeciwną - kontynentalną. Brzeziński pozował do zdjęć polityków od Tuska w dziesiątkach konfiguracji - z uśmiechniętym Michałem Kołodziejczakiem, z posłanką Gajewską, a z szeroko otwartymi ustami - nawet z Arkadiuszem Myrchą, w ciepłych uściskach z Szymonem Hołownią, także z przodownikiem polskiej germanofilii - Donaldem Tuskiem.
Brzezinski usprawiedliwiał bezprawie rządu Tuska mówiąc o przywracaniu demokracji, powtarzał najtańsze i najbardziej prymitywne nagłówki „Gazety Wyborczej”, pochwalił Adama Bodnara w czasie, gdy ten realizował zamach na prokuraturę krajową czyli po prostu amerykański ambasador popierał opcję niemiecką grając przeciwko USA. Ktoś może stwierdzić, że taka jest świadoma polityka amerykańska, by Polskę odpuścić i zgodzić się na niemiecką dominację w regionie, jednak próby odnowienia relacji na linii Biały Dom - Pałac Prezydencki temu przeczą. USA chcą silnego NATO wespół z krajami Europy Środkowowschodniej - Brzezinski być może też chce, ale zdaje się nie rozumieć, że traci gol za golem w tym meczu.
Brzezinski był w administracji Clintona specjalistą od Rosji i Europy Południowej, a u Obamy został ambasadorem w Sztokholmie. W Polsce jednak okazało się wyraźnie, że nie rozumie podstaw gry eurazjatyckiej Rosji, doktryny wielkoruskiego, kontynentalnego Behemota, który chce z Europy, przez rosyjskich carów zwanej „śmiesznym półwyspem”, wypchnąć anglosaskiego Lewiatana. I Donald Tusk, dawniej celujący z palców w plecy prezydenta USA, dziś biegnącemu do Scholza by wytłumaczyć się z obecności w Białym Domu, w tej koncepcji rozcięcia Zachodu wzdłuż Atlantyku i kanału La Manche, intensywnie pomaga. A Brzeziński się uśmiecha i pozuje do zdjęć. Jeśli się jednak czerpie wiedzę o Polsce podczas wspólnego biegania z Piotrem Kraśko (serio) to żadnej przenikliwości spodziewać się nie można. Niestety.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/685781-brzezinski-malo-rozumie-jogging-z-kraska-nie-pomogl-jednak