Polacy powinni się głęboko zastanowić, czy chcą i mogą ryzykować, że ich premierem jest człowiek niepoważny i nieodpowiedzialny.
„Podobno prezes Kaczyński czeka na moją zgodę, aby zacząć zeznawać. No więc proszę mówić prawdę, całą prawdę i tylko prawdę. Przed każdą komisją i w każdej sprawie. Zezwalam” - tak radośnie zakwilił 16 marca 2024 r. na platformie X premier Donald Tusk. I od razu można powiedzieć, że to cały Tusk, cały on. Jako szef rządu robi z siebie błazna, bo kto jak kto, ale bardzo wysoki urzędnik państwowy powinien wiedzieć, jak ważne są w państwie procedury bezpieczeństwa. I zasady. Tusk potraktował to wszystko jak dowcip, okazję do zaczepki.
Mimo usilnego odgrywania roli poważnego człowieka i polityka, Donald Tusk to chodzący dowcip. Czerstwy dowcip. Właściwie każdą poważną sprawę sprowadza do jakichś kalamburów, najczęściej głupkowatych. Nie tylko w mediach społecznościowych, bo tu to byłoby pół biedy. Cała bieda polega na tym, że cały sposób funkcjonowania Donalda Tuska jako przedstawiciela polskiego państwa to jest dowcip. Czerstwy dowcip.
Donald Tusk nie zajmuje się państwową robotą albo zajmuje się nią absolutnie marginalnie. On za swoją misję i główne zajęcie uznał szczeniackie zaczepianie Jarosława Kaczyńskiego. Traci pewnie kilka godzin dziennie (dlatego tak dużo, że efekt jest wyjątkowo wysilony) na wymyślanie durnych zaczepek, jakichś kalamburów właśnie. A wystarczyłaby prosta czynność urzędnicza – zwolnienie z zachowania klauzul tajności, w wypadku zeznań byłego premiera i wicepremiera ds. bezpieczeństwa państwa w oczywisty sposób wynikająca z przepisów. I z przepisów wynika, że może to zrobić aktualnie urzędujący szef rządu. A Tusk robi sobie z tego jaja. Nieświeże jaja.
Po licznych zachowaniach i wypowiedziach można dojść do wniosku, że dla Donalda Tuska kierowanie państwem to są jaja. Jakie by nie było zagrożenie z zewnątrz dla Polski, on głównie zajmuje się dykteryjkami i kalamburami. Być może z tego prostego powodu, że o rządzeniu nie ma pojęcia, ale przecież mógłby o wszystko zapytać kompetentnych doradców, gdyby chciał takich mieć i jeśli rządzenie traktuje poważnie.
Degrengolada w wielu resortach, szczególnie sprawiedliwości, kultury, edukacji czy aktywów państwowych wynika także z tego, że – jak mówił Ryszard Petru – „głowa psuje się od góry”. Ministrowie uważają, że mogą robić wyjątkowe głupoty, gdyż szefowi rządu to „wisi”. To znaczy „wisi” mu wszystko, co merytoryczne, byleby było wymierzone w poprzednią władzę i jej decyzje, byleby było elementem wojny z Jarosławem Kaczyńskim. Na tej zasadzie Tusk dał wolną rękę Bartłomiejowi Sienkiewiczowi czy Barbarze Nowackiej.
Przesłuchanie Jarosława Kaczyńskiego przed sejmową komisją ds. Pegasusa dlatego było taką klęską obozu władzy i jej reprezentantów, że nikomu tam nie chodziło o wyjaśnienie czegokolwiek, tylko mieli za zadanie „zglanować” byłego premiera. No i „zglanowali” – samych siebie. Bo zapalczywość wyłączyła im rozum, jeśli jeszcze jakieś resztki posiadali, co wcale nie jest pewne. A Jarosław Kaczyński zachował się jak mistrz klasycznych sztuk walki: pozwolił członkom komisji się rozpędzić, po czym robił unik lub nadawał im inny kierunek, a efektem było malownicze rozchlapywanie się na ścianie, na którą wpadali.
Problemem Donalda Tuska i jego rządu oraz parlamentarnego zaplecza jest obsesja. W sprawie Prawa i Sprawiedliwości oraz jego lidera Jarosława Kaczyńskiego. Oni nawet wody w kranie nie są w stanie puścić bez zastanawiania się, jak to mogłoby i powinno uderzyć w prezesa PiS. Żadnej czynności nie są w stanie wykonać i żadnego zdania wypowiedzieć (nawet o tym, która jest godzina), żeby nie zahaczało to o PiS i Kaczyńskiego.
Rządzenie Polską jest gdzieś na szarym końcu, tym bardziej że samo myślenie o tym sprawia im wyraźny ból (zryte zmarszczkami wysiłku czoła widać, tego, co zryte głębiej można się domyślać). I rządzący próbują to przykryć, przede wszystkim sam Donald Tusk, głupawymi kalamburami i dykteryjkami. Żeby były jakieś emocje, które przykryją lub wyłączą pytania o to, czym się obecny rząd zajmuje i czy czymkolwiek poza destrukcją.
Jasne jest już chyba dla wszystkich, że rząd Donalda Tuska nie zajmuje się przywracaniem czegokolwiek (praworządności, zasad, procedur), tylko ich przewracaniem. A im dalej w las (czas), tym to przewracanie przyjmuje kształt jednej wielkiej demolki. I przy okazji degrengolady, bo niszczenie zawsze się wiąże z wyłączeniem etyki i moralności. Dlatego to jest rząd przewracania Polski, co jest szczególnie nieodpowiedzialne w czasie wojny za naszą wschodnią granicą.
Jasne jest już chyba dla wszystkich, dlaczego Donald Tusk nie mógł samodzielnie spotkać się w Białym Domu z prezydentem Joe Bidenem, tylko został przyczepiony do prezydenta Andrzeja Dudy. Otóż dlatego, że amerykańskie służby i urzędy doskonale wiedzą, że Tusk nie zajmuje się rządzeniem, tylko albo demolką, albo jajami. Ale jest premierem najważniejszego państwa frontowego i coś trzeba z nim zrobić. Dlatego nie mógł być przyjęty sam, tylko jako osoba towarzysząca odpowiedzialnemu i poważnemu reprezentantowi Rzeczypospolitej, czyli prezydentowi Andrzejowi Dudzie. Amerykanie nie chcieli i nie mogli ryzykować. A Polacy powinni się głęboko zastanowić, czy chcą i mogą ryzykować, że ich premierem jest człowiek niepoważny i nieodpowiedzialny.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/685423-dla-donalda-tuska-kierowanie-panstwem-to-sa-jaja