Gdy następnym razem prezes polskiego klubu będzie bity i lżony przez holenderską policję, niech wie, że polski rząd się od niego odwróci. Tak jak od Dariusza Mioduskiego odwrócił się dziś Sławomir Nitras. Nawet ws. sportu ten rząd nie jest w stanie zająć propolskiego stanowiska.
„Nitras, zmień dilera” – transparent o takiej treści wywiesili kibice Legii Warszawa w grudniu, po tym jak minister sportu krytykował kibiców Legii po burdach z policją w Birmingham. Teraz, w rozmowie z Kanałem Sportowym, wrócił do wydarzeń w Anglii, znów przedstawiając je inaczej niż miały miejsce w rzeczywistości. Niewykluczone, że w czasie zbliżającej się potyczki z Piastem Gliwice, na trybunach znów pojawią się pozdrowienia dla ministra.
Do najzagorzalszych fanów stołecznej drużyny można mieć sporo zastrzeżeń, bo fakt, że tak często dochodzi z ich udziałem do rękoczynów w czasie zagranicznych wyjazdów nie może być dziełem przypadku. Ale też nie można ich z automatu winić za każdą burdę. A już na pewno nie można mylić ich z szefostwem Legii, co Nitras uczynił.
Widzę to, co się działo w Holandii z Legią, czy widzę prezesa klubu… Byliście kiedyś w Anglii? W pubie w Anglii? Ja byłem wiele razy i nikt mnie nigdy nie wyprosił. Ale jakby mnie wyprosił, a byłbym osobą publiczną, to nigdy by mi nie przyszło do głowy, by się tym publicznie chwalić. Państwo polskie ma płacić za taki wizerunek, że wszystkie gazety brytyjskie piszą, że nie kibice, ale wręcz prezesi prawie się leją z władzami?
– Nie, nie, nie! Jak rozmawiamy o kibicu z Żylety, to mogę się zgodzić, że wolno mu więcej niż prezesowi klubu. Można krzyknąć coś, czego prezesowi nie wypada. Sugeruję jednak, że jeżeli ktoś jest w Anglii, to powinien uważać, że policja angielska zna prawo brytyjskie lepiej od niego. Po drugie, jeżeli ktoś bierze pieniądze za promocję Polski za granicą, to oczekuję, że nie będzie się tam prał z policją. A jeżeli będzie, to ja te pieniądze zabiorę.
Przypomnijmy pokrótce. W październiku Legia grała na wyjeździe z Alkmaar. Przed meczem polscy kibice byli szykanowani, kazano im jechać sto kilometrów po odbiór wejściówek na mecz. Lokalna pani burmistrz powiedziała współpracownikom, że nie życzy sobie Polaków w mieście, a społeczność się do jej życzenia dostosowała, wyrzucając Polaków z restauracji i lżąc na ulicach.
Po meczu zarówno piłkarze jak i działacze polskiego klubu zostali potraktowani przez holenderską policję i klubową ochronę jak bandyci. Prezes był popychany, wyrzucono mu z ręki telefon, którym próbował zarejestrować skandaliczne zachowanie gospodarzy. Doszło do szarpaniny, aresztowano dwóch piłkarzy i osadzono na noc za kratami. Doszło do skandalu, jakiego europejskie rozgrywki piłkarskie nie widziały od wielu, wielu lat.
Jednak polski minister sportu chce to widzieć inaczej. I na tę okoliczność miesza wydarzenia w Holandii z tymi w Anglii. Tam rzeczywiście doszło do starć kibiców z policją, ale pamiętajmy, że angielskie służby i przedstawiciele Aston Villi też na to zapracowali, m.in. nie wywiązując się ze zobowiązań i nie przekazując obiecanej (i wymaganej przepisami UEFA) liczby wejściówek na mecz. Wobec tego prezes z towarzysząca mu delegacją nie pojawili się na stadionie, lecz chcieli obejrzeć mecz w pubie. Zostali z niego wyrzuceni tylko dlatego, że są Polakami.
Nitrasowi nie przeszkadza ksenofobia i bandytyzm Holendrów oraz Anglików. Więcej – odpowiedzialnością za nie chce obarczyć prezesa warszawskiego klubu! I potrząsa pięścią, że po kolejnych takich incydentach będzie odbierał pieniądze z funduszu „Poland.travel”, z którego środki trafiają do klubów na promocję polskiego sportu za granicą.
Pan minister ewidentnie musi się umówić na jazdy doszkalające z europosłem Andrzejem Halickim, który w Alkmaar był i też mu się bez powodu oberwało:
Podczas meczu w holenderskim Alkmaar spotkałem się z niespotykaną agresją. Naruszano moją nietykalność cielesną, mimo że zwracałem uwagę na to, że jestem europosłem (…) Mogłoby się to zakończyć dużym skandalem, gdyby puściły nam nerwy, gdyby ktoś zachował się nieodpowiedzialne. Myślę że pani burmistrz, która stworzyła taki nastrój dyskryminacji Polaków, też przyłożyła się do tego, że było czuć tę atmosferę niechęci. (…) Chcemy wyjaśnienia dlaczego doszło do dyskryminacji obywateli Polski. Parlament Europejski nie pozostawi tej sprawy.
To z inicjatywy Halickiego Komisja Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych Parlamentu Europejskiego podjęła decyzję o interwencji w sprawie incydentów w Alkmaar.
Czy bzdury wygadywane przez Nitrasa mają jakieś drugie dno niż tylko nienawiść do Legii Warszawa? Niestety można się tego obawiać. Pan minister zamiast bronić polskich ofiar przemocy, staje po stronie zagranicznych sprawców, a w dodatku grozi zabieraniem pieniędzy.
Nie chcę szukać zbyt daleko idących porównań, ale ten mechanizm w tym rządzie nie jest nowością, wszak z lubością odwołuje się do niego sam pan premier.
Zaczynam też wątpić, czy Platforma Obywatelska rzeczywiście tak kocha sport, jak deklaruje jej lider. Popatrzmy, kogo obsadzała na stanowisku szefa tego resortu:
Najpierw był Mirosław Drzewiecki, znany szerokim masom jako „Miro”, kumpel biznesmenów z branży jednorękich bandytów, który musiał pożegnać się z ministerstwem po wybuchu afery hazardowej.
Jego następcą został Adam Giersz (wcześniej szef gabinetu politycznego Drzewieckiego i jego zastępca, a później doradcą ministra Biernata) I przez dwa lata był względny spokój, brak większych afer. Ale to w końcu człowiek sportu - doświadczony trener i działacz olimpijski.
Gdy jednak Platforma w 2011 r. ponownie wygrała wybory, Donald Tusk postanowił zaszaleć i w roli minister odpowiedzialnej za sport obsadził Joannę Muchę. Tak niekompetentnego szefa resortu nie było ani wcześniej ani później. Zasłynęła zatrudnieniem na stanowisku szefa Centralnego Ośrodka Sportu swojego fryzjera; publicznie zadanym pytaniem, kto wybrał drużyny do meczu o piłkarski Superpuchar; dywagowaniem nad problemami III ligi hokeja na lodzie (wówczas nieistniejącej); porównywaniem się do legendarnego Kazimierza Górskiego (przy której to okazji wykazała się nieznajomością podstawowych faktów o największych sukcesach w historii polskiej piłki); czy zapowiedzią wydania przez prezydenta RP dyrektywy, która umożliwi nocne loty na polskie lotniska, dzięki czemu wszyscy kibice dotrą na mecze Euro 2012 – przy czym głowa państwa nie ma takich kompetencji, a zakaz lotów w nocy wprowadziła ustawa przygotowana przez ówczesny rząd, którego członkiem była pani Mucha. Lekką ręką wydała też 6 mln zł (jak stwierdzi później NIKI, nie miała prawa tego zrobić), by pomóc w… organizacji koncertu Madonny na Stadionie Narodowym. Ostatecznie po skandalu z niezamkniętym dachem Narodowego, ulewą i koniecznością przełożenia meczu Polska-Anglia, premier ją zdymisjonował.
Jej miejsce zajął Andrzej Biernat, który też okazał się aferałem. Centralne Biuro Antykorupcyjne (kierowane jeszcze przez Pawła Wojtunika) długo kontrolowało jego oświadczenia majątkowe i zastanawiało się, skąd miał pieniądze na zakup luksusowego auta oraz działki. W 2016 r. CBA przeszukało jego dom, po czym usłyszał sześć zarzutów. Dwa lata później zostały rozszerzone, a w 2022 r. usłyszał wyrok: 40 tys. zł grzywny. W sumie niedużo, jak na 200 tys. dochodu, który zataił.
A teraz mamy Nitrasa, który jak dotychczas udzielił raptem jednego wywiadu. Jak mawia w ringu Michael Buffer: przygotujcie się na grzmoty!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/684905-minister-nitras-pozwala-bic-polskich-dzialaczy-sportowych