Rafałowi Trzaskowskiemu właśnie wybucha w rękach granat, który sam uzbroił. Nagle stał się prezydentem miasta, w którym uroczyste koncerty w filharmonii są zakłócane przez rozhisteryzowane aktywiszcza, a symbol stolicy jest obiektem chuligaństwa dokonywanego w biały dzień, na oczach kamer i przy asyście policji. To owoce, na które pan prezydent ciężko zapracował. Jeśli bowiem flirtuje się z niebezpiecznymi ruchami skrajnymi i przyjmuje się ich radykalne postulaty jako swoje, to trzeba być konsekwentnym w ich podtrzymywaniu. Inaczej z sojusznika szybko można stać się wrogiem fanatyków.
Wiceprzewodniczący Platformy Obywatelskiej i jego otoczenie od dawna niebezpiecznie flirtują z radykalną lewicą. Zarówno tą spod znaku gender, jak i eko. Jedna i druga jest niebezpieczna, bo marzy o rewolucji w naszym życiu, w naszych społeczeństwach, w naszych wartościach, a chce do niej dążyć wszelkimi metodami – również pozaprawnymi i nieakceptowalnymi w demokracji liberalnej.
Po ostatnich ekscesach ekodyktatorów Trzaskowski chyba już wie, w co wdepnął. Ale wciąż zapewne wydaje mu się, że jakoś się z tego wyliże. W tym celu musiałby jednak przyjąć jako swoją ich strategię i pozwolić na jej nieskrępowane wdrażanie w Warszawie – czyli zwykłą bandyterkę pod szarlatańskimi pretekstami.
Kurs Trzaskowskiego na ścianę jak w soczewce widać na Campusie Polska Przyszłości. Zaprasza nań gości opisywanych jako np. „audytorzy śladu węglowego” i różnorakich innych „aktywistów” ekologicznych. Straszy przyjeżdżające do Olsztyna dzieciaki, że lada dzień Bałtyk nas zaleje, a jeśli dalej będą żreć mięso, Ziemia podzieli los Wenus (w dużym uproszczeniu, ale jednak logika autorów „Atlasu mięsa” prowadzi do takich wniosków).
To tam przecież przekonywał:
Razem z C40, z organizacją, która jest najbardziej ambitna, jeżeli chodzi o walkę z ociepleniem klimatycznym, mamy dokładny plan, jak do tego dojść. Jak będziemy rządzić, to będzie szybciej.
I rzeczywiście robi się szybciej – widzimy to na każdym kroku, zwłaszcza włodarzy resortu klimatu.
Zaś na szczycie C40 w Buenos Aires mówił:
C40 powinno być jedną z głównych organizacji, którą należy wykorzystać do stworzenia sieci mającej poważny wpływ na światową sytuację w związku z globalnym ociepleniem i do potężnego przyspieszenia naszych wysiłków.
Wtedy też zachęcał, by w tej organizacji „trzymać się razem”. Dlaczego?
Bo niektóre z naszych decyzji są dość kontrowersyjne.
Do dziś nie wyjaśnił, co miał wówczas na myśli, ale powinien mieć świadomość, że jego kontrowersyjne plany mogą okazać się dość niewinne przy radykalizmie, jaki prezentują dokarmiani przez niego „aktywiści”.
Co jeszcze zechcą nam upichcić społeczni inżynierowie? Podatki od mięsa, samochody i podróże lotnicze wyłącznie dla bogaczy – to tylko początek listy. Coraz bardziej aktualne są nasze przestrogi sprzed roku, gdy na łamach tygodnika „Sieci” opisywaliśmy nadchodzący ekodyktat.
Zaangażowanie prezydenta stolicy w stowarzyszenie C40 i PR chorej idei „15-minutowych miast” to jeden z elementów drogi do piekła, którą chce nas powieść wiceszef PO. Kolejnym jest wielkie wsparcie, jakiego udziela niebezpiecznym organizacjom.
Za taką należy uznać „Ostatnie Pokolenie”, z którego działaczkami musiał szarpać się maestro Antoni Wit na swoim jubileuszowym koncercie, a które z okazji Dnia Kobiet zniszczyły pomnik warszawskiej Syrenki.
Zresztą w Niemczech OP już oficjalnie ma status „zorganizowanej grupy przestępczej”, jak orzekł w listopadzie Sąd Okręgowy w Monachium.
A w Warszawie? Miasto sowicie ich dotuje! I to grubymi pieniędzmi każdego miesiąca.
Nic więc dziwnego, że ogłaszają, iż prowadzą „najszybciej rosnącą kampanię klimatyczną w Polsce”. Choć ciągle im oczywiście mało, dlatego skamlą o pieniądze na internetowej zbiórce.
Dlaczego Trzaskowski nie zareagował wcześniej, znając niemieckie doświadczenia z „Ostatnim Pokoleniem”? Dlaczego nie cofnął preferencyjnych warunków wynajmu? Będzie chciał „ucywilizować” ekoterrorystów, jak jego pryncypał chciał cywilizować Rosję w czasie resetu?
To się nie uda, co widzimy po buńczucznych pyskówkach ze strony pomarańczowej młodzieży zatroskanej o naszą planetę.
Jedynym wyjściem byłoby zerwanie związków z anarchistycznymi środowiskami. Czy to możliwe w formacji Tuska? Nie za bardzo, bo przecież stoi za nimi lewicowa międzynarodówka, a ta dysponuje zbyt potężnymi siłami i pieniędzmi, by mógł się z nią konfrontować przywódca aspirujący do odgrywania jakiejkolwiek roli w postępowej Europie.
Krótko mówiąc, liderzy Platformy zabrnęli w uliczkę bez wyjścia. Przestrzegaliśmy przed tym już wiele lat temu, gdy Donald Tusk przejmował lewackie postulaty w celu podporządkowania sobie całej sceny politycznej na lewo od PiS. Alarmowaliśmy, gdy okazało się, że władze Warszawy przeznaczają ciężkie pieniądze na organizację, która prowadzi szkolenia pt. „Taktyki miejskie/uliczna gimnastyka, czyli techniki działania grupowego”.
Teraz zaczyna się rozliczanie tej wolty ideologicznej. Z prawem kobiet do zabijania własnych dzieci też tak będzie. W wojnie na ekstremizm Tusk i Trzaskowski z lewicą nie wygrają. Trzeba kibicować obu jej stronom, by poniosły jak najcięższe straty. Bo ostatecznie je poniosą – na korzyść zdrowego rozsądku i wolności.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/684792-trzaskowski-zasial-wiatr-i-zbiera-ekoterrorystyczna-burze