W sobotę w Muzeum Polin ma odbyć się premiera filmu Krzysztofa Langa o Marcu‘68 roku. W recenzji Rafała Christa pojawia się tradycyjna manipulacja na temat postaw Polaków w tamtym okresie. O wydarzeniach z czasów późnego Gomułki recenzent pisze:
Efektem działań rządzących był wzrost nastrojów antysemickich w społeczeństwie i zmuszenie Żydów, nazywanych syjonistami do opuszczenia naszego kraju.
Tymczasem nie jest żadną tajemnicą, że Marzec był sporem wewnątrzpartynym w Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej - „chamy” spod znaku „partyzanta” Moczara, ówczesnego ministra spraw wewnętrznych, wykorzystały protesty studenckie w obronie wystawienia Mickiewiczowskich „Dziadów” w teatrze, by rozliczyć się z drugą frakcją partyjną - „puławianami”, z których część była faktycznie żydowskiego pochodzenia. Żydzi nie należeli do frakcji partyzantów głównie dlatego, że w trakcie wojny nie przeżyliby na okupowanych polskich ziemiach, więc prymitywom z Gwardii Ludowej łatwo było ukuć prostą formułkę, że „Żydzi źli”, co nieźle zwalniało ze studiowania niuansów marksistowsko-leninowskich teorii.
Zatem w marcu Moczarowcy poprowokowali studentów i rozpętali obrzydliwą kampanię propagandową ukrywając swoje antysemickie pasje pod hasłem „antysyjonizmu” i poprzez zdejmowanie Żydów ze stanowisk zwalniali dla siebie rządowe i partyjne gabinety. W wyniku marcowej nagonki częśći PZPR w ciągu dwóch miesi.ecy odwołano 4 ministrów, 14 wiceministrów i 58 dyrektorów w różnych resortach, a wraz z nimi spadły wpływy całych drabin klientelistycznych w PRL. Na te stanowiska - włącznie ze słynnymi naukowymi katedrami, zajętymi przez nowych, tzw. marcowych, docentów - weszły właśnie „chamy” i ich taktyczni sojusznicy, jak ludzie Edwarda Gierka, przysyłającego w brutalnych deklaracjach wyrazy wsparcia dla twardogłowych PZPRowców ze stolicy. Innym beneficjentem czystek był Wojciech Jaruzelski, który w karuzeli zwalnianych miejsc w resortach dostał dla siebie ministerstwo obrony. Beata Dąbrowska już w 1968 roku skarżyła się, że przesłuchujący ją eSBek opowiadał jej niestworzone historie o wszędobylskich Żydach, których trzeba się pozbyć, by zrobili miejsca Polakom. Ale że ci „Polacy” to najgorsze PZPRowskie sługusy Moskwy - bezpieka nie opowiadała.
Jak to w prowokacjach i operacjach służb bywa ofiarami stały się także tysiące niewinnych ludzi, w sumie 15 tysięcy osób żydowskiego pochodzenia opuściło kraj, zasilając emigrację i szybko tworząc tam wpływową frakcję, która po latach będzie miała nawet wpływ na zagraniczne finansowanie „Solidarności”.
Gdzie tu miejsce dla - jak to przekonuje okołomichnikowe towarzystwo - „polskiego antysemityzmu”? Czy zwykli Polacy mieli jakikolwiek wpływ na rząd, na Komitet Centralny, na bezpiekę, która zmuszała ludzi do wyjazdu, na ORMO i ZOMO, które wkraczało na teren Uniwersytetu Warszawskiego tłumić studenckie protesty? Michnikowcy próbują zrobić z Polaków antysemitów w 1968 roku przy jednej analogii wobec tego jak Engelking i Grabowski próbują zrobić to samo przy II wojny światowej. Jak profesorowie piszą kłamliwie o „administracji niemiecko-polskiej” w latach 1939-1945 tak przyjaciele „Wyborczej” piszą o Polsce Gomułki jak o mniej więcej wolnym kraju z władzą wyrażającą poglądy społeczeństwa.
Tymczasem wiemy ze wspomnień ówczesnych mieszkańców Warszawy (np. Antoni Zambrowski, Bohdan Urbankowski), że jeśli Polacy mieli jakieś etniczne preferencje w tamtym czasie, to były one antyarabskie i proizraelskie - bo właśnie późną wiosną 1967 roku Izrael w błyskotliwej wojnie siedmiodniowej pobił sąsiednie państwa arabskie wspierane przez ZSRS. Czyli Żydzi dali popalić „ruskim Arabom”. Młodzież niekiedy zapuszczała brody podobne do ortodoksyjnych Żydów, a w nawet pomniejszych spelunach pito czasem zdrowie zwycięzców bliskowschodniego starcia.
Na zdjęciach ówczesnych wieców widać transparenty antysemickie, ale były to wiece aktywu partyjnego, eksponujące napisy wymyślane przez prowokatorów z moczarowskiej frakcji. Na tychże fotografiach widać ludzi o ograniczonej przenikliwości tępo patrzących przed siebie i trzymających to, co im kazano trzymać. Jednak po latach narracja historyczna poszła w tę stronę, że „Polacy wygnali Żydów w marcu 1968 roku”. Ta wersja zdarzeń ma przy okazji zamaskować wstydliwe fakty:
1.. Frakcja „Puławian”, przeciwko której Moczar rozpoczął nagonkę, sama była twórcą PRLowskiego reżimu, często w asyście sowieckich NKWdzistów. Głupio więc wielu ofiarom Marca przyznawać: „wygnali nas przeciwnicy naszych rodziców, tych samych, którzy wprowadzali stalinizm”.
2.. Dzieci „Puławian” były często wyalienowane z polskiego społeczeństwa nie z racji żydowskiego, ale z racji komunistycznego wychowania - nieznający nawet elementarnych obyczajów jak wigilia Bożego Narodzenia czy imieniny. Dziś wstyd im się do tego przyznać.
3..Rodziny, które imiennie wzięły na cel prymitywy od Moczara były częścią PRLowskiego establishmentu, często mieszkający na lepszych osiedlach, dysponujący znacznie wyższym poziomem życia niż ogromna większość Polaków. Głupio się przyznać do bycia beneficjentem systemu kosztem zwykłych Polaków, toteż tych zwykłych Polaków lepiej zrobić antysemitami, a z beneficjentów - ofiary tychże.
Na to wszystko nakłada się oczywiście kluczowy sojusznik marcowej manipulacji obarczającej współsprawstwem cięmiężony lud. Tym sprzymierzeńcem jest totalna ignorancja - dziś całe pokolenia nie rozumieją nawet czym była PZPR, a już tłumaczyć im niuanse pomiędzy „Natolińczykami” z „Puławianami”, rodowody „partyzanckie” z „sowieckimi” byłoby pracą dla edukacyjnych „siłaczek”. Łatwiej za to sprzedać kolorowe kalki - Michnik wielkim Polakiem był, a Polacy to antysemici. I tylko wisienką na torcie tego fałszu jest fakt, że sam Moczar nawet Polakiem nie był, a Białorusinem po ojcu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/684489-znowu-odpalaja-klamstwo-marcowe-o-polskim-antysemityzmie