„Mówienie o tym, że obrona polskich interesów jest działaniem na rzecz Putina, to po prostu skandal, bezczelność. Otwieranie się na niszczący polski rynek, niekontrolowany import nędznej jakości żywności z Ukrainy w żaden sposób nie pomaga społeczeństwu ukraińskiemu” - przekonuje w rozmowie z portalem wPolityce.pl były minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski.
wPolityce.pl: Mer Lwowa nazwał polskich rolników prorosyjskimi prowokatorami po tym, jak wysypali w Dorohusku na drogę ziarno z ciężarówek wiozących nielegalnie (w ciężarówkach miał być inny towar – przyp. red.) ukraińską pszenicę. Andrzej Sadowy przesadził?
Jan Krzysztof Ardanowski: To jest i przesadzone, i pokazuje bezmyślność Ukraińców. Akurat Andrzej Sadowy nie powinien się na ten temat w ogóle wypowiadać biorąc pod uwagę, jak ogromną pomoc otrzymał Lwów i jego mieszkańcy od Polaków. To była pomoc, jakiej Ukraińcy nawet się nie spodziewali. Natomiast tak, jak Ukraińcy mają swoje interesy i żądania, tak muszą zrozumieć, że Polska ma również swoje interesy i swoją rację stanu.
Mówienie o tym, że obrona polskich interesów jest działaniem na rzecz Putina, to po prostu skandal, bezczelność. Otwieranie się na niszczący polski rynek, niekontrolowany import nędznej jakości żywności z Ukrainy w żaden sposób nie pomaga społeczeństwu ukraińskiemu. To ani rolnicy ukraińscy, ani państwo ukraińskie, ani społeczeństwo nie korzysta na tym, co się dzieje. Import zboża z Ukrainy jest opanowany przez międzynarodowe grupy kapitałowe powiązane z oligarchami ukraińskimi, które zarabiają krocie w dużej mierze nawet nie partycypując w postaci podatków w dochodach państwa ukraińskiego potrzebnych do prowadzenia wojny.
Obrona polskiego rolnictwa przed jego zniszczeniem przez zalew żywności z Ukrainy jest absolutnie w Polsce zrozumiała. Dobrze, by Ukraińcy to zrozumieli. Tymczasem Ukraińcy szczególnie z Polską nie chcą negocjować wychodząc z założenia, że skoro Komisja Europejska przedłużyła do czerwca 2025 roku bezcłowy import z Ukrainy, to musi dotyczyć to Polski. W dodatku Ukraina najwyraźniej uważa, że do tyczy to Polski w sposób nieograniczony. Mówienie o stosowaniu hamulców, po przekroczeniu których ten import ustanie – ten argument już okazał się bałamutny.
Polska nie ma wyjścia? Trzeba uciekać się do wysypywania zboża?
Rolnicy są zdeterminowani. To jest sprzeciw wobec polityki Zielonego Ładu, polityki szkodliwej dla rolnictwa europejskiego, co dostrzegają rolnicy w całej Unii Europejskiej.
Wiceminister rolnictwa Michał Kołodziejczak, który zapewne ma parcie na szkło i jest zainteresowany osobistą promocją, pokazał jednak jednoznacznie, że granica jest nieszczelna, że nie ma zgodności między kwitami przewozowymi, a tym co jest faktycznie na samochodzie. Tak samo jest gdy chodzi o jakość sprowadzanej z Ukrainy żywności.
To jest sprawa dla polskiego rządu. Nie można schować głowy w piasek; to są żądania wprost adresowane do premiera Tuska. Ten bardzo chwalił się swoimi znajomościami w Brukseli, że wszystko może załatwić. Nie dziwi więc, że rolnicy mówią: proszę bardzo. Niech pan chroni polski rynek. Niech pan nie dopuści do jego zniszczenia przez tę żywność z Ukrainy.
Tego rolnicy oczekują. To już nie jest sprawa tylko i wyłącznie pokazywania błędów PiS-u, który – trzeba to powiedzieć - o wiele miesięcy za późno zareagował wprowadzając jednostronny zakaz importu. Jednak rząd PiS taką decyzję podjął decydując się na wypłatę różnych form odszkodowań dla rolników za zniszczony rynek zbóż w Polsce. A skoro PiS mógł wprowadzić wspomniany, jednostronny zakaz, to również obecny rząd musi taki zakaz - nie ustępując Komisji Europejskiej - dalej utrzymywać, rozszerzając go o nowe grupy produktów, które napływają z Ukrainy i niszczą polską produkcję. Rolnicy są zdeterminowani i tego nie odpuszczą.
Mówiliśmy o procederze handlu ukraińskim zbożem, z którego Ukraińcy i państwo nie mają korzyści dających się przełożyć na lepszą sytuację kraju broniącego się przed rosyjską agresją. Powiedzmy na ten temat więcej.
Byłem wielokrotnie na Ukrainie. Rozmawiałem m.in. z ukraińskimi naukowcami i szefami stowarzyszenia farmerów ukraińskich - tych rolników, którzy mają po kilkaset hektarów. Nam się wydaje, że to są duże gospodarstwa na Ukrainie, ale to są te mniejsze i średnie. I wszyscy oni mówią, że nie mają żadnego wpływu na rolnictwo ukraińskie. Nie ma systemu skupu produktów rolnych, możliwości eksportu przez te mniejsze gospodarstwa. Wszystko jest opanowane przez duże koncerny, które decydują: od kogo kupić, ile kupić, ile zapłacić, co wyeksportować? One mają ogromny wpływ nawet na funkcjonowanie samorządów władz lokalnych na Ukrainie. Te firmy mają miliony hektarów w uprawie i decydują również o tym, kto lokalnie sprawuje władzę.
Otwierając rynek unijny na produkty rolne z Ukrainy sądzimy, że pomagamy walczącej Ukrainie ponosząc z tego tytułu bardzo określone straty, ale tak nie jest. Te straty są często nie do naprawienia. Jeżeli żywność z polskich gospodarstw zostanie wypchnięta z rynku, to te nasze gospodarstwa upadną i już nigdy rolnicy tych gospodarstw do produkcji rolnej nie wrócą.
My jesteśmy wypychani również z rynków w innych krajach Europy Południowej i Zachodniej. Mówimy tu nie tylko o zbożu, ale również o cukrowniach, które są niszczone przez tani cukier z Ukrainy, o owocach miękkich, mięsie drobiowym czy miodzie, który przez Ukrainę przechodzi praktycznie z całego świata. Pozwalając na to zniszczymy własne rolnictwo, skazujemy się na ogromne problemy i nie będziemy w stanie pomóc również społeczeństwu ukraińskiemu. Dlatego my musimy bronić własnego, narodowego interesu - również po to, by mieć sprawną gospodarkę i siłę by wspierać Ukrainę w prowadzonej przez nią wojnie.
Swoje pretensje wypowiada nie tylko mer Lwowa. „Brak reakcji polskich władz na zniszczenie ukraińskiego zboża na granicy doprowadzi do wzrostu ksenofobii i przemocy politycznej” – oświadczył wiceminister gospodarki i handlu Taras Kaczka. Oczekiwanie, że polski rząd stanie po stronie „ukraińskiego zboża” przeciw polskim rolnikom - to raczej nie służy relacjom Polski i Ukrainy.
Taras Kaczka słynie ze swoich ostrych, antypolskich wypowiedzi. To nie jest pierwsza tego typu wypowiedź. To człowiek owładnięty wielką niechęcią do Polski, który twierdzi np. że Ukraina nas zmusi do określonych zachowań. Jeżeli nie będziemy odpowiednio reagowali na prowokacje ze strony Ukraińców, na ich zaczepki, w Polsce zacznie narastać wielka niechęć do Ukraińców.
Przypomnę, że granice polsko-ukraińską od wybuchu wojny przekroczyło ok. 20 milionów Ukraińców. Szacujemy, że ponad milion Ukraińców wciąż pozostaje w Polsce. Jeżeli włodarze na Ukrainie dalej będą stosować taką antypolską retorykę, to obawiam się, że w społeczeństwie polskim narastać będzie tylko coraz większa niechęć do Ukraińców. Sojusz międzynarodowy dwóch wielkich narodów słowiańskich i szansa polsko-ukraińskiego pojednania, budowania wspólnej przyszłości gospodarczej – to wszystko może legnąć w gruzach. Ukraińcy muszą być tego absolutnie świadomi.
Mamy za sobą pierwszą, choć wydaje się, że nie ostatnią falę protestów rolników w krajach całej Unii Europejskiej. Jakie są perspektywy? Te protesty mają szansę coś realnie zmienić?
One już powoli kruszą ten mur głupoty w Unii Europejskiej. Pewnie mamy w pewnym stopniu do czynienia ze strachem przed rolnikami ze względu na zbliżające się wybory do Parlamentu Europejskiego. W Brukseli europosłowie będą do kwietnia, a potem muszą się rozjechać do swoich regionów, żeby m.in. wytłumaczyć się przed społeczeństwami lokalnymi – a więc także przed rolnikami i przed częścią społeczeństwa, która solidaryzuje się z rolnikami - z tego, co dla nich robili. Boją się rolników, stąd mamy do czynienia z taktycznymi ustępstwami.
Wiele decyzji zostanie podjętych już przez nowy skład Komisji Europejskiej, jednak to nie będzie zmiana myślenia odnośnie Zielonego Ładu. Ta głupota dalej trwa, natomiast mamy pewne ustępstwa, jak choćby zawieszenie na rok stosowania odłogowania w gospodarstwach Unii Europejskiej, czyli obowiązkowego nieuprawiania części gospodarstwa jako warunku otrzymania w ogóle jakiegokolwiek wsparcia unijnego. Tak więc nie spodziewam się zmiany myślenia o polityce klimatycznej niszczącej gospodarkę Europy, uderzającej w różne działy gospodarki, w budownictwo, w transport, również i w rolnictwo. To uderzenie doprowadzi do pauperyzacji społeczeństwa europejskiego. Na razie nie widzę żadnej refleksji, a jedynie pewne taktyczne ustępstwa polityków w Brukseli – takich Lisków Chytrusków, którzy chcą rolników w jakiś sposób omamić?
A rolnicy w Polsce? Jakie są szanse zmiany ich sytuacji?
Chociaż w Polsce protesty - zarówno gdy chodzi o Zielony Ład, jak i nieliczenie się z krajami członkowskimi w kwestii ograniczeń na żywność z Ukrainy - skierowane są głównie przeciw polityce Unii Europejskiej, to pojawiają się zdecydowane głosy, że także w tej sprawie musi zająć stanowisko nowy polski rząd.
Owszem – rolnicy krytycznie oceniają okres rządów PiS ostatnich miesięcy przed wyborami. Nie reagowano na głosy rolnicze, o czym zresztą sam bardzo mocno osobiście mówiłem zarówno kolejnym ministrom rolnictwa, jak również i prezesowi Prawa i Sprawiedliwości. PiS poniósł konsekwencje tego w postaci słabszego, niż cztery lata wcześniej, wyniku wyborczego na wsi, kiedy nastąpiło odwrócenie się znacznej części wsi od Prawa i Sprawiedliwości. Jednocześnie polscy rolnicy sami zauważają i przyznają, że może i za późno, ale działania osłonowe zostały wprowadzone. Prawo i Sprawiedliwość wprowadziło zakaz importu i wsparcie finansowe dla rolnictwa. I tego samego obecnie rolnicy oczekują od obecnego, nowego rządu Donalda Tuska! Tymczasem - poza deklaracjami słownymi - nie widzę, żeby premier Donald Tusk zaangażował ten swój mityczny autorytet w Brukseli. Polska np. przegrała rozmowy na poziomie decyzji Komisji Europejskiej o nieprzedłużeniu bezcłowego importu z Ukrainy; nie licząc się z naszym zdaniem Komisja Europejska przedłużyła ten bezcłowy import do czerwca 25 roku.
Warto zapytać obecny rząd w Polsce: gdzie są te rozmowy z Ukraińcami? Gdzie jest to polskie stanowisko, które mogłoby być twardym, ale jednak zdecydowanym postawieniem z naszej strony naszych niezbywalnych praw do obrony własnej gospodarki? Tych rozmów ja jako żywo nie widzę.
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/681618-ardanowski-rolnicy-oczekuja-kontynuacji-tego-co-zrobil-pis