Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał na rzecznika dyscyplinarnego sędziego Włodzimierza Brazewicza. W sieci przypomniano o niechlubnej przeszłości nominata Bodnara, związanej z sądzeniem w sprawie Grudnia‘70, o czym rozpisywała się przed laty prasa.
Na zamieszczony w sieci wątek w sprawie przeszłości sędziego Włodzimierza Brazewicza zwrócił uwagę poseł Suwerennej Polski Jan Kanthak.
Poniżej prezentujemy w całości wspomniany wątek.
Kiedy wczoraj Minister Sprawiedliwości poinformował, że powołał na rzecznika dyscyplinarnego sędziego Sądu Apelacyjnego w Gdańsku, gdzieniegdzie rozległy się głosy, że to sędzia bardzo zasłużony, mający na swoim koncie orzeczenia w najtrudniejszych sprawach. Istotnie, Włodzimierz Brazewicz - jeszcze jako sędzia sądu wojewódzkiego w Gdańsku był przewodniczącym składu w sprawie masakry robotników na Wybrzeżu w 1970 r. Niech jednak żaden dziennikarz nie odważy się napisać o nim choćby jednego złego słowa! Może bowiem wtedy skończyć tak jak Wiesława Kwiatkowska - dziennikarka „Dziennika Bałtyckiego”
— napisano na koncie „Historia sądów polskich” na platformie X.
Sprawę rozpatrywał skład trzech sędziów: Włodzimierz Brazewicz, Tomasz Panasiuk i Ryszard Milewski (tak! dokładnie ten, który stanie się sławny jako prezes SO w Gdańsku dopiero 15 lat później). Pierwszą decyzją sądu był… zwrot akt do postępowania przygotowawczego. Sąd Apelacyjny uwzględnił zażalenie prokuratury i nakazał SW w Gdańsku prowadzenie postępowania. Cóż zrobili wtedy Brazewicz, Panasiuk i Milewski? Uznali się za niewłaściwym i przekazali sprawę… Sądowi Marynarki Wojennej w Gdyni. Niestety, to postanowienie także zostało uchylone przez SA w Gdańsku
— przedstawiono dalszą część historii kompromitującej dla nowego rzecznika dyscyplinarnego.
Umorzenie postępowania przez sąd wojewódzki w Gdańsku
Co wtedy zrobił SW w Gdańsku? Umorzył postępowanie, gdyż uznał, że właściwym do jego prowadzenia jest… Trybunał Stanu. To postanowienie także zostało uchylone przez SA w Gdańsku. Cóż działo się dalej? W zasadzie nic poza tym, że sędzia Brazewicz poczuł się urażony sformułowaniem dziennikarki Wiesławy Kwiatkowskiej o tym, że: „Zastrzegający sobie anonimowość informator ujawnił, że przewodniczący składu sędziowskiego jeździł uzgadniać werdykt do Warszawy”. Brazewicz doprowadził do wszczęcia postępowania karnego przeciwko Kwiatkowskiej, w którym występował w roli oskarżyciela posiłkowego. Brazewicz przyznał, że owszem - przed wydaniem orzeczenia - jeździł do Sejmu, ale po to, aby… w tamtejszej bibliotece zapoznać się ze stenogramami sejmowymi
— napisano na profilu „Historia sądów polskich”.
„Proces toczący się przed sądem wojewódzkim ostatecznie skończył się kompromitacją”
Problem jednak w tym, że stenogramy sejmowy są dostępne w każdej bibliotece, która otrzymuje egzemplarz obowiązkowy, w tym także w Bibliotece Głównej Uniwersytetu Gdańskiego. Po co zatem Brazewicz perygrynował do Warszawy? Czyżby nie wiedział, że w Gdańsku też są biblioteki? Proces toczący się przed sądem wojewódzkim ostatecznie skończył się kompromitacją. Zupełnie inaczej skończył się natomiast proces karny toczący się przeciwko Kwiatkowskiej przed Sądem Rejonowym w Malborku
— dodano.
Na koniec całej historii podkreślono, że jedyną osobą prawomocnie skazaną w sprawie Grudnia‘70 została… dziennikarka Wanda Kwiatkowska. Odpowiedzialności nie poniósł za to zbrodniarz komunistyczny Wojciech Jaruzelski.
Jedyną osobą prawomocnie skazaną w związku z wydarzeniami grudniowymi stała się Wanda Kwiatkowska. Sprawę przeciwko Jaruzelskiemu udało się SW w Gdańsku wyłączyć do osobnego rozpoznania. Stan zdrowia gen. Jaruzelskiego był tak poważny, że proces przeciwko niemu nie mógł się toczyć. Ledwie jednak 5 lat przed wniesieniem aktu oskarżenia, stan zdrowia nie przeszkadzał w sprawowaniu funkcji Prezydenta PRL. Stan zdrowia nie był także przeszkodą, aby 15 lat później, hucznie świętować swoje urodziny. A co stało się z Kwiatkowską? Do końca życia zajmowała się tematyką Grudnia. Dzisiaj pod pomnikiem Podległych Stoczniowców można znaleźć także tablicę pamiątkową upamiętniającą jej starania.
— zaznaczono.
Dlaczego SW w Gdańsku tak bardzo zależało na tym, aby nie prowadzić procesu? Czy chodziło o ponad 1000 świadków do przesłuchania? A może chodziło tylko o wyjątkową nieznajomość przepisów ustrojowo-procesowych? A może o inną kwestię?
— to pytania, które zadano na koniec całej relacji.
Jak widać, Adam Bodnar stawia faktycznie na bardzo doświadczonego sędziego. Każdy sam może sobie odpowiedzieć na pytanie, czy to jednak doświadczenie tego rodzaju, które powinno być nagradzane awansami w wolnej Polsce.
zxt/X
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/680135-niechlubna-przeszlosc-nominata-bodnara-chodzi-o-grudzien70