Protestujący kipieli autentycznym szczęściem. Gdy 23 stycznia wieczorem wśród śnieżnych zasp pod zakładem karnym w Przytułach Starych i na asfaltowym placyku przed aresztem śledczym w Radomiu małżonki Macieja Wąsika i Mariusza Kamińskiego przywitały ich samych wypuszczonych na wolność tłumy radośnie skandowały ich nazwiska.
Bo to było konkretne zwycięstwo, największe jak dotąd w powstrzymywaniu zamordystycznego przewrotu Donalda Tuska. Udział demonstrantów miał kluczowe znaczenie - początki autorytaryzmu często kiełkują w milczeniu i społecznej apatii a protestujących w Przytułach Starych i w Radomiu nie sposób oskarżyć o ospałość.
Dwa więzienia
Przytuły znajduja się 150 kilometrów na północy wschód od Warszawy, na odludziu, z niewygodnym dojazdem, a siarczysty mróz nie pomagał w codziennych manifestacjach. A jednak - każdego wieczoru o 18.00 kilkadziesiąt osób stawiało się z flagami po wschodniej stronie budynku, by Maciejowi Wąsikowi wykrzyczeć słowa wsparcia, odśpiewać mu hymn i szereg antykomunistycznych pieśni. Ludzie marzli, ale nie odpuszczali - i tak przez 11 dni. Niektórzy przyjeżdżali z pobliskiej Ostrołęki, z oddalonego o 40 km Różana, o 30 km Łomży czy o ponad 100 km Białegostoku i Warszawy. W Radomiu, z racji łatwiejszego dojazdu, ludzi było kilka razy więcej (jeden pan przyjechał z odległego o 200 km Tarnowa), ostatniego dnia przetrzymywania Kamińskiego było tam kilkaset osób, w tle grały pieśni patriotyczne a na ścianie aresztu wyświetlono grafiki z treściami wspierającymi - słowem: Polacy nie odpuścili. Nad wszystkim unosiła się pamięć wielkiej demonstracji 11 stycznia, gdy w stolicy ponad sto tysięcy patriotów zademonstrowało swój sprzeciw wobec bezprawia rządu Donalda Tuska.
To już inni Polacy
Reżim nadal ostrzy pałki, ale wie że łatwo nie będzie. Nie daliśmy się zastraszyć, uśpić ani wyszydzić. Nie jesteśmy już zahukanymi Polakami, którym bezkarnie można zabierać sprzed Pałacu Prezydenckiego Krzyż czy wmawiać nam rosyjską wersję Tragedii Smoleńskiej. Osiem lat godnościowych rządów Prawa i Sprawiedliwości z pokazaniem, że nasz kraj może błyskawicznie rozwijać gospodarkę i mieć swoje międzynarodowe aspiracje, już na stałe obudził w nas długą listę oczekiwań. Nawet przeciwnicy Zjednoczonej Prawicy chcą budować Centralny Port Komunikacyjny czy elektrownie atomowe, a zwolennicy PiS ruszyli gniewnie na protesty przeciwko temu, którego Jarosław Kaczyński z mównicy sejmowej określił „niemieckim agentem”. Non possumus.
Patriotyzm protestujący
Ale nie tylko frekwencja na jednych protestach i determinacja oraz gorliwość na innych demonstracjach pokazały siłę obozu niepodległościowego. Przede wszystkim łączy nas głęboka świadomość interesu narodowego - polskiego, ale też na przykład niemieckiego, który z naszą racją stanu jest tak często sprzeczny. Przecież w trakcie przetrzymywania więźniów politycznych niemieccy i unijni urzędnicy zachwalali obecny rząd RP za „przywracanie praworządności”. Niemiecki minister sprawiedliwości Marco Buschmann w czasie nielegalnego i siłowego przejmowania budynku Prokuratury Krajowej przez Adama Bodnara i w czasie przetrzymywania więźniów politycznych powiedział, że
Niemcy są pod wrażeniem tego jak Polska wraca do centrum Europy i jej chęci wzmocnienia praworządności. Z ministrem sprawiedliwości Adamem Bodnarem chcemy wznowić bliską współpracę”
-pochwalił się wypowiedzią niemieckiego urzędnika ambasador Niemiec w Warszawie Viktor Elbling. Wcześniej Bodnar oficjalnie wyrażał radość, że unijny komisjarz Didier Reynders pochwalił go za przywracanie „praworzadności”. Jednak są Polacy, na których ani niemieckie pochwały nie robią wrażenia, ani szczucie na polityków PiS nie przekonuje do uznania, że osadzenie ich w więzieniach jest sprawiedliwe.
W telewizji wPolsce Mariusz Kamiński powiedział: „nasze szybkie wypuszczenie jest pierwszym sukcesem ludzi, którzy protestowali”. Ten moment warto odnotować szczególnie. Plan bowiem był taki - osiłki Sienkiewicza osadzą siłą dziennikarzy w neoTVP, dalej Bodnar nielegalnie usunie prokuratorów, by nie mogli dochodzić sprawiedliwości a uwięzienie posłów zastraszy wrogów Tuska. Pierwsza rzecz udała się połowicznie - sąd rejestrowy nie uznał pseudowładz TVP, druga rzecz jest w toku - legalny prokurator krajowy Dariusz Barski opiera się bezprawnej dymisji przez Bodnara. A trzecia rzecz została zatrzymana - prezydent Andrzej Duda doprowadził do uwolnienia walczących z korupcją polityków, a ludzie pod więzieniami czuwali, by minister sprawiedliwości dotrzymał procedur. Już tylko drżeniem rąk mógł Donald Tusk skomentować marsz wolnych Polaków z 11 stycznia - liczba uczestników była bardzo spektakularna.
Drodzy państwo - opór ma sens.
„Liberum protesto”
Co około sto lat pojawia się w Polsce taka grupa inteligencików, która wyśmiewa polską wolność („liberum”). Wolność zatrzymywania tyranii (do dziś mające zły PR „Liberum veto” ), wolność spiskowania przeciwko zaborcom (Stańczycy wyśmiewali to jako „Liberum conspiro”), a dziś odsądzać od czci i wiary będzie się prawo do demonstracji („Liberum protesto”) - a że fanatyczne, smutne, nienawistne, niepotrzebne, za mało ludzi, za starzy, za głośni. Ale skoro komuś jakaś polska wolność, jakieś polskie „liberum” przeszkadza, to znaczy, że ma też i sens.
To jak, Polacy? Mamy wolę obrony niepodległości czy odpuszczamy kraj, bo „jakoś to będzie”?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/679720-liberum-protesto-czyli-wiele-demonstracji-przed-nami