W czwartek na światowym forum ekonomicznym w Davos odbył się panel poświęcony relacjom Zachodu z Rosją. Wzięli w nim udział politycy z Europy środkowowschodniej: Valdis Dombrovskis, Radek Sikorski, Luminița Odobescu i Gabrielius Landsbergis. W tym gronie za najbardziej wpływowego uchodzi polski minister, który lubi prezentować się jako polityk antyrosyjski. Polityków, którzy chcieliby oddać część ukraińskich ziem Rosji nawał „kieszonkowymi Chamberlainami” nawiązując tym samym do kunktatorskiej postawy przedwojennego brytyjskiego premiera, którego spolegliwość wobec Hitlera wzmogła imperialistyczny apetyt III Rzeszy.
Sikorski wypowiadał się na temat Rosji z perspektywy globalnej, a to powołując się na Zbigniewa Brzezińskiego, a to opowiadając dowcip o rosyjskiej narracji wojny z NATO na Ukrainie. Zastanawiający był jednak polski wątek, gdy Sikorski wspomniał w jaki sposób on sam rozgrywał Władimira Putina. Polski minister wspomniał o trzech wydarzeniach, które miałyby dowodzić skuteczności polityki Sikorskiego.
Pierwsze z nich to przyjazd Putina do Gdańska w 2009 roku na jubileuszowe obchody upamiętniające wybuch II wojny światowe. Drugie to przyjazd ówczesnego premiera Rosji do Katynia, zaś trzeci to stworzenie grupy polskich i rosyjskich historyków, mających wyjaśniać trudne sprawy wspólnych dziejów.
To lapidarne podsumowanie przez Sikorskiego jego polityki zbliżenia z Rosją przeszły niezauważone - a tymczasem były to właśnie fundamenty „Resetu” z Rosją.
Sikorski twierdzi, że Putin przez przyjazd do Gdańska musiał odejść od stalinowskiej wersji historii uznania początku wojny za rok 1941. Tymczasem tamtejsza wizyta Putina była poprzedzona bezprecedensową akcją - z udziałem „Gazety Wyborczej” - usprawiedliwiającej Pakt Ribbentrop-Mołotow jako akt odpowiedzi na agresję Zachodu. To wtedy, na Westerplatte, śp. prezydent Lech Kaczyński wygłosił swoje słynne przemówienie, w którym głowa polskiego państwa przypomniała Putinowi nie tylko dawny sojusz z Hitlerem, ale i współczesne „neoimperialne skłonności” w postaci ataku na Gruzję. Ówczesna wizyta rosyjskiego przywódcy była rozpięta pomiędzy uniżonymi reakcjami Tuska, Sikorskiego i Merkel a nonkonformistyczną postawą śp. prezydenta. Przywoływanie tamtego zaproszenia jako sukcesu Radka Sikorskiego czy też w ogóle polityki polskiej wobec Rosji może funkcjonować tylko w oparciu o ignorancję słuchaczy w Davos i amnezję samego polskiego ministra.
Pochwalenie się obecnością Putina w Katyniu jest jeszcze bardziej absurdalne. Dziś wiemy, że spotkanie Tusk-Putin w Katyniu było częścią rozgrywki rosyjskiej o postać śp. Lecha Kaczyńskiego. Jeśli nawet ktoś wypiera udział rosyjskiego ambasadora Władimira Grinina w intrydze przeciw Prezydentowi, a chce postrzegać wizytę Putina w Katyniu jako sukces, warto podkreślić: z tamtego wydarzenia na rzecz pamięci o Katyniu pozostało okrągłe nic. Nawet tablicy pamiątkowej w miejscu ludobójstwa na Polakach nie pozostawiono. Czym więc chwali się Sikorski?
W sprawie grupy historyków Sikorski miał zapewne na myśli Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia, które wówczas pełniło rolę ocieplacza stosunków polsko-rosyjskich, a nie konkretnego cywilizowania czy też europeizowania środowisk intelektualnych w Rosji.
Słowem: Sikorski prężąc muskuły jako znawca Rosji przedstawił jako sukces…. „Reset” dyplomatyczny z Putinem. Gdańsk był symbolem uniżoności Europy wobec Putina i tylko śp. Lech Kaczyński zatrzymał narracyjną ofensywę Kremla, Katyń był rezultatem rozgrywania rządu Donalda Tuska a następnie symbolem następnej narodowej tragedii - dziś Sikorski prezentuje przykłady własnej kompromitacji niczym perły w koronie swojej dyplomacji. Boże, miej Polskę w szczególnej opiece przez najbliższe lata.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/678817-sikorski-w-davos-chwali-sie-resetem-z-rosja