2023 był dla Ursuli von der Leyen rokiem licznych klęsk i jednego sukcesu. Mniemana władczyni Unii nadaje się tylko do wygłaszania banalnych, pretensjonalnych mów, uśmiechania się na widok kamer i czujnego przyczajania i wywijania się gdy nadciągają kłopoty, skandale ścigają.
Koniec roku to czas podsumowań, więc przyjrzymy się osiągnięciom przewodniczącej Komisji Europejskiej. Gdyby przyszło opisywać sukcesy, to tekst można by zakończyć nawet nie na jednym akapicie, tylko na jednym zdaniu. Zostawimy je sobie na koniec.
Był taki film z Rowanem Atkinsonem - „Jaś Fasola: Nadciąga totalny kataklizm”. Tekst o malowanej królowej Unii można zatytułować „Ursula Von der Leyen: Nadlatuje totalna katastrofa”. To nawiązanie m. in. do jej podniebnych podróży. I nie chodzi o to że, w Bratysławie trzeba było podstawić specjalny samolot, by przewieźć Jej Europejską Ekologiczną Dostojność do leżącego 70 km dalej Wiednia. Raczej o jej mniemanie, że tak latając nad globem, z kontynentu na kontynent jako władczyni mniemanego mocarstwa - Unii, uczestniczy w jakiejś globalnej grze.
Kiedy poprzednik Donalda Tuska Herman Achilles van Rompuy zostawał przewodniczącym Rady Europejskiej, to brytyjski eurodeputowany Nigel Farage szydził niewybrednie w Parlamencie Europejskim:
Ma pan charyzmę mokrej ścierki i wygląd urzędnika bankowego niskiego szczebla.
Jerzy Buzek może zaświadczyć, bo obrady wtedy prowadził. I dalej Farage pytał:
Kim pan w ogóle jesteś. Nigdy o panu nie słyszałem, nikt o panu nie słyszał.
Latająca Niemka
Gdy taki prezydent Europy poleci do Waszyngtonu to na pewno ruchu nikt w mieście na przejazd jego kawalkady nie wstrzyma.
Wspominamy tę historię, bo już wtedy - 13 lat temu, wiadomo było jak lichymi figurami na arenie światowej są władcy Unii. O tym właśnie mówił Farage. Teraz jest jeszcze gorzej. Nie tylko ruchu nikt na przylot von der Leyen nie wstrzymuje, czerwonych dywanów nie ścieli, ale nawet zwyczajnie stołka może dla niej zabraknąć, więc musi sobie gdzieś w kącie przycupnąć jak to się na audiencji u prezydenta Turcji zdarzyło. To historia sprzed dwóch lat, ale zapewniam Państwa, że von der Leyen od tego czasu nie urosła, wagi nie nabrała, a wręcz przeciwnie. „Politico” pisze, iż Niemka mnóstwo czasu spędza podróżując odrzutowcami po całym świecie, ale te wszystkie wylatane podniebne mile nie przekładają się na zawieranie umów handlowych. A to jest jej - przewodniczącej, kompetencja, to ona bezpośrednio tym obszarem dowodzi. Jest tak słaba, że teraz upokarzać ją może nawet skromna Tunezja.
I tak w połowie lipca Ursula von der Leyen, premier Włoch Giorgia Meloni i Holandii Mark Rutte polecieli do Tunisu. Tam z wielką pompą w imieniu Unii Europejskiej, w stolicy Tunezji podpisano z prezydentem Kaisem Saidem umowę o przyznaniu miliarda euro na pomoc gospodarczą, walkę z przemytem ludzi i powstrzymanie nielegalnej imigracji. To rodzaj haraczu jaki Unia płaci Turcji za pilnowanie swych granic, czy Hiszpania Maroku za powstrzymywanie tłumów, które chciałby się na Półwysep Iberyjski czy do Ceuty i Melili przedostać.
Jeszcze jesienią w orędziu o stanie Unii Ursula von der Leyen chwaliła się tym wiekopomnym porozumieniem. Dokładnie w tym samym czasie z tunezyjskich plaż wypływała wielka armada łodzi z tysiącami nielegalnych imigrantów, którzy zmierzali ku włoskiej Lampedusie. Prezydent Tunezji Kais Said zaś ogłaszał, że jego kraj nie da się upokorzyć, że takie pieniądze na waciki to sobie Unia może coś tam i żadnej umowy nie będzie. Oznajmił, że Tunezja nie będzie pełnić roli strażnika granicznego dla Unii Europejskiej, a rząd nie wpuścił do kraju delegacji Parlamentu Europejskiego, która chciała sprawdzać jak Tunezyjczycy tych swoich plaż pilnują.
Pieniądze do Tunezji nie poszły bo wypłatę wstrzymał Wyskoki Przedstawiciel ds. Polityki Zagranicznej Josep Borrell, który nieustanie wykłóca się przewodniczącą o to, kto ową zagraniczną polityką kieruje. W tle też wyszły walki frakcji socjalistów, z której jest Borrell, z dowodzoną przez Niemców - Partią Ludową Webera i von der Leyen. Jeśli chodzi o tunezyjskie wojaże to w 2023 roku sukces odnieśli jedynie nielegalni imigranci, których ponad 90 tysięcy z tego państwa na włoską Lampedusę się przedostało.
Nalot europejskich wartości
W grudniu von der Leyen wybrała się do kolejnego muzułmańskiego kraju - Zjednoczonych Emiratów Arabskich, by tam w w Dubaju w słońcu, pod palmami i klimatyzacją, planetę przed upałem ratować. Rok wcześniej klimatyczną apokalipsę powstrzymywała w egipskim kurorcie Szarm el Szejk. W Dubaju władczyni Unii zapowiedziała zaprowadzenie nowych globalnych podatków na walkę z ociepleniem, podwyżkę cen praw do emisji CO2 i oznajmiła ludzkości, że na wyregulowanie klimatu trzeba zebrać nie miliardy tylko biliony. Stąd właśnie podwyżki ETS, czy nowe podatki, które i w Polsce zapłacimy.
Von der Leyen wygrzała się chwilę Dubaju i spakowała na podróż do Brazylii, gdzie po 24 latach negocjacji miało nastąpić uroczyste, ostateczne podpisanie umowy o handlu pomiędzy Unią a strefą Mercosur. Nazwa pochodzi od Mercado Común del Sur (Wspólny Rynek Południa) i dotyczy unii gospodarczej Ameryki Południowej obejmującej Argentynę, Brazylię, Paragwaj i Urugwaj oraz członków stowarzyszonych - Boliwię, Chile, Ekwador i Gujanę, Kolumbię, Peru i Surinam. Państwa Mercosuru wytwarzają 67 procent PKB Ameryki Południowej i żyje w nich 62 proc. mieszkańców kontynentu. Gdyby doszło do porozumienia pomiędzy Mercosur a Unią, to utworzona zostałaby największa na świecie, skupiająca 780 mln ludzi strefa wolnego handlu.
Ale nie doszło i choć von der Leyen już spakowana była, do Brazylii nie poleciała. Nici z umowy choć po raz pierwszy jej zawarciem chwalił się jeszcze w 2019 roku poprzedni przewodniczący Komisji Europejskiej Jean Claude Juncker. Podróż do Rio de Janeiro odwołano, podobnie podpisanie umowy a jako pretekst podano, iż teraz prezydentem Argentyny został nieprawidłowy Javier Milei
Powody były oczywiście zupełnie inne. Unia narzuca swoją biurokrację, o czym mówiła na konferencji brazylijska sekretarz handlu zagranicznego Tatiana Prazeres i w swej pysze zawsze do takich umów wciska ideologię jak tzw. zrównoważony rozwój, czy klimatyzm.
To idzie tak daleko (unijne ingerencje i wymagania), że aż kwestionuje się naszą władzę i zdolność do kontrolowania i własnej oceny sytuacji
— mówił argentyńskiej gazecie „Ambito Financiero” prezydent Paragwaju Santiago Pena.
Dla mnie oznacza to utratę suwerenności i jest to praktycznie niedopuszczalne.
Pena okazał się więc nieeuropejski i nie zrozumiał wielkości Unii i jej posłannictwa w świecie.
W tej opowiastce ważne są małe szczegóły. Juncker pierwszy raz chwalił się podpisaniem niepodpisanej umowy z Mercosur w Osace. Miał tym oszołomić Japończyków, rzucić ich na kolana, blaskiem europejskiej wspaniałości olśnić. Podobnie sprytny plan miała von der Leyen. Z Brazylii miała polecieć prosto do Pekinu i tam wejść cała na biało i tadam: rzucić oniemiałym z wrażenia Azjatom umowę z Mercosur na stół i złamać ich.
Wyszło żałośnie. Skończyło się na skargach i łzach wylewanych przez Ursulę von der Leyen i przewodniczącego Rady Europejskiej Charlesa Michela. Władcy Unii poskarżyli się, że to z winy Chin deficyt Unii w handlu z nimi jest 10 razy większy niż 20 lat temu i sięga 400 miliardów euro rocznie. Chodzi o brak dostępu do tamtejszego rynku, preferencyjne traktowanie miejscowych firm (a niby jakie miałoby być??) i uwaga, uwaga: zbyt duże zdolności produkcyjne Chin. A ponieważ niektóre rynki zamykają się przed chińskimi produktami ta nadmierna produkcja jest kierowana do Europy. Tak przewodnicząca mówiła.
Ursula von der Leyen pogroziła jeszcze w Chinach Chinom, dokładnie tak jak zrobiła to 13 września w Brukseli wygłaszając orędzie o stanie Unii. Mówiła o tanich chińskich samochodach elektrycznych, które mogą złamać pozycję niemieckiego przemysłu motoryzacyjnego. W tej branży szykuje się prawdziwa katastrofa. Niemka miała w Chinach bronić europejskiego, czytaj niemieckiego przemysłu. Skończyło się niczym.
Podobnie jak negocjacje z Australią, które ta zerwała w październiku. W stanie całkowitego paraliżu są rozmowy z Meksykiem, a teraz i Chile. Chodzi m. in. o dostęp do największych na świecie złóż litu. Rok 2023 podsumowuje tylko już 4 stracone lata.
Te bezowocne, jeśli chodzi o ich wagę, to właściwie tylko krajoznawcze podróże von der Leyen pokazują nędzę jej i całej Unii polityki. Są jak kondensat nieudolności. Dzienniki pokładowe z samolotów to jakby zapis katastrof. Kompromitacja w umowie z Tunezją pokazuje klęskę polityki imigracyjnej, zupełną bezradność Brukseli w tym obszarze. Także to jak całkowicie pozbawieni autorytetu, szacunku w świecie są władcy Unii, skoro takie państwo jak Tunezja może ich upokarzać, ot tak drzeć umowy, z lotniska unijne delegacje zawracać. Unia to ma być niby to mocarstwo, ta potęga gospodarcza i polityczna, z którą świat się liczy. O tym mówił Farage i to wieszczył szydząc z van Rumpoya.
Casus Mercosur, a także porażki w rozmowach z Indonezją, Malezją etc. to manifestacja pychy i arogancji owej unijnej arystokracji, która chce innym państwom narzucać modele rozwoju, dyktować im prawa, systemy wartości po swojemu układać. Owi Brukselczycy wszytko wiedzą lepiej i powiedzą Brazylii, czy Indonezji jak mają o swe lasy, pola dbać, czym w piecach palić, co uprawiać ile płci i piątków LGBTUE w tygodniu ma być.
Podróż do państwa Środka to efekt obłąkańczej polityki klimatycznej, która wykańcza europejską gospodarkę. Nie dla kaprysu kto jeszcze żyw i kto może ucieka z produkcją z Europy i instaluje się w Chinach, czy Stanach Zjednoczonych. W samych Niemczech w ciągu 5 lat produkcja spadła o 12%, a ta głupiutka, infantylna kobieta puszy się, że jeszcze podatki klimatyczne dołoży, że ceny ETS wzrosną. Zarzynają co żywe, a potem wypłakują się w Chinach, że te za dużo produkują i Niemcy swych samochodów nie mogą sprzedać, wiatraków, czy paneli instalować.
Mąż od szczepionek
Po 4 latach wiadomo, że von der Leyen skończy jako najbardziej nieudolny przewodniczący Komisji Europejskiej w historii. Tak jak była najgorszym szefem resortu obrony i najgorszym ministrem w rządzie Merkel. Na dodatek ciągnie się za nią smród afer związanych z umową na zakup szczepionek. Wciąż niewyjaśnione w jaki sposób przewodnicząca wynegocjowała z Pfizerem warte ponad 35 miliardów euro kontrakty dla całej Unii. Von der Leyen to bliska przyjaciółka Alberta Bourli - szefa tej farmaceutycznej firmy.
Umowę negocjowano w czasie osobistych spotkań, za pomocą rozmów telefonicznych i SMS-ów, a te cyk, pyk, cudownie zniknęły. Nie ma zapisów jak przebiegały negocjacje. W 2021 r. „The New York Times” poprosił o udostępnienie tekstów ale otrzymał odmowę. W styczniu 2023 r. gazeta pozwała KE do Trybunału Sprawiedliwości, gdzie sprawa toczy się do dziś. No i jest jeszcze ukochany mąż Heiko von der szef medyczny należącej do Pfizera firmy Orgenesis Inc. Całkiem przypadkowo była ona zaangażowana w produkcję szczepionek przeciwko Covid-19 i otrzymała od Unii miliony na badania.
Sama przewodnicząca tym roku już dwa razy odmawiała w udziału w sesjach pytań na ten temat w Parlamencie Europejskim. Niby ma być powołana jakaś komisja w tej sprawie, ale skończy się jak w skandalu przed laty, kiedy jeszcze w Niemczech była szefową resortu obrony i Bundestag badał podejrzane, opiewające na setki milionów euro kontrakty na tzw. doradztwo i konsultacje, które zawierała. Wtedy też cudownie zniknęła wszelka korespondencja i sprawa skończyła się niczym. To właśnie mieliśmy na myśli pisząc o jej talencie do wywijania się z afer.
Na koniec, zgodnie z obietnicą jedno zdanie na temat jedynego w tym roku sukcesu von der Leyen. Otóż udało jej się posadzić Donalda Tuska w fotelu premiera.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/676480-rok-przewodniczacej-same-kleski-jeden-sukces