W 2017 r. amerykański dziennik „The Washington Post” wyposażył się w oficjalne hasło: „Demokracja umiera w ciemności”. Miało one nawiązywać m.in. do afery Watergate. Dziennikarz śledczy gazety Bob Woodward, jeden z tych, którzy ujawnili aferę Watergate, użył tych słów w 2007 r. by skrytykować tajne działania rządu, które jego zdaniem osłabiają demokrację. Nowe hasło wywołało lawinę wyszukiwań słowa „demokracja” w internecie, ale krytycy nabijali się z gazety, że wybrała sobie hasło pretensjonalne, a przede wszystkim nieprawdziwe. Demokracja bowiem wcale nie umiera w ciemności, ale w biały dzień. Na widoku wszystkich.
Tak dzieje się właśnie u nas. Nowa polska władza odrzuciła zasady demokracji, ustrojowe reguły gry by siłowo przejąć media publiczne. Można było się spodziewać oburzenia w mediach światłego zachodu, pouczających nas przez ostatnie lat na temat pluralizmu, obiektywizmu i państwa prawa. Że jakiś dziennikarz się obruszy, w imię zasad. Ale nie, wiadomości o brutalnym wtargnięciu do siedzib TVP, PAP i Polskiego Radia przez (częściowo) uzbrojonych osiłków uznano za „odpolitycznienie” mediów, ich naprawę. Używano takich określeń jak „reforma”, „przywracanie porządku”. Polityków PiS protestujących przed i w gmachach mediów publicznych zaś uznano za „złych” i wściekłych”, a ich starania za „okupację”. Przodowały tu niemieckie media oczywiście, które z trudem były w stanie ukryć satysfakcję.
Wielu się przy tej okazji przypomniał PRL, a mi się jakoś nasunęły skojarzenia z republiką bananową. Przypomniało mi się jak w jakimś dokumencie oglądałam, jak w 1985 r. kolumbijski baron narkotykowy Pablo Escobar wynajął lewicową guerille by szturmowała, a tym samym sparaliżowała Sąd Najwyższy bo nie podobała mu się decyzja sędziów o możliwości ekstradycji „narcos” do USA. Zginęło wtedy 12 sędziów. W latach 80 Kolumbia była niemal państwem upadłym. Polsce do tego daleko. Jednak metody siłowe, gdy już raz zostały uruchomione, maja tendencje do tego, by się utrwalać. Ty wyciągałeś dziennikarzy za włosy z mediów, to i ciebie będą wyciągać.
Jest głęboko niepokojące, że żadne zachodnie medium nie wysiliło się nawet na minimalny obiektywizm w opisie sytuacji. Uzasadniano łamanie prawa, bo „TVP uprawiał propagandę PiS”. Demokracji nie da się naprawić niedemokratycznymi metodami. To jak gaszenie pożaru benzyną. Anne Applebaum, dziennikarka „Washington Post”, z uporem maniaka wykłócała się z niemieckim ekspertem Sergejem Sumlennym na X (dawniej Twitter) o „TVP World”, anglojęzyczny kanał TVP, w którym ten wielokrotnie występował i którego usiłował bronić właśnie jako obiektywny. Applebaum tłumaczyła mu, że „funkcjonariusze PiS przez lata nielegalnie zarządzali telewizją i radiem”. Jest to ewidentna nieprawda. Można tylko podejrzewać że jeśli chodzi o ciemność to najciemniej jest właśnie pod latarnią redakcji „Washington Post”. Wydaje się, że jedyne co dziś potrafią dziennikarze na Zachodzie, to najpierw konstruować zdarzenia, tworzyć fikcyjny świat, a potem go obkładać protestem. Kontestować nie to, co istnieje, ale własną interpretację. I to wszystko ufryzowane na troskę o dobro powszechne. O cały świat.
Zasada wydaje się być prosta: jeśli jakiś polityk/partia należą do liberalnego establishmentu to wszystko im wolno: ograniczać wolność słowa jak w Irlandii, uchylać immunitety w Parlamencie Europejskim za polubienie tweeta, prześladować za odbiegające od postępowego kanonu elegancji poglądy. Choćby za opinię, że kobieta nie jest mężczyzną. Liberalna demokracja dawno przestała nią być, bo konsekwentnie ogranicza wolność. To jest głównym powodem sukcesów partii antyestablishmentowych takich jak Alternatywa dla Niemiec (AfD) czy Szwedzcy Demokraci. Nie pomogły próby ustanowienia medialnych monopoli. Z wierzchu demokratyczna fasada, nawet zdobna, a pod spodem „Ein Staat, eine Politik, ein Gedanke” (jedno państwo, jedna polityka, jedna myśl). To już nie działa. W każdym razie na Zachodzie.
Wykiełkowała więc nadzieja, że uda się chociaż w Polsce. Tusku musisz! - było słychać ze strony „Die Weltów” i innych „Die Zeitów” tuż po wyborach. Polska jako ostatnia parówka hrabiego Kenta liberałów. Brzmi desperacko? Bo takie jest. Jak wynika z publikowanego co roku w Niemczech indeksu wolności już tylko 40 proc. Niemców uważa, że może swobodnie wyrażać swoje poglądy. Dzięki Tuskowi i Hołowni Polacy mają szansę im dorównać. Nareszcie doszlusujemy do Zachodu i jego standardów. A media tam, zagranicą, dalej będą przymykały oczy. Zgodnie z najpiękniejszą zasadą wszystkich idiotów – czego nie wiem, tego nie ma.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/675644-entuzjazm-i-slepota-zachodnich-mediow-wobec-przejecia-tvp