No to już chyba wszystko jasne. Cała wojna Komisji Europejskiej z Polską o tzw. praworządność, z szantażowaniem pieniędzmi z KPO, była czystym zabiegiem politycznym. Właśnie potwierdzili, że Polacy zostali brutalnie oszukani. Chodziło wyłącznie o to, by zmienić w Polsce władze. I choć kasa z Brukseli nie była czynnikiem decydującym w ostatnich wyborach, to bez niego tej zmiany mogło nie być.
Unijny komisarz ds. budżetu i administracji Johannes Hahn (do niego jeszcze wrócimy) ogłosił, że KE „znajdzie sposoby, aby pomóc Polsce” i wypłacić (a w dużej mierze pożyczyć) 111 miliardów euro z Funduszu Odbudowy i Funduszu Spójności.
Skąd ta nagła zmiana podejścia najważniejszych figur w Brukseli? Hahn wyjaśnił, że „nie ma cienia wątpliwości”, co do tego, że członkowie nowej rządzącej w Polsce ekipy „zmierzają we właściwym kierunku, jeśli chodzi o praworządność”.
Kamienie milowe? Nie, nie trzeba. Mityczna „naprawa sądownictwa”? Nie bądźmy szczególarzami. Może chociaż jakieś projekty ustaw? A po co, jeszcze prezydent coś zawetuje i wszystko się przeciągnie. Wystarczy „brak wątpliwości” paru ludzi w brukselskich gabinetach, by do Polski popłynęła rzeka pieniędzy.
Politycznie był to akt wojenny wobec rządu jednego z krajów Wspólnoty. Komisja Europejska zaryzykowała jednak w bezprecedensowy sposób zaingerować w politykę wewnętrzną państwa członkowskiego, licząc, że zdławi opór wobec tych metod. I nie przeliczyła się. Nic dziwnego, skoro sama polska opozycja pod płaszczykiem szczytnych haseł dała zielone światło na złamanie traktatów i zasad.
Oto jesteśmy na finiszu prowadzonych przez Unię testów nowej zasady ustrojowej: na poziomie landów dużą kasą może dysponować wyłącznie ekipa, która zarządcom Unii fikać nie będzie. Zarządcom, dodajmy, niewybieranym w żadnych wyborach.
Po co eurokratom potrzebna była zmiana władzy w Polsce? Przecież nie po to, by Polakom żyło się lepiej – gdyby tak było, wspieraliby Zjednoczoną Prawicę, której rządów ekonomiczne efekty budziły podziw za Odrą. Potrzebowali tej zmiany, by realizować swoje interesy. I państwowe, wielkiego biznesu z drgających zachodnich gospodarek, i cywilizacyjnej inżynierii – w której to operacji sznurki kończą się daleko ponad głowami brukselskich komisarzy, i najzupełniej prywatne. Po to na przykład, by mieć „swoich”, którzy nie będą patrzeć na ręce.
Johannes Hahn jest tego najlepszą ilustracją. To człowiek z kośćca brukselskiego establishmentu, w unijnym „rządzie” zasiada od 13 lat (najdłużej ze wszystkich komisarzy). Już w 2011 r. zrobiło się o nim głośno, gdy grupa ekspertów znalazła 76 przypadków plagiatu w jego pracy doktorskiej.
W 2019 r. wybuchła poważniejsza afera, związana z „brudnymi akcjami”. Zachodnioeuropejskie media opisały przypadki głębokich konfliktów interesów, w jakich znajdują się unijni komisarze. Okazało się, że Hahn posiadał udziały w spółkach, które nie tylko agresywnie lobbowały w Brukseli za swoimi interesami, ale wręcz działały w obszarach leżących w kompetencjach tego konkretnego komisarza. Do Hahna należały m.in. akcje austriackiego przedsiębiorstwa OMV AG, zaangażowanego w Nord Stream w czasie, gdy komisarz podejmował decyzje odnośnie tego projektu. Podobnie było z udziałami w energetycznym koncernie Verbund AG oraz spółkach z sektora finansowego.
Pod koniec 2021 r. francuskie media ujawniły kolejny skandal na unijnych szczytach, tym razem wprost dotyczący korupcji i handlu wpływami. „La Liberation” w serii artykułów napisał o lobbystach, którzy wywierają wpływ na sędziów TSUE i na urzędników KE.
Mówiąc o nieprawidłowościach wśród urzędników unijnych związanych z Europejską Partią Ludową (EPL) nie można mówić jedynie o korupcji i handlu wpływami, ale też o istnieniu ‘państwa w państwie’, które jest kontrolowane przez niemiecką CDU/CSU, w tym Angelę Merkel
— alarmował wówczas autor dziennikarskiego śledztwa Jean Quatremer
Opinia publiczna dowiedziała się, że w latach 2010–2018 unijni politycy z Europejskiej Partii Ludowej, urzędnicy Komisji Europejskiej oraz sędziowie TSUE uczestniczyli w spotkaniach, które były nielegalnie finansowane z publicznych funduszy. Brali w nich udział m.in. były szef KE Jean-Claude Juncker, były wiceprzewodniczący KE Jyrki Katainen czy właśnie Johannes Hahn, komisarz ds. budżetu i bliski współpracownik przewodniczącej KE Ursuli von der Leyen. Do lobbowania i „urabiania” polityków unijnych miało dochodzić m.in. we francuskim zamku Chambord, słynącym z polowań organizowanych przez polityków i biznesmenów. Z tych atrakcji korzystał także Hahn.
„Liberation” ujawniła również, że KE oraz władze kilku państw naciskały na Europejski Urząd ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych, aby nie prowadził śledztwa w tej sprawie. Ostatecznie je wszczęto, lecz szybko umorzono.
Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro pisał wówczas do szefowej komisji:
Domyślaliśmy się, że wyroki TSUE mogą mieć związek z działalnością partii EPP i wpływami Merkel, Ale nie sądziliśmy, że te powiązania mogą być tak daleko idące. Dziennikarz „Liberation” pisze, że TSUE, świątynia prawa europejskiego”, to „państwo EPP, które uwiło sobie gniazdko w sercu UE dla większej korzyści swoich członków”. Myślę, że nic dodać, nic ująć. To wszystko wyjaśnia, dlaczego Polska ma dzisiaj tak wielkie problemy z orzeczeniami TSUE i dlaczego TSUE pozostaje w relacjach z Komisją Europejską, aby atakować Polskę, polski rząd.
Minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek zaś komentował:
Żyjemy w Europie postprawdy i postprawa, żyjemy w Europie, w której praworządność jest traktowana jak, przepraszam serdecznie, szmata, praworządnością jak szmatą wyciera się wszystkie niepraworządne, niezgodne z prawem działania i Komisji Europejskiej, i Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej
A jak skandal tłumaczył ówczesny szef EPL Donald Tusk?
Wszystkie osoby wskazane w tej pseudoaferze wyjaśniały publicznie przed organami Unii Europejskiej tę całą sytuację. Nie wszystkim musi się podobać, że ktoś z kimś je obiad, ale nikt złamał czy nie naruszył prawa, co potwierdza sam autor artykułu (…). Nie o korupcję czy przestępstwa chodzi, tylko obyczaje.
Po co więc brukselskim geszefciarzom w polskim rządzie taki Ziobro, Czarnek czy Morawiecki, którzy będą punktować skandaliczne zachowania komisarzy? Im potrzebny był właśnie Tusk. I już go mają.
Na koniec wróćmy do praworządności, o którą w tej sprawie – powtórzmy: jak już dobrze wiemy – nie chodziło?
Jak mogło o nią chodzić, skoro w samej Komisji skandal goni skandal, a to ze szczepionkami, a to z Uber Files, a to korupcyjny z ukrywanymi walizkami pieniędzy. Mówimy zaś naprawdę tylko o wierzchołku wielkiej, zepsutej góry lodowej.
Jak mogło o nią chodzić, skoro nowy polski minister sprawiedliwości już pierwszego dnia na urzędzie ostentacyjnie ignoruje Konstytucję i w stylu przywodzącym na myśl dawny ustrój naciska na sędziów, a Bruksela się uśmiecha i przyklaskuje?
Wypatrywali państwa bezprawia? Właśnie do nich przychodzi. Ale jeśli zamkną wystarczająco mocno oczy i wystarczająco szeroko otworzą uszy na alibi od lubującego się w polowaniach doktora Hahna z Wiednia, to może nie zauważą.
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/674531-kpo-jak-polacy-zostali-wyprowadzeni-w-pole-przez-ke