Mam mdłości za każdym razem, gdy Donald Tusk popada w zbyt patetyczne tony i poucza nas w temacie patriotyzmu. Nie kwestionuję dziś wojennej historii jego rodziny, ale wychodzi na to, że on sam do niej nie dorósł.
Donald Tusk - niestety - miał przez lata i będzie miał ponownie wpływ na to, w jaki sposób o naszych bohaterach się opowiada, a dokładniej, jak się tego nie robi. I pokazuje to batalia o ekspozycję Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, które było budowane przez jego nominatów za czasów jego pierwszych rządów. Ich następcy - nominowani przez obóz dobrej zmiany - musieli potem długo w sądach bronić decyzji, którymi historyczne machloje prostowali. I obronili. Ale istnieje uzasadniona obawa, że rząd Tuska 3.0 będzie chciał znów wychylić wahadło w swoją stronę, która z polskim patriotyzmem nie ma nic wspólnego.
PO PIERWSZE - DZIADEK ZOBOWIĄZUJE
Po tym, jak w poniedziałek wieczorem Sejm RP wskazał Donalda Tuska na premiera (dokonał się tzw. drugi krok), nowy premier postanowił przemówić. Miało być krótko, więc było - jak rozumiem - na pierwszy ogień poszły tylko sprawy najistotniejsze i te, którym emocje nie pozwoliły czekać.
Chciałem to zwycięstwo, pozwólcie, tak osobiście, zadedykować moim obu dziadkom. Obaj byli kolejarzami w Wolnym Mieście Gdańsku. Relikwią w naszym domu do dziś jest żywnościowa karta Polaka, którą w Gdańsku miało kilkaset osób, bo nikt więcej się nie odważył być Polakiem w czasie okupacji. Obaj spędzili wojnę w obozach koncentracyjnych, obaj moi dziadkowie. Kiedy 90 procent ludzi uciekło z dawnego Wolnego Miasta Gdańska i wybrało Niemcy, to wśród kilku tysięcy, które pozostały było dwóch moich dziadków, dwóch Polaków, Józef Tusk i Franciszek Dawidowski.
— powiedział Donald Tusk przez zaciśnięte gardło. Wzruszył się. Nie wnikam w to, każdy ma prawo do własnych emocji, szczególnie, gdy mówi o rodzinie.
Czy ja Donaldowi Tuskowi uwierzyłem? W tę historię o dziadkach, być może, nie mam danych by ją kwestionować. W jego emocje, absolutnie nie.
Historia bohaterskich przodków to dla każdego człowieka powinno być zobowiązanie. Podkreślmy, że mówimy o premierze RP, człowieku który przez lata miał i znów ma realną władzę i naprawdę miał i znów może mieć wpływ na kształtowanie polityki historycznej. Któż na jego miejscu nie zrobiłby wszystkiego, by o takich ludziach jak dziadkowie mówiło się z dumą?
PO DRUGIE - ANTYPOLONIZM ZA MILIONY
Tusk twierdził zawsze, że dzięki niemu powstał prawdziwy historyczny pomnik w postaci Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Do niedawna to była najdroższa placówka muzealna w Polsce, do której każdy (podkreślmy – każdy!) Polak dołożył po 13 zł. Tak, gmach i pewne w nim rozwiązania są imponujące! 5 tys. metrów kwadratowych ekspozycji to ogromna przestrzeń, a śladów polskości do niedawna trzeba tam było szukać niemalże ze szkłem powiększającym.
Wróćmy teraz do emocjonalnej poniedziałkowej mowy Tuska z Sejmu. Chodzi mi dokładnie o ten fragment o dziadkach, którzy doznali prześladowań od Niemców za swą Polskość w Wolnym Mieście Gdańsku. Tak, te prześladowania były faktem, Niemcy byli wobec Polaków bezwzględni.
To był ważny element przedwojennej rzeczywistości. Jak państwo myślą, czy można było dowiedzieć się o tym po zwiedzeniu tego pięknego i drogiego muzeum w Gdańsku? Tego, z którego Donald Tusk, potomek Józefa Tuska i Franciszka Dawidowskiego, polskich kolejarzy, był tak dumny? Zaskoczę państwa być może. Otóż, nie można było! Aż do czasu, gdy powalczyli o to kolejni dyrektorzy, już nominowani przez dobrą zmianę.
Pisałem o tym w tygodniku „Sieci” i na portalu wPolityce.pl nie jeden raz. Skoro dziś wraca do tych ważnych spraw sam premier, potomek Polaków prześladowanych przez Niemców, wrócę i ja.
Istotą zmian wprowadzonych przez dyrektora Karola Nawrockiego, a potem kontynuowanych przez jego następcę prof. Grzegorza Berendta i jego współpracowników było przywrócenie elementarnej równowagi. Nie wiedzieć czemu, poprzednia narracja zwinnie prześlizgiwała się obok opowieści o polskim bohaterstwie, poświęceniu albo cierpieniu. Wybijane za to były losy innych narodów, czasem kosztem Polaków.
W miejscu, gdzie na jednym z monitorów możemy przeczytać (dopiero po zmianach - przyp. red.) o niemieckich prześladowaniach w Wolnym Mieście Gdańsku do 1939 r., była tylko zakładka dotycząca prześladowań ludności żydowskiej, dołożono więc obok (nie zamieniono!) także historię zbrodni na Polakach, które były codziennością.
Element, o którym pisałem to jedna z 17 zmian, które zostały zaskarżone do sądu. To naprawdę bardzo smutna historia.
PO TRZECIE - KTÓRY TUSK JEST PRAWDZIWY?
Przypomnijmy, zastrzeżenia do zmian w wystawie stałej (także do dopisania fragmentu o represjach na Polakach w Wolnym Mieście Gdańsku) wnieśli były dyrektor muzeum prof. Paweł Machcewicz (nominat Donalda Tuska) oraz jego zastępcy: prof. Piotr Majewski (były doradca w gabinecie premiera Tuska) i dr Janusz Marszalec (doradca premiera Tuska w jego pierwszym rządzie), a także prof. Rafał Wnuk, były szef działu naukowego MIIWŚ.
Historia tej choroby na szczęście znalazła swój szczęśliwy finał w kwietniu tego roku. Sąd Apelacyjny w Warszawie uznał, że byli pracownicy Muzeum II Wojny Światowej nie mają prawa blokować zmian w ekspozycji. Potwierdzono decyzję Sądu Okręgowego w Gdańsku, który już w październiku 2020 r. uznał, że 16 z 17 zmian w ekspozycji zostało dokonanych słusznie.
Należy więc zapytać głośno, który Donald Tusk jest prawdziwy? Ten, któremu łamie się głos, gdy zwycięstwo wyborcze dedykuje swoim bohaterskim polskim dziadkom prześladowanym przez Niemców? A może ten, który nominuje na dyrektora Muzeum II Wojny Światowej Pawła Machcewicza? Gdyby to nie było straszne i smutne, to można by się nawet uśmiechnąć, że to ludzie Tuska wycinali z ekspozycji pamięć o jego dziadkach, a walczyli o nią (nawet w sądzie) i to skutecznie nominaci prof. Piotra Glińskiego.
PO CZWARTE - CO DALEJ Z PAMIĘCIĄ?
Przytoczona w Sejmie historia polskich dziadków prześladowanych przez Niemców pokazuje, że Tusk to człowiek chory na politykę. Bo jeśli takich opowieści jest w stanie używać tak instrumentalnie, to znaczy, że zrobi wszystko i poświęci każdego, by utrzymać władzę. Teraz jest moment, w którym czuć, że Donald Tusk naprawdę chce rewanżu. Czuć to z każdego słowa jego dotychczasowych wypowiedzi. Po zaprzysiężeniu nie musi już utrzymywać kampanijnego rygoru, może zacząć wygrażać tym, którzy zaleźli mu za skórę. Teraz już można.
Widać też, że gromadzi wokół siebie środowisko, które też chce zemsty. Podgrzewa ich emocje, czyni sprzymierzeńcami w nadchodzących działaniach. W poniedziałek były też i inne, poza dziadkami, dedykacje.
Im dedykuję tę wygraną, tak jak wszystkim Polakom i Polkom, którzy mogli poczuć się obrażeni, rozgoryczeni, zagrożeni przez te osiem lat polityki pogardy dla kogoś, kto jest inny, słabszy, kto nie słucha partyjnej hierarchii. Kto nie pasuje do wizerunku ideologów partii rządzącej
— mówił Tusk. Pod te słowa można podciągnąć wszystko, można szeroko zagarnąć ludzką nienawiść czy poczucie niesprawiedliwości.
Mam wrażenie, że w tej grupie może znaleźć się też grupa muzealników z Gdańska, która mimo sądowego szaleństwa w Polsce, swoich celów nie osiągnęła. Nie mam pewności, czy nie spróbują jeszcze raz. W końcu sporo się w ostatnich dniach zmieniło. Dlatego należy w najbliższym czasie bardzo uważnie przyglądać się temu, co będzie działo się w Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Mam - niestety - prawie pewność, że to nie ostatni artykuł, w którym ostrzegam przed majstrowaniem przy polskiej historii.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/674450-dziadkowie-tuska-patronami-muzeum-ii-ws-w-gdansku