Są na tym świecie rzeczy stałe – śmierć, konieczność płacenia podatków, poczatek roku szkolnego we wrześniu czy proweniencja rzecznika prasowego Radosława Sikorskiego w MSZ. W tej ostatniej kwestii właśnie mamy trzeci identyczny transfer w trzeciej kadencji rządów Platformy Obywatelskiej.
12 września 2013 r. rzecznikiem prasowym Sikorskiego na kolejne dwa lata został Marcin Wojciechowski, wcześniej przez 15 lat dziennikarz działu zagranicznego „Gazety Wyborczej”. W gmachu przy al. Szucha zastąpił… swojego redakcyjnego kolegę Marcina Bosackiego, który trafił tam w 2010 r. prosto ze stanowiska korespondenta „GW” w USA (wcześniej był m.in. szefem działu zagranicznego dziennika z Czerskiej).
Dziś jako nowy rzecznik MSZ zadebiutował ich dobry znajomy z łamów gazety Michnika Paweł Wroński. Od wspomnianych różni go tyle, że częściej niż o polityce międzynarodowej, pisał o krajowej.
Można zatem śmiało stwierdzić, że redakcja „Gazety Wyborczej” jest zapleczem kadrowym dla ekipy Donalda Tuska, a zwłaszcza dla MSZ w jego rządzie.
Nikt nie broni dziennikarzom zmiany zawodu, przechodzenia do świata PR czy polityki (pod warunkiem, że to droga w jednym kierunku, a nie łażenie wte i we wte; ta druga ewentualność też się zdarza i jestem wobec niej krytyczny, zarówno jeśli chodzi o dziennikarzy konserwatywnych, jak i lewicowych).
Ale trzeba postawić pytanie: jak traktować publikacje Wrońskiego? I pal licho te wcześniejsze, sprzed lat, gdy udawał tylko komentatora, a nie uczestnika procesów politycznych. Weźmy te ostatnie, np. w pochwalnym tonie pisane w miniony weekend sylwetki nowych ministrów. Czy Wroński 9 grudnia był już po słowie z Sikorskim? Tego dnia ukazały się jego teksty o Donaldzie Tusku, Władysławie Kosiniaku-Kamyszu, Tomaszu Siemoniaku (który w 2012 r. odznaczył Wrońskiego Srebrnym Medalem „Za zasługi dla obronności kraju”) i Bartłomieju Sienkiewiczu. Czy te artykuły były jeszcze produktem dziennikarskim, czy już PR-owym entrée dla nowego gabinetu, za które w normalnych rynkowych warunkach płaci się wynajętym do takich zadań agencjom?
O Tusku Wroński pisał w minioną sobotę. Z jednej strony z euforią wspominał „dokonania” premiera przed laty:
PO wygrało wybory prezydenckie w 2010 r. oraz parlamentarne w 2011 r. I mimo potężnego kryzysu finansowego - w koalicji z Polskim Stronnictwem Ludowym - rozwinęło program inwestycji infrastrukturalnych, wprowadziło progresywną reformę nauczania, przeprowadziło piłkarskie mistrzostwa Europy w 2012 r. (wspólnie z Ukrainą).
Niezły dorobek, zwłaszcza to Euro – należy się za nie co najmniej Orzeł Biały.
Z drugiej strony, w marsowym tonie oburzał się na rzekomo niesprawiedliwe traktowanie Tuska w czasie kampanii wyborczej:
Zakres ataków wobec jego i jego rządów przekroczył próg psychomanipulacji.
Tego samego dnia wystawił też krótkie laurki-sylwetki wspomnianym szefom MON, MKiDN i służb specjalnych.
O Sikorskim w ostatnich dniach nie napisał nic – to być może oznaka jakichś resztek przyzwoitości. Ale wcześniej wielokrotnie służył mu piórem. Gdy tłumaczył jego skandaliczne słowa wspierające moskiewską propagandę:
Gdy w 2019 r. w Sikorskim widział nadzieję na ratowanie polskiej dyplomacji:
Gdy popierał chorą wizję Sikorskiego wpuszczenia Rosji do NATO:
Gdy podtrzymywał kolportowane przez Sikorskiego, wymyślone fragmenty rzekomych nagrań z kokpitu TU-154M:
Gdy tylko udawał, że krytykuje Sikorskiego za chamskie słowa na temat Beaty Kempy, jednocześnie domagając się „utrzymania tej kulturowej różnicy między Polakami a PiS”.
Jak widać z powyższych przykładów, Paweł Wroński już od dawna był rzecznikiem Sikorskiego. Lecz dopiero dziś przestał w tej robocie chować się za legitymacją dziennikarską.
Wroński z dziennikarza staje się urzędnikiem w platformerskim rządzie. A w resorcie kultury szykują ruch w drugą stronę – szefem Telewizji Polskiej, albo przynajmniej programów informacyjnych w TVP, ma zostać urzędnik ze stołecznego ratusza, dotychczasowy członek zarządu Miejskich Zakładów Autobusowych, w pełni zależny dziś od Rafała Trzaskowskiego i jako zasiadający we władzach warszawskiej spółki, realizujący politykę wiceszefa PO. Czy podobnie będzie z jego dyspozycyjnością w TVP? A czemuż by nie?
Tymczasem rzeczywisty redaktor naczelny „GW” (bo tym formalnym wciąż jest Adam Michnik) Jarosław Kurski ogłasza dziś swoim czytelnikom, że od 1 stycznia jego obowiązki przejmie ktoś inny. A pisze przy tym:
Ostatnich osiem lat to czas najtrudniejszy w historii „Wyborczej”, ale jednocześnie to lata dla „Wyborczej” najważniejsze. (…) Dziękuję i ze wzruszeniem mówię, że jestem dumny, iż mogłem stać na czele takiego zespołu. Nasze ośmioletnie wysiłki przyniosły owoce. Dziś zaprzysiężony został rząd Koalicji 15 Października. Wybory wygrali demokraci.
Dziennikarz meldujący wykonanie zadania w postaci doprowadzenia do zmiany władzy w demokratycznym kraju? Takie rzeczy możliwe tylko w skarlałej demokracji, jaka właśnie nam się wykuwa. Tylko tu „dziennikarz” może implementować propagandowe hasło jednego obozu politycznego, podnosząc je do rangi jakiegoś rzekomego symbolu.
Im nigdy nie chodziło o mityczną wolność mediów, bo ta w Polsce przez ostatnie lat miała się świetnie (choć zapewne to się niedługo skończy). Ich celem jest przedefiniowanie wszystkiego - od kwestii cywilizacyjnych, społecznych, moralnych, poprzez językowe, aż po system medialny.
Dziennikareczkom biegającym za Jarosławem Kaczyńskim czy Krzysztofem Bosakiem Tusk będzie się schylał po mikrofony, a tych biegających za nim, będzie wyrzucał z pracy. Sikorski dodaje do tej demokratycznej formuły coś więcej, od siebie – piłkarskie „wejście ciałem”.
Szybko opada budowana latami, a zwłaszcza ostatnimi miesiącami, fasada, która marzenie o zamordyzmie nazywała pragnieniem wolności, metody z bantustanów – demokracją, a nienawiść – miłością. Ciekawe tylko, ile czasu, by to dostrzec, będą potrzebować ci naiwni, którzy dali sobie sprzedać paciorek uśmiechniętej Koalicji 13 grudnia?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/674391-wolne-media-wronski-w-msz-kurski-z-meldunkiem