Rząd Zjednoczonej Prawicy, zresztą z osobistej inicjatywy premiera Morawieckiego, któremu z nieokreślonych bliżej powodów, zależało na tym projekcie szczególnie, od kilku lat sprowadza do Polski doczesne szczątki członków emigracyjnego rządu. W niedzielę wrócili do kraju generał Stanisław Kopański i popdpułkownik Stefan Eichler wraz z małżonkami, w oficjalnej uroczystości brali udział m.in. marszałek Małgorzata Gosiewska, minister Jan Dziedziczak i pełnomocnik premiera Wojciech Labuda.
CZYTAJ WIĘCEJ:
W listopadzie 2022 roku do kraju wrócili polscy prezydenci na obczyźnie: Władysław Raczkiewicz, August Zaleski i Stanisław Ostrowski - spoczęli w Świątyni Opatrzności Bożej w Warszawie.
Piątka z różnych stron Europy
Ale koordynatorzy rządowego projektu sprowadzili też prochy wybitnych intelektualistów polskich: Maurycego Mochnackiego z Auxerre, Mieczysława Jałowieckiego spod Londynu, Jana Łukasiewicza z Dublina, Stefana Szolca-Rogozińskiego z Bagneux i Aleksandra Brucknera z Berlina.
Jego grób znajdował się na cmentarzu, który za pięć lat miał zostać zlikwidowany i trzeba było podjąć szybkie działania, by jego szczątki szybko przenieść do Krakowa. Zresztą sam Bruckner jeszcze za życia wyraził wolę, by jego ciało spoczęło w Polsce. Zmarł w 1939 roku w stolicy Niemiec i późniejsze wojenne wypadki uniemożliwiły pochówek w ojczyźnie.
-mówi portalowi wPolityce.pl Wojciech Labuda, pełnomocnik premiera ds. reformy regulacji administracyjnych związanych z ruchem naturalnym ludności i ochrony miejsc pamięci.
Historia ponownego pochówku Szolca-Rogozińskiego była równie dramatyczna.
On sam został pochowany w Paryżu, ale pięć lat temu grób został zlikwidowany a doczesne szczątki przeniesiono do zbiorowego grobu - wspomina urzędnik.
Gdyby nie determinacja polskich władz, ten wybitny podróżnik i badacz Afryki z Kalisza przepadłby w bezimiennej mogile.
W ciągu dwóch ostatnich lat po prostu odnaleziono polskich bohaterów rozrzuconych po świecie i sprowadzono ich do kraju. Jałowiecki zmarł w zapomnieniu w Wielkiej Brytanii w 1962 roku, do ojczyzny wrócił więc 60 lat później a wieczny spoczynek znalazł w Gdańsku, gdzie był delegatem polskiego rządu w latach 1919-1920. Łukasiewicz był wybitnym matematykiem i logikiem, także zapomnianym. Gdyby nie II wojna światowa jako współtwórca lwowskiej szkoły matematycznej pewnie byłby sławnym matematykiem w rozwijającej się Rzeczpospolitej, ale ostatecznie nie mógł nawet wrócic do rządzonego przez komunistów kraju.
Najstarszym sprowadzonym symbolem jest Maurycy Mochnackiego - filozofa, krytyka literackiego i działacza politycznego - zarówno w ogarniętym powstaniem listopadowym Królestwie Polskim, jak i na emigracji we Francji. Odnotowując długą listę jego prac i tekstów aż trudno uwierzyć, że zmarł ledwie po trzydziestce.
Po co nam zmarli?
Jest coś nieuchwytnego w przedsięwzięciu zabierania polskich patriotów z powrotem do domu. Nie da się na podniosłej uroczystości przy trumnie nieomal nikomu nieznanego Bruckhnera czy Szolc-Rogozińskiego zrobić kampanii wyborczej, a wręcz łatwiej byłoby zdobyć populistyczny poklask na krytyce tych wydatków czy „robienia polityki na trumnach”. Nie jest też to czyn na którym - jak to często się podkreśla w polityce - ktoś z partii rządzącej zarabia. Sprowadzenie doczesnych szczątków zza granicy odbywa się głównie na bazie lokalnych usług a nie polskiej firmy. Nie jest też to praca efekciarska - raczej żmudne użeranie się z urzędnikami Francji, Wielkiej Brytanii czy Irlandii w których panuje inne prawo i zwyczaje odnośnie cmentarzy i pochówków. Nie jest to też polityka historyczna o jaką w pierwszej kolejności domagali się polscy patrioci - spektakularny film fabularny o polskiej historii, monumentalny łuk triumfalny albo defilada.
Uroczystości te, choć podniosłe, nie są też radosnym patriotyzmem w stylu krojenia czekoladowego orła przez prezydenta Bronisława Komorowskiego, a czasem wręcz przygnębiające jest jak tytani polskiej nauki czy niepodległości z trudem są odnajdywani w zbiorowej mogile i wydobywani z niepamięci, w którą popadli z powodu narodowych porażek i zaniedbań.
Dlatego patrząc na świeżo postawione w polsce pomniki nagrobne zmarłych na emigracji patriotów warto, dostrzec w tym prawdziwie ideowy wymiar obecnej, zapewne odchodzącej, władzy. Zadbanie o miejsce pochówku tak dawnych bohaterów jest czymś więcej niż zarządzaniem państwem, bieżącą polityką i danymi ze statystyk.
Polska więc odzyskuje Pamięć, taką właśnie Pamięć przez wielkie „P”, leczy się z afazji, jak te narodowe zaniki świadomości nazwał Przemysław Dakowicz, poważnie traktuje swoją tożsamość. Mochnackiego, który rwał się w Warszawie do atakowania imperium Mikołaja I czy arcyerudytę Brucknera, który po prostu chciał mieć grób w swojej ojczyźnie, sprowadzono do Polski, bo czujemy ciągłość kulturową z tymi ludźmi, którzy chcieli tego samego, co i my - niepodległej i rozwiniętej (duchowo, kulturalnie i ekonomicznie) Polski.
To jest ta przepaść między nami a europejskich Wschodem, który porzuca nawet świeże trupy swoich współbraci, bo nikomu się nie chce wbić drewnianego krzyża w ziemię.
CZYTAJ WIĘCEJ:
To jest ta różnica cywilizacyjna między nami a tymi, co pozwolili, by ciała ofiar Tragedii Smoleńskiej wymieszać w trumnach i plastikowych workach, którzy zresztą stawiali potem pomniki bolszewikom w Ossowie. Ciekawie nakłada się ten stosunek do zmarłych między nami a nimi, między Polakami („bo wolność krzyżami się mierzy”) a innymi, skoro ostatnie odrodzenie patriotyczne wzięło się z poszukiwań i ekshumacji Żołnierzy Wyklętych - choć nikt tego wówczas tak nie zaplanował.
Ostatecznie to czas pokaże co nam przyniesie ten wysiłek sprowadzenia kości bohaterów do kraju - może tylko kilka dodatkowych miejsc pamięci, może satysfakcję z dobrze wypełnionej służby, a może upamiętnienie ostatnich chwil polskiej pomyślności przed tym jak znowu nadchodzą dla Rzeczpospolitej bardzo trudne czasy?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/673246-o-niezwyklym-stosunku-polakow-do-grobow-bohaterow