Upiory z przeszłości potrafią dopaść każdego, nawet tego, kto dawno już o nich zapomniał lub stworzył dobrą atmosferę, by i inni o nich zapomnieli. Przekonał się o tym Lech Wałęsa, przeciwko któremu, jak ustalił portal wPolityce.pl, Prokuratura Okręgowa w Warszawie skierowała akt oskarżenia do sądu. Chodzi o kilkadziesiąt kłamstw, którymi były prezydent Polski miał posłużyć się w trakcie przesłuchania przez śledczych IPN. Sprawa dotyczy podpisanych przez Wałęsę pokwitowań odbioru pieniędzy od SB oraz jego zobowiązań do współpracy z komunistyczną bezpieką. Te dokumenty zostały odnalezione w domu Czesława Kiszczaka. Za składanie fałszywych zeznań byłemu prezydentowi grozi kara 3 lat więzienia.
Lech Wałęsa mógł zamknąć tę sprawę już wiele lat temu. Postępowanie, w którym Lech Wałęsa składał zeznania jako świadek, zostało bowiem wszczęte w lutym 2016 roku, w związku z jego publicznymi wypowiedziami. Podawał, że materiały odnalezione w domu byłego ministra spraw wewnętrznych PRL zostały sfałszowane. Celem postępowania Instytutu Pamięci Narodowej było sprawdzenie, czy doszło do przestępstwa polegającego na podrobieniu dokumentów oraz ustalenia ewentualnych sprawców tego czynu. Wałęsa miał wówczas w śledztwie IPN status pokrzywdzonego. W ramach postępowania IPN zabezpieczono dowody m.in. w postaci Teczki Personalnej oraz Teczki Pracy Tajnego Współpracownika ps. „Bolek”, a także inne dokumenty ujawnione w czasie przeszukania domu Marii K., wdowy po byłym generalne i Ministrze Spraw Wewnętrznych PRL Czesławie Kiszczaku.
Przesłuchany w kwietniu 2016 roku jako świadek Lech W. zeznał, że nigdy nie podpisywał żadnego zobowiązania do współpracy, nigdy nie napisał ani nie podpisał żadnego donosu, ani nie podpisał żadnego pokwitowania odbioru pieniędzy. Po okazaniu szeregu dokumentów znajdujących się w teczce tajnego współpracownika, Lech W. zaprzeczył, aby sporządził albo podpisał którykolwiek z okazanych mu ponad pięćdziesięciu dokumentów. Jedynie w odniesieniu do jednego pisma znajdującego się w teczce tajnego współpracownika ps. „Bolek”, na którym to znajdują się odręczne zapiski z podpisem Lech W. – świadek zeznał, że z dużą dozą prawdopodobieństwa jest to jego pismo i podpis
— czytamy w odpowiedzi Prokuratury Okręgowej w Warszawie na pytania przesyłane przez portal wPolityce.pl.
Biegli przesądzili
Z ustaleń portalu wPolityce.pl wynika, że Wałęsę ostatecznie pogrążyć miały analizy biegłych, którzy skrupulatnie zbadali autentyczność przechowywanych u Kiszczaków dokumentów. Ich przejęcie przez IPN nastąpiło po tym, jak wdowa po komunistycznym szefie bezpieki, chciała sprzedać „teczki Bolka” Instytutowi Pamięci Narodowej. Bezcenne materiały nareszcie znalazły się w rękach polskiego państwa. Biegli nie mieli wątpliwości. Dokumenty i podpisy Lecha Wałęsy są autentyczne.
W celu weryfikacji prawdziwości zeznań Lecha W. zabezpieczono materiał porównawczy w postaci dokumentów nakreślonych przez Lecha W., zachowanych w kolejnych miejscach jego pracy i urzędach, pochodzących z okresu od lat siedemdziesiątych XX w. do czasów obecnych oraz dokumentów wytworzonych przez funkcjonariuszy, których nazwiska występowały w materiałach dotyczących tajnego współpracownika ps. „Bolek”. Zabezpieczone dokumenty poddane zostały badaniu przez zespół biegłych z zakresu badania pisma ręcznego i dokumentów z Instytutu Ekspertyz Sądowych im. prof. dra Jana Sehna w Krakowie. Zespół biegłych przeanalizował 158 dokumentów z teczki personalnej i teczki pracy tajnego współpracownika SB o pseudonimie „Bolek”. Następnie porównał je z ponad 140 dokumentami, które bez wątpienia osobiście sporządził lub podpisał Lech W
— informuje nas Prokuratura Okręgowa w Warszawie.
Kategoryczna opinia
Z naszych informacji wynika, że Instytut wydał kategoryczną opinię, w której stwierdzono, że dokumenty pochodzące z teczki personalnej i teczki pracy tajnego współpracownika ps. „Bolek” zostały nakreślone przez Lecha W.
W ramach kompleksowych badań biegli potwierdzili, że Lech W. sporządził lub osobiście podpisał: odręczne zobowiązanie o podjęciu współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa w grudniu 1970 roku, odręczne pokwitowania odbioru pieniędzy za przekazane funkcjonariuszom SB informacje, a także ponad 30 odręcznych doniesień tajnego współpracownika
— słyszymy w prokuraturze.
Podpisał, czy nie?
Przedmiotem prowadzonego śledztwa Prokuratury Okręgowej w Warszawie było ustalenie, czy prawdziwe są zeznania świadka Lecha W., w których zaprzeczył, aby podpisywał dokumenty znajdujące się w aktach personalnych tajnego współpracownika.
W oparciu o kompleksową i jednoznaczną opinię biegłych, którzy dokonali oceny zgromadzonych dokumentów, w szczególności tych ujawnionych w toku przeszukania w domu Marii K., wdowy po byłym generalne i Ministrze Spraw Wewnętrznych PRL Czesławie Kiszczaku, ustalono, że na dokumentach tych figurują podpisy Lecha W. W konsekwencji uznano, że Lech W. składał fałszywe zeznania w toku postępowania Instytutu Pamięci Narodowej
— czytamy w odpowiedzi Prokuratury Okręgowej w Warszawie na pytania portalu wPolityce.pl.
WB
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/672654-nasz-news-zawartosc-szafy-kiszczaka-pograza-walese