Szli krzycząc „Polska! Polska!” (…)
Wtem Bóg z Mojżeszowego pokazał się krzaka, spojrzał na te krzyczące i zapytał: „Jaka?”
Juliusz Słowacki, Przypowieści i epigramaty
Szli tysiącami, powiewając, a jakże, biało-czerwonymi flagami, co krzycząc? „Polska, Polska!” Bynajmniej. Osiem gwiazdek. Czy pytali, jaka ma być ta Polska po przejęciu upragnionej władzy przez zdesperowanego przywódcę opozycji. Skądże znowu, woleli osiem gwiazdek. Czy zrozumieli sytuację Polski w niebezpieczeństwie, pomiędzy wojną u granic a zaborczą przyjaźnią potęg europejskich, ich związków, wpływów i zakulisowych gier? Po co, wystarczy osiem gwiazdek. Czy zależało im na Polsce przynajmniej takiej, jaka jest, na jej suwerenności zewnętrznej, ale i wewnętrznej, która zapewnia tożsamość ogółu i podstawy bezpieczeństwa każdego? Wprost przeciwnie, osiem gwiazdek, takiej Polski nie chcemy. Czy zatem w ogóle zależy im na tym, żeby jakaś Polska była, trwała, a oni żeby pozostali Polakami, czy raczej osiem gwiazdek?
Czym zatem był ten wielki marsz „miliona” papierowych serc, który stopniał do tysięcy, ale został ogłoszony jako największe tego rodzaju wydarzenie w dziejach Polski. Jaki przekaz po nim pozostał, co głoszono i czego domagano się, prócz władzy, immunitetów, bezkarności. Przywódcy występujący na scenach przed tłumami nie wysilili się nawet na nakreślenie jakichś ogólnych planów dla kraju po przejęciu władzy. Poprzestali na zdawkowych hasłach, rytualnych do znudzenia inwektywach wobec obecnych władz i żądaniach poparcia w wyborach, ale zarazem bojkotu referendum, co jest ciekawą innowacją w głoszonej powszechnie demokracji. Można więc było odnieść wrażenie wbrew całej krzykliwej propagandzie, że zgromadzenie to nie miało żadnej istotnej, realnej treści, że było pod tym względem puste i abstrakcyjne, a okazało się tylko partyjnym wiecem wyborczym, manifestującym jednak nie tylko poparcie dla opozycji, co byłoby zrozumiałe, ale i wskazanie przeciwnika, a raczej przedstawienie go jako wroga, „wroga całego ludu”. W tej sytuacji chodziło o podbicie emocji tłumów, stworzenie zbiorowych reakcji, zachowań stadnych aż do histerii, doprowadzenie do sytuacji granicznej, potencjalnie wybuchowej, a zarazem sprzyjającej poparciu przywódców opozycji. Chodziło o stworzenie natychmiastowego poparcia dla władzy, opartej już tylko na walce i sile bez żadnych argumentów i racjonalnego przekonywania do takiej władzy. Ktoś powie, że to normalna sytuacja walki wyborczej. Tylko pytanie, a jaką władzę chodzi i jaki jest jej program polityczny dla kraju, bo w tej chwili jedynym programem jest osiem gwiazdek, a według dotychczasowych wiecowych zapowiedzi zniszczenie przeciwnika, i odwrócenie wszystkich dotychczasowych osiągnięć. Nie tylko obalenie władzy według planu „ulica i zagranica”, ale też zemsta i destrukcja jakiego takiego porządku w niepewnych czasach.
Pierwsze wrażenie o „normalnej walce wyborczej” może jeszcze polegać na tym, że chce się stworzyć pewną (ale masową) więź czy wspólnotę wokół przywódcy, jego programu (jeśli jest prócz „ośmiu gwiazdek) oraz celów politycznych i społecznych. W tym wypadku jest to jednak wspólnota chwilowa jak to na ulicy, zwodnicza i tylko negatywna, mająca posłużyć tylko do zdobycia władzy, ale przez obalenie i zniszczenie przeciwnika. Skoro nie ma rzeczowych argumentów poza tym ośmiogwiazdkowym, to trzeba się uciec do samej tylko siły, czy to będzie zbiorowe parcie uliczne, interwencje zagraniczne, czy wręcz przemoc fizyczna, bo tej się przecież nie wyklucza, jeśli nie odrzuca się „argumentu pałki” (w retoryce nadużycie zwane „argumentum ad baculum”) w postaci ośmiu gwiazdek. Jednym już tylko słowem: władza oparta na nagiej sile prze do jednego, zdobycia władzy totalnej i bezwzględne zniszczenie przeciwnika, unicestwienie go nie tylko polityczne, ale i dosłowne. Temu służyło od wielu lat podsycanie niezadowolenia i wzniecanie negatywnych emocji, podniecanie do agresji, deprecjonowanie i zohydzanie przeciwnika aż do aktów fizycznych, napaści i destrukcji, do zapowiedzi zemsty i wszelkich innych sankcji, co jednak w wypadku opozycji głoszącej tolerancję i walkę z dyskryminacją wygląda, prawdę mówiąc, dość żałośnie i chwilami absurdalnie. Nie sprzyjało to przecież spokojowi społecznemu, pociągnęło już za sobą ofiary, osłabiało spójność państwa i jego wewnętrzną suwerenność, poddaną teraz jeszcze zewnętrznym zagrożeniom.
Tak, tu już nie chodziło o żadną Polskę i jej, powiedzmy, lepszy kształt, ale o totalne zniszczenie przeciwnika, który przestał już być konkurentem politycznym, z którym warto się spierać dla dobra wspólnego, lecz miał być w oczach większości Polaków „wrogiem ludu”, samym złem, co publicznie głoszono. Publiczna kumulacja tej destrukcyjnej w swej wymowie (dosłownie ośmiogwiazdkowej) operacja „marszu miliona” wyglądała właściwie jak jeden wielki „parteitag”, który miał zwierać jedność szeregów, wymuszać bezwzględne posłuszeństwo wobec przywódcy, który dzięki zbiorowej euforii tłumów, zostaje ostatecznie wybrany i pasowany na wodza, uzyskując w ten sposób uzasadnienie dla swej nadrzędnej pozycji i nadzwyczajnej władzy.
Znamy już właściwie te mechanizmy, które mają prowadzić do sytuacji rewolucyjnych, służących nie do zdobycia obiecywanych celów (poza obalaniem wszystkiego), haseł i projektów, lecz potrzebne są do zdobycia bezwzględnej, nieograniczonej właściwie władzy. Wpływają jednocześnie destrukcyjnie na stan umysłów, mentalność tłumów, zachowania i emocje; zwolnione z ograniczeń, obyczajów i wszelkiej kontroli mogą objawić się w niebezpiecznych wydarzeniach.
Patriotyzm „ośmiu gwiazdek”
Czy dobre, pozytywne uczucia i emocje można wyrażać wulgarnym językiem pełnym wyzwisk, obelg i pomówień? Czy miłość można wyznawać językiem nienawiści? Pytania retoryczne.
Patriotyzm jako dobrowolne przywiązanie do swojego kraju, troska o własne gospodarstwo w najszerszym rozumieniu i dobro wspólne, był kiedyś naturalny i oczywisty, zwłaszcza w czasach zaborów i po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku. Już w PRL to się skomplikowało, a teraz po wielu latach „pedagogiki wstydu” deprecjonowanie i wyszydzanie swojego kraju stało się w dobrym tonie, patriotyzm stał się przedmiotem krytyki i ataków, powstało zjawisko „ojkofobii”, niechęci do własnego kraju, zatem także do jego dziejów i kultury. Znana gazeta ogłaszała nawet w swoim czasie, że „patriotyzm to faszyzm”, a jak wiadomo „faszyzm nie przejdzie”. Trzeba być Europejczykiem, co najwyżej, pochodzenia polskiego. Zjednoczona (w co?) Europa może być ojczyzną? Warto zapytać Niemca, Francuza czy Włocha czy będzie wyznawał jakiś patriotyzm europejski.
A teraz wychodzą na ulice tysiące Europejczyków z polskimi flagami i krzyczą, że chcą więcej Europy (ściślej UE) w Polsce, albo też żeby Polska była bardziej europejska (abstrakcja, Europa to Niemcy, Francja, Włochy itd.). Który to patriotyzm i czy w ogóle jakiś? Mniejsza o to, chodzi mi tylko o to, czy trzymając biało-czerwone flagi w rękach można mieć jednocześnie „osiem gwiazdek” na ustach, używać agresywnych wulgaryzmów jak na Strajkach Kobiet, lżąc innych obywateli, funkcjonariuszy i urzędy państwa, już całkiem jawnie, bez skrępowania ziać nienawiścią, niby zachowując w sercu (też biało-czerwonym) to, co obnoszą na sztandarach. Karkołomne przedsięwzięcie i szkodliwe w rezultacie dla samych nosicieli.
Patriotyzm jako uczucie pozytywne nie może być wyrażany w sposób agresywny, wulgarny i zgoła nienawistny, w rezultacie destrukcyjny nie tylko wobec przeciwników, ale i wobec wszystkich. To żaden patriotyzm albo też patriotyzm fałszywy, pozorny, mylący, przenoszący szkodliwe pomylenie pojęć, dezorientację i w końcu zobojętnienie. Może taki patriotyzm to właśnie ten gazetowy faszyzm?
Demokracja tak, ale jaka?
Jeśli przywódca wyniesiony rewolucyjną siłą tłumu ponad prawo i obyczaj, nie musi się już niczym ograniczać, tak jego przeciwnik, który stał się już w oczach wszystkich wrogiem publicznym, zostaje wyjęty spod prawa i poddany mechanizmowi proskrypcji, pozbawiony wszelkiej ochrony, odarty z wszelkich cech ludzkich i w ten sposób wystawiony na cel, wyklęty. Tak, to sytuacja skrajna, rewolucyjna, ale i w zdeklarowanych demokracjach zdarzała się. Jest w podobnych operacjach psychospołecznych jeszcze jeden moment psychologiczny, ważny dla uczestników takich działań. W przeciwniku jako wrogu publicznym można skanalizować wszelkie złe emocje nie tylko tłumów, ale i poszczególnych uczestników, rozładować własne konflikty, niepowodzenia, niepokoje. W postaci wroga zobaczyć sprawcę i przyczynę swoich problemów i w ataku na nią dać upust nagromadzonym złym emocjom w zbiorowym uniesieniu, dającym ochronę przed indywidualną odpowiedzialnością. Magiczny i prymitywny zabieg, niby zamierzchły motyw „kozła ofiarnego”, ale przecież skuteczny na ulicach i w mediach.
Demokracja nie zapobiega skrajnym, rewolucyjnym sytuacjom. Nieraz była wykorzystywana do zdobywania władzy absolutnej, totalitarnej. Widzieliśmy przyczyny i skutki demokracji nazistowskiej, komunistycznej w fasadowej, pozorowanej ‘demokracji ludowej’. Demokracja używająca demagogii, kłamstwa, fałszu, różnego rodzaju oszustwa i manipulacji może wygrywać siłą słabości swych adresatów, podatnością na złudzenia, puste obietnice, gromkie hasła i zapowiedzi, zwodniczą wiarą i naiwnością polityczną optymistycznie patrzących w przyszłość obywateli.
Demokracja zwana liberalną też doszła, tyle że pokojowo, do pewnego chaosu, ideologicznego pomieszania pojęć i wartości, przekraczania prawa, które sama arbitralnie stanowi. W swym nieustającym postępie doszła do swoistych absurdów. Według coraz bardziej krępujących standardów, by nie powiedzieć schematów poprawności wszelkiej i w imię wydumanej już sprawiedliwości społecznej trzeba by zmienić reguły demokratycznej reprezentacji i samych wyborów. Po wyborach parlamentarnych oddać pełną władzę przegranym jako poszkodowanym, a najlepiej oddać ją w ręce jakichkolwiek mniejszości, które zawsze będą czuły się dyskryminowane według poprawnościowych pojęć. Jednym słowem, błędne koło, droga donikąd. Ktoś już powiedział: „biednych zawsze mieć będziecie”. Biednych w każdym sensie.
Elity spod „ośmiu gwiazdek”, czyli umarła klasa
Marsz „miliona” patriotów ostatniej godziny uświetniło osobliwe widowisko w wykonaniu słynnych aktorów, piosenkarzy (i piosenkarek), znanych postaci nazywanych celebrytami, którzy znani są już z ośmiogwiazdkowych wypowiedzi, wypróbowanych i sprawdzonych przez lata w wielu podobnych kampaniach. Aktorzy odstawili dość marną błazenadę, przy pomocy znanych już i ogranych chwytów, wygłupiając się właściwie przed widownią tak liczną, jakiej dotąd nie mieli, co dodatkowo wzmagało wspólną euforię, a też schlebiając nowej ‘in spe’ władzy. Jakby nie rozumieli, że używając tak brutalnych i niskich środków, wulgaryzmów, lżenia i wydrwiwania przeciwników, niszczą debatę publiczną, której są aktorami, a także sami się dyskwalifikują, niszczą własny warsztat aktorski, język i swą wiarygodność zawodową, ale też osobistą jako ludzi, którzy mają być wzorcem dla innych.
No, ale taka to kultura. Ośmiogwiazdkowa. Z kolei chór piosenkarzy i… odśpiewał odę do wolności, której nikt im nie odebrał, śpiewają i mówią, co chcą. Więc to raczej jakiś „łabędzi śpiew”, głos wypuszczony w próżnię. Chyba, że chodzi o wolność „róbta co chceta”, „złotą wolność”, która przywodzi na myśl jakieś anarchistyczne, staropolskie warcholstwo szlacheckie. Może to jest jakiś odnowiony trop dla obecnych samozwańczych polskich elit. Zresztą twórca tego słynnego hasła, „ekstremalnie bezpartyjny”, jak go ktoś nazwał, filantrop (rękami dzieci), też był obecny na scenie jako jeden z mistrzów ceremonii i skakał po niej podniecony „milionem” zwolenników jak w najlepszych czasach imprez Woodstock (jedna, niedopilnowana, skończyła się tragicznie, o czym wszyscy zapomnieli). W odwodzie była jeszcze delegacja „nadzwyczajnej kasty” sędziowskiej, a w niej weteran „praworządności” i „wolnych sądów” także dla sędziów zasłużonych w PRL. Zauważył go i pozdrowił ze sceny sam wódz, a sędziwy sędzia patrzył na niego z oddaniem i uwielbieniem jak na nową gwiazdę (w tym wypadku bez „ośmiu gwiazdek”).
Sam wódz był również wzruszony, a nawet upojony widokiem wiwatujących tłumów i powodzi biało-czerwonych flag, także tych gwiaździstych granatowych 8+, entuzjazmem tłumów wynoszących do władzy najwyższej („Ave Caesar, morituri te salutant!). Musiał poczuć się wybrańcem przeznaczonym do wielkich dzieł i chciał wyrazić swą wdzięczność w swej mowie zwycięzcy, uderzając w wysokie tony i poetyckie metafory. Wzruszyły go te „rzeki ludzi”, które napływały na jego cześć i już świętowały zwycięstwo. Tyle, że dotychczasowa jego stylistyka raczej temu przeczyła, była siermiężna i parciana, jakby powiedział Zbigniew Herbert, ale przede wszystkim była demagogiczna i fałszywa. W sumie byłoby to piękne i podniosłe widowisko, gdyby nie podprogowy przekaz na „osiem gwiazdek”. Zniszczyć wroga! Do tego można rzucić te tłumy i nie wahać się przed użyciem wszelkich środków, kłamstwa, oszczerstwa, podstępy potwarzy, manipulacji i dezinformacji, wreszcie prowokacji nie wykluczającej użycia siły, choć nie własnymi rękami, lecz pod obcą, „ośmiogwiazdkową” banderą. W tym niepohamowanej pogoni za władzą każdy sposób jest dobry, nawet gdy kłamstwo czy oszustwo przekraczające już granice śmieszności, jak w tych zapewnieniach z poprzednich wieców i wystąpień, że 500+ było już przygotowane w szufladach, a w 2014 roku mieli właśnie przekopać Mierzeję Wiślaną, której „natura nie przekopała”.
Ale było w tym wszystkim jeszcze grubsze fałszerstwo. Próbowano wmówić tłumom, że są jak nowa dziesięciomilionowa „Solidarność” i walczą z despotyczną władzą jak „Solidarność” lat 1980-1981 z władzą komunistyczną PRL. Taka podmiana odpowiadałaby nowym „ośmiogwiazdkowym” patriotom, jak i postkomunistycznej części obecnej opozycji, która zyskiwałaby patriotyczną, kombatancko-opozycyjną legitymację. Zadowolony byłby nie tylko towarzysze Czarzasty, ale Miller czy Cimoszewicz, ciągle aktywni politycznie, a także wierni w służbie niektórzy generałowie. Taki przewrót, jeśli nie polityczny, to choćby umysłowy, bardzo byłby pożądany w dalszej spokojnej, krajowej czy europejskiej karierze.
Nowoczesna Targowica
Hasło „ulica i zagranica” to bardzo trafne określenie charakteru tej nowej Targowicy, którą od kilkunastu lat stanowi obecna opozycja, sama nazywająca się totalną. To historyczne i jednocześnie symboliczne określenie paktowania z obcymi siłami na niekorzyść interesów i sytuacji kraju. Pierwsza Targowica doprowadziła do rozbiorów Polski przez konszachty niektórych możnych tamtych czasów z władcami Rosji. Można ich było wtedy jeszcze zrozumieć, choć wykazali się naiwnością polityczną i dbali głównie o własne interesy, ale wtedy tłumaczyli się, że byli patriotami, kierującymi się właśnie patriotyzmem, by zwalczać w kraju anarchię. Co innego bowiem, jak wtedy pisano: „dać się złudzić, a co innego zdradzić”. Ale późniejsze podobne wybory i stanowiska po doświadczeniach zaborach były już zdradą.
Te dawne błędy, słabości, naiwność polityczna i podatność na wszelkie złudzenia lub wmówienie, łatwość zwłaszcza ulegania obcym wpływom, wracają co jakiś czas. Nawet w czasach zaborów, gdy wszystko było jasne, konspiratorzy, historycy, a nawet poeci przypominali o zgubnych wadach arystokratycznego sobiepaństwa, szlacheckiego warcholstwa, skłonności do anarchii i ślepotę na wspólną – res publica – sprawę. Mistrz Wyspiański już na początku XX wieku w ostrych słowach wypominał rodakom w swym Wyzwoleniu grzechy zaprzaństwa, prywaty i oślepiającej pychy, które nie mogą prowadzić do niczego innego, a do upadku „rei publicae”:
„Warchoły to wy! – Wy, co liżecie obcych wrogów podłoże, czołgacie się u obcych rządów i najeźdźcom łapy, uznając w nich prawowitych wam królów. Wy hołota, którzy nie czuliście dumy nigdy, chyba wobec biedy i nędzy, której nieszczęścia potrącaliście sytym brzuchem bezczelników i pięścią sługi. Wy lokaje i fagasy cudzego pyszalstwa, którzy wyciągacie dłoń chciwą po pieniądze –po łupież pieniężną zdartą z tej ziemi, której złoto i miód należy jej samej i nie wolno ich grabić. Warchoły to wy, co się nie czujecie Polską i żywym poddaństwa i niewoli protestem. (…) I pokryje waszą podłość NIEPAMIĘĆ”.
Nowoczesna Targowica jest o tyle dziwna, że obywa się bez arystokracji i szlachty, chyba że obecne „ośmiogwiazdkowe” elity pretendują do tej roli. Ale obecna totalna opozycja może skutecznie uchodzić za najnowszą jej postać w nowych warunkach politycznych. Dbając tylko o interesy partyjne, zdobycie władzy i zniszczenie przeciwników, pierwszeństwo wpływów niby europejskich, porzuca właściwie nadrzędny cel, jakim jest racja polskiego stanu, wybiera raczej rządy UE w drodze już nie tylko do federalnej Europy, ale i do centralnej władzy nad Europą. To jedyna, jak już chyba wszystkim wiadomo, opozycja w Europie, zasiadająca w gremiach UE, która działa przeciw własnemu krajowi, tłumacząc to „ciemnemu ludowi” jak owi patrioci z arystokracji w pierwszej Targowicy: to wszystko robimy dla was!
W tej dość już obłędnej żądzy władzy, w obsesyjnym pragnieniu zdobycia czy właściwie odzyskania władzy nawet za ceną przyłapania na fałszu, kłamstwie, manipulacji czy nawet śmieszności, kryje się jeszcze jeden, najpoważniejszy moment. Katastrofa smoleńska i to co stało się po niej, oddanie śledztwa, badania jej przyczyn i przebiegu – w obce ręce, władzom Rosji, wtedy już po Czeczenii i Gruzji. Na to nie mogło pozwolić sobie żadne poważne państwo i dlatego wtedy to państwo przestawało istnieć, rozpadało się, było prowadzone do samounicestwienia. Więcej nawet, jak dziś wiadomo, było poddawane coraz większym wpływom Rosji przez własne wycofanie, zgodę, abdykację, po takiej katastrofie propozycję lepszych z nią stosunków, przy całkowitej uległości wobec UE. Cóż trzeba więcej, jeśli „polskość to nienormalność”. Zatem „Jaka Polska?” Najlepiej żadna.
Dlatego, jak można podejrzewać, zdobycie władzy i jakiś przewrót są tak potrzebne do ostatecznego zatarcia śladów, uzyskania immunitetów i bezkarności.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/665714-demokracja-osmiu-gwiazdek