Cyceron mawiał, że „historia jest nauczycielką życia”, zaś Hegel, że „Historia uczy, że ludzkość niczego się z niej nie nauczyła”. Na pewno nie uczą się na niej politycy Trzeciej Drogi, a już na pewno nie w odniesieniu do marszy organizowanych przez Donalda Tuska.
Trzeciej Drodze do dziś odbija się czkawką marsz 4 czerwca. Szymon Hołownia w pierwszym odruchu ogłosił wówczas, że na marsz nie pójdzie. Później swoją myśl rozwinął i ogłosił, że
marszami w Warszawie wyborów się nie wygrywa
oraz zaapelował
odpuśćmy sobie z tym marszem.
Rzecz miała miejsce już po tym, gdy politycy opozycji okrzyknęli Hołownię „grabarzem jednej listy”, po tym, jak złamał jedność opozycji przy okazji głosowania na nowelizacją ustawy o Sądzie Najwyższym. Po słowach o odpuszczeniu marszu, na głowę Hołowni wylały się kolejne wiadra pomyj, a lider Polski 2050 odkręcał swoje słowa:
Przestańcie manipulować. Powiedziałem wyraźnie: idźcie na marsz, kto tylko chce, nasi ludzie też tam pewnie będą. Odpuśćcie sobie BRATOBÓJCZE DYSKUSJE nad listą obecności i obrzucanie się błotem. To wielkie święto wszystkich Polaków. 4 czerwca nas łączy, przestańcie nas dzielić
— pisał w mediach społecznościowych.
Ostatecznie Szymon Hołownia i Władysław Kosiniak–Kamysz na marsz się wybrali, ale… i tu relacje są rozbieżne. Zdaniem jednych Hołownia się spóźnił i utknął w tłumie, zdaniem innych, co nie wyklucza tej pierwszej wersji, platforma, z której przemawiali liderzy Nowej Lewicy odjechała panom Hołowni i Kosiniakowi-Kamyszowi sprzed nosa. Tak czy inaczej panowie nie wystąpili, a Włodzimierz Czarzasty może sobie dziś żartować, że obaj siedzieli w krzakach. Po marszu sondaże Trzeciej Drogi poleciały na łeb na szyję, tak, że do dziś w części z nich koalicja lokuje się pod progiem, a sondaże Konfederacji na kilka tygodni wystrzeliły w górę.
Donald Tusk postanowił liderom opozycji życia nie ułatwiać i zorganizował kolejny marsz, 1 października. W przeddzień marszu historia się powtórzyła. Dwaj liderzy Trzeciej Drogi, które wspólnie mają cztery córki ogłosili, że na marsz nie idą, bo wolą spotkać się z milionem wyborców w terenie i zaplanowali na „marszowy weekend” tysiąc spotkań.
Mamy swoją propozycję na kampanię, mamy swój marsz po zwycięstwo, który nie jest jednodniowym marszem
— przekonywał Władysław Kosiniak-Kamysz.
Innym razem dodawał:
Idziemy do tych wyborów samodzielnie, bo mamy swój pomysł na Polskę. Idziemy samodzielnie i chcemy my decydować o tym, w którym kierunku pójdzie Polska, a nie że ktoś będzie za nas decydował. Nie będziemy niczyim kwiatkiem do kożucha.
Jednak niespodziewanie na dwa dni przed marszem część polityków Trzeciej Drogi zmieniła zdanie i postanowiła do marszu Tuska się przyłączyć.
Startuję z list Trzeciej Drogi z ostatniego miejsca w Warszawie. 1 października idę na marsz, bo wolność - osobista i gospodarcza - to dla mnie fundamenty nowoczesnego państwa. Razem z Michałem Kobosko oraz Anną Radwan i innymi z naszej listy idziemy na marsz, bo Polska demokratyczna, praworządna i europejska jest naszym wspólnym celem
— oznajmił w nagraniu udostępnionym na Twitterze Ryszard Petru.
Wcześniej Szymon Hołownia zasugerował, że koalicja w tej sprawie trzeszczy i nie ma zgodności.
Nie pojawimy się my, znaczy ja i Władysław Kosiniak-Kamysz na marszu 1 października, pojawią się nasi działacze z Warszawy (…). Natomiast nasze stanowisko jest jasne, też przekazywaliśmy je Donaldowi Tuskowi, Włodzimierzowi Czarzastemu. Jest bardzo jasne i precyzyjne, podzielmy się pracą. To jest weekend naprawdę kluczowy dla demokracji w Polsce, weekend wielkiej mobilizacji
— mówił Hołownia w Wałbrzychu.
Wygląda więc na to, że Trzecia Droga szuka dla siebie dobrej drogi, jest „za, a nawet przeciw”, próbuje mieć ciastko i zjeść ciastko. Tylko czy za tym wszystkim nadążają jeszcze wyborcy? Najważniejszy sondaż w tej sprawie już 15 października.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/664449-pokretne-drogi-trzeciej-drogi