Oficjalne dane całkowicie zaprzeczają opowieściom niemieckich polityków o wielkim problemie imigrantów, którzy przez Polskę docierają do Niemiec i starają się o azyl. Wszystko wskazuje na to, że podsycana histeria na temat polskich wiz ma pomóc opozycji.
To, co wyprawiają w relacjach z Polską Niemcy jest tak nikczemne i pełne zakłamania, że należałoby zacytować Dobrego Wojaka Szwejka w całej okazałości oryginału: „bezczelne są te k…. i zuchwałe”. Olaf Scholz szef rządu kraju, który otworzył Europę na niczym niekontrolowaną imigrację z Afryki i Azji żąda od Polski wyjaśnień w sprawie „nieprawidłowości w wydawaniu wiz”. Robi to w momencie kiedy włoski rząd oskarża niemiecki resort spraw zagranicznych o finansowanie grup przestępczych zwanych ngo, które zajmują się szmuglowaniem ludzi z wybrzeża Afryki do Włoch.
Niemcy to również kraj, który z początku roku ogłosił nową politykę imigracyjną i zakładanie w krajach Afryki i Azji tzw. Migrationsberatunszentrum - miejsc rekrutacji miejscowej ludności na roboty do Niemiec. W styczniu w czasie wizyty w Ghanie minister pracy Hubertus Heil i szefowa resoru rozwoju Svenja Schulze ogłosili, że takie centrale jak już działająca w Akrze, powstaną w Maroku, Tunezji, Egipcie, Jordanii, Nigerii, Iraku, Pakistanie i Indonezji. Wszytko dlatego, że niemieckie wielkie firmy, które ustawiają politykę Berlina potrzebują importowanych - tańszych rąk do pracy. Niemiecki Instytut Badań nad Gospodarką uważa, że docelowo potrzeba ich nawet 6,5 miliona par. Już w 2021 szef Federalnej Agencji Zatrudnienia Detlef Scheele w twierdził, że Niemcy potrzebują co najmniej 400 tys. nowych pracowników rocznie. Teraz mowa jest nawet o 1,5 milionach. O potrzebie ściągania pracowników do Europy mówił w swym orędziu o stanie Unii Ursula von der Leyen.
Władcy Niemiec i Unii nie zamierzają pytać o zdanie, pozwolenie obywateli. Nic ich nie obchodzi to, że katastrofą zakończyły się poprzednie podobne plany. Że Europa nie ma zdolności absorbowania tak wielkich mas ludzi. Ściągać chcą kolejne, a ci, którzy się nie nadają mają być przymusowo przesiedlani do innych krajów.
Od nowego roku Niemcy wprowadzają nowe przepisy ułatwiające imigrację, zachęcająco do niej
Niemiecka minister spraw wewnętrznych Nancy Fraeser zapowiada wielkie kontrole na granicy z Polską. Powodem ma być niby wielki napływ nielegalnych imigrantów przechodzących od nas. To niby ci co przeszli szlakiem przez Białoruś. Jeszcze dalej posuwa się minister spraw wewnętrznych Brandenburgii Michael Stuebgen, który mówi, iż nie pozostało nic innego, jak wprowadzenie rozwiązania awaryjnego, czyli odstępstwa od porozumienia z Schengen
Takie „awaryjne rozwiązania” są wciąż stosowane przez różne państwa w Europie. Przestały być czymś wyjątkowym. W polskim przypadku to jednak może być sprawa nadzwyczajna, bo nie chodzi o żadne praktyczne rozwiązania, tylko o efekt propagandowy. Z danych Federalnego Urzędu ds. Migracji i Uchodźców (BAMF), wynika, że od stycznia 2021 do maja 2023 roku wniosek o azyl w Niemczech złożyło 1230 osób, które otrzymały wcześniej wizę wydaną przez Polskę. W 2021 roku były to 273, w 2022 r. 606 osób, a od stycznia do maja 2023 r. – 351 osób. Tymczasem na wiecu w Norymberdze Scholz sugerował jakoby Polska przepuszczała jakieś nieprzebrane tłumy imigrantów, którzy potem starają się o azyl w Niemczech.
W tych działaniach nie chodzi o nic więcej, jak tylko o propagandę na potrzeby wyborczej histerii rozpętanej przez opozycję. Niemcy od 2015 roku prowadzą regularne kontrole na granicy z Austrią. Ustawią, przeprowadzą i na naszej, a wtedy przyjedzie TVN i nakręci materiał o zamkniętej granicy z Niemcami. GW, Onet będą wypisywać brednie o wyrzucaniu na z Schengen, a brednie powtarzać będą Kierwiński, Szczerba i kto tam jeszcze.
Miliony imigrantów się przez Niemcy przewalają, ale też na potrzeby własnej polityki będą wmawiać, że to Polska wykreowała problem. Tymczasem w pierwszej połowie roku z Niemiec do Polski deportowano 211 osób z czego 136 było Polakami. Gdzie są więc te setki tysięcy, które zalały z Polski Niemcy i Europę? Brednie jak reportaże TVN o tych, co to ziemię w Ugandzie sprzedali, a PiS ich oszukał i bez wizy zostawił.
Amerykański generał i nigeryjski książę
Przy okazji trzeba tłumokom coś wyjaśnić. Może się zdarzyć, że redaktorka TVN przez portal randkowy zakocha się amerykańskim generale - np. takim jak ów słynny Kuf Drahrepus, który wspierał opozycję i szeroko był przez nią cytowany, a okazał się występowaczem w filmach porno ksywa „Łysy z Brazzers”. No i z tej wielkiej miłości do amerykańskiego żołnierza redaktorka TVN prześle mu swe oszczędności, by wykupić go z rąk somalijskich piratów. Niestety, ale ani Pentagon, ani Biały Dom, ani Departament Obrony redaktorce TVN nie pomogą, kochanych pieniążków nie oddadzą, nikt się do dymisji nie poda, rząd nie upadnie.
Podobnie jak w sytuacji gdy, do redaktora z TVN napisze nigeryjski książę Akinieje Babindele z prośbą o 15 tysięcy dolarów potrzebnych do odzyskania wielkiej fortuny, którą się podzieli. Redaktor wyśle i nie będzie temu winien ani prezydent Bona Tulubu, ani żaden z członków nigeryjskiego rządu. Ale historyjkę może TVN nakręcić, chętnie niektórzy obejrzą. Zwłaszcza z generałem.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/664174-bezczelne-sa-te-niemce-i-zuchwale