Antyrozwojowe grupy interesu w Polsce, obstrukcja polityczna i wpływy z zewnątrz od dekad uniemożliwiały w Polsce przeprowadzenie poważnych reform i zrealizowania wielkich inwestycji. Dlaczego ugrupowaniu Jarosława Kaczyńskiego udało się tak wiele przełamać? Odpowiedź na to pytanie pomoże zrozumieć tegoroczną kampanię wyborczą, która przybiera coraz bardziej prymitywne formy.
III RP została skonstruowana tak, by nad Wisłą nie dało się przeprowadzić nic poważnego. Konstytucja jest niespójna, samorządy mają potencjał do obstrukcji państwowej, trzecia władza tworzy instytucje wyjętą spod demokratycznej kontroli, wreszcie tajne służby, które weszły w biznes i media, łączyły niepokojąco dużo zakulisowej wiedzy i nieformalnych wpływów, co dodatkowo paraliżowało wspólnotowe projekty na rzecz partykularnych interesów poszczególnych oligarchów czy sieci powiązań.
Część klasy politycznej faktycznie wrosła w ten system i uwierzyła, że wprowadzenie zniżek do muzeów w ramach karty dużej rodziny to rewolucyjna polityka społeczna, a osiedlowe boiska typu Orlik to rozmach inwestycyjny na rzecz przyszłych pokoleń. Niektórzy politycy, tacy jak Paweł Kowal czy Michał Kamiński próbowali drogi niepodległościowej i widocznie po prostu uznali, że polskie aspiracje są niemożliwe do zrealizowania - trzeba zadowolić się rolą państwa nadwiślańskiego w formule europejskiego imperium.
Modernizację w Polsce mogło paraliżować tak wiele grup społecznych, że niektórzy z góry porzucili walkę z mafiami VAT-owskimi czy wpływami dawnej komunistycznej bezpieki. Na inwestycje infrastrukturalne (CPK, elektrownie atomowe, przekop mierzei) wystarczą grupki opłacanych przez zagranicę ekologów, na reformę sądownictwa kilka wycieczek opozycji do Brukseli a na uporządkowanie struktury własnościowej mediów w Polsce wystarczy kilka dramatycznych wydań serwisu informacyjnego. Nawet rzeczy tak w państwie prawa oczywiste jak obrona granicy i niewpuszczenie nielegalnych imigrantów wywoływały społeczną histerię, uruchomienie środków aktywnych rosyjskiej agentury i tworzenie takich obrazów jak „Zielona granica” Agnieszki Holland.
W obraz Polski, która nic nie może, uwierzyła duża część Polaków, wodzona za nos poczuciem winy za powymyślane zbrodnie antysemityzmu, rasizmu, mizoginii i homofobii, mało wytrzymali obywatele wolą już kraj bez iwnestycji i silnej armii ale za to ze spokojnymi pochwałami marionetkowych autorytetów z wywiadów Gazety Wyborczej czy TVN24.
Przełamanie niemocy
Aspiracje środowiska Jarosława Kaczyńskiego - obranie kursu suwerennościowego - wywołały więc zgodny skowyt zarówno zagranicznej agentury jak i miałkich właścicieli polskich paszportów. A jednak rządy dwóch kadencji parlamentarnych, możliwa trzecia, dwie kadencje Andrzeja Dudy, programy społeczne, reforma edukacji, rozbudowa armii o jakiej wolna Polska miała nie marzyć, międzynarodowy projekt Międzymorza, zapora na granicy z Białorusią, przekop Mierzei Wiślanej, tunel pod Świną, terminal w Świnoujściu i wiele innych przedsięwzięć się albo udała, albo jest w toku. W dziadowskiej III RP coś się naprawdę zmienia.
Jednak państwo urządzane w 1989 roku i usankcjonowane Konstytucją nie miało normalnych narzędzi do prowadzenia takiej polityki. Orliki i czekoladowy orzeł miały być narodowym maximum nowoczesnej Polski. Prezes PiS jednak nie chciał być liderem malowanym, a mając tak słabe poparcie zakulisowych grup interesu (niemieckich i rosyjskich wpływów, dawnego SB i WSI, Kulczyków czy Walterów) musiał zrealizować takie zadania, które dadzą mu życzliwość bezpośrednio od wyborców.
Specustawy
Już na wstępie rządów struktura III RP okazała się tak niewydolna, że nawet dość oczywiste zadania rządu należało realizować za pomocą „specustaw”, które skracały procedury i realizację zadania czyniły bardziej przejrzystą, dawały dodatkowe narzędzia na ich przeprowadzenie. Nawet Światowe Dni Młodzieży czy szczyt NATO w Warszawie były organizowane na podstawie „specustaw” a nie zwyczajnej rządowej decyzyjności. Także przekop Mierzei Wiślanej odbył się na podstawie „specustawy”, bo zwyczajne decyzje parlamentu ugrzęzłyby w biurokratycznych labiryntach.
Ale nie tylko precyzyjne wydarzenia i inwestycje są zadaniami rządu. Utrzymanie spójności społecznej, bezpieczeństwa informacyjnego czy radzenie sobie z obstrukcją w państwie są procesami ciągłymi i nie wystarczy tutaj uchwalić „specustawę” np., „że Trybunał Konstytucyjny nie będzie paraliżował kraju” albo że „politycy opozycji przestaną kłamać o stanie państwa”. Była to też nauka wyniesiona z pierwszych rządów PiS 2005-2007, gdy byle mundurki w szkołach czy niewpuszczenie pielęgniarek do KPRM było przedstawiane jako akt faszyzmu. Jak więc poradzić sobie z antyrozwojowymi czynnikami w kraju?
Instytucje zmienione i równoległe
Jarosław Kaczyński postanowił przecinać węzeł gordyjski tam, gdzie jego rozplątywanie byłoby niemożliwe. Zamiast zwykłego działania stosował „specdziałania”. Na wybranie „na zapas” przez sejm VII kadencji sędziów Trybunału Konstytucyjnego większość sejmowa następnej kadencji odpowiedziała ustawami reformującymi TK. Na udział stacji TVN w permanentnej antypaństwowej kampanii, a później nawet w wymierzonej w Polskę wojnie hybrydowej, TVP INFO przybrała bardziej zdecydowany charakter (w pierwszych dwóch latach rządów PiS telewizja publiczna miała bardziej łagodny i „pluralistyczny” charakter). Można powiedzieć, że prawica niepodległościowa - po raz kolejny - nie mając dość sił na wyczyszczenie instytucji istniejących, tworzyła instytucje równoległe, wolne od antyrozwojowych wpływów. Tak dwie dekady temu powstawał Instytut Pamięci Narodowej, a półtorej dekady temu - Centralne Biuro Antykorupcyjne.
Wobec państwa polskiego zbudowanego umyślnie nieudolnie, odpowiedzią reformatorów jest budowanie równolegle do tych wykastrowanych i stępionych narzędzi, instrumentów sprawnych i realizujących konkretne zadania (TVP na przykład przetrzymuje totalny hejt TVNu i odpiera dezinformacje mainstreamu). Po zdemolowaniu przez Bogdana Klicha polskiej armii i zlikwidowania poboru odpowiedzią było nie (niemożliwe w tych warunkach debaty publicznej) przywrócenie poboru, ale powołanie Wojsk Obrony Terytorialnej. Połączenie funkcji Prokuratora Generalnego i Ministra Sprawiedliwości przełamało kolejny imposybilizm (pamiętamy udawaną bezradność Tuska wobec „niezależności” prokuratury ws. Tragedii Smoleńskiej).
Kampania wyborcza: partie i instytucje
W tej kampanii wyborczej także zastosowano „specdziałania”. Od dekad Polska zmaga się z wielopłaszczyznowymi ingerencjami zagranicy w wybory w Polsce, poprzez np. „spoty profrekwencyjne”. Jak kiedyś ustalił śp. Jacek Maziarski w 2007 roku w kampanię „zmień kraj, idź na wybory”, która wyniosła Tuska do władzy, to strona niemiecka włożyła i środki finansowe i organizacyjne (np. Fundacja Adenauera, ta sama, która dziś finansuje campus Rafała Trzaskowskiego). W tym roku Fakty TVN także realizują materiały „profrekwencyjne”, które teoretycznie mogą być wyświetlone w czasie ciszy wyborczej, choć są sformułowane tak, by mobilizować elektorat opozycji. I tutaj PiS odpowiada np. kampanią informacyjną dotyczącą referendum. Podobnie na łatwość zmobilizowania elektoratu wielkomiejskiego (bliskość do urn wyborczych) władza odpowiedziała zwiększeniem liczby komisji wyborczych na prowincji.
Wszystkie te działania są alarmistycznie potępiane przez opozycyjne media jako „niedemokratyczne”, zresztą III RP uświęciła wszystkie patologie i choroby polskiego ustroju jako „demokratyczne” a przywracanie sterowności państwa jako „autorytarne”. Jest to tak wierna powtórka z nazywania „Liberm Veto” „złotą wolnością”, że aż możemy wczuć się w sytuację reformatorów z XVIII wieku atakowanych za forsowanie Ustawy Rządowej z 3 maja 1791 roku.
Nie tylko zatem aspiracje, ale i skuteczność (nadal niewystarczająca) są przyczyną wściekłości oponentów politycznych PiS. I z tego powodu programy wyborcze innych list nie mają szans realizacji, bo w tekturowej III RP nie da się po prostu grać na zasadach pisanych w 1989 roku, a tymczasem Platforma, PSL czy Lewica ślubują niezmiennie wszystkich tych reguł przestrzegać.
Obie wizje Polski, wydają się być jak dwie równoległe rzeczywistości, które się nawzajem wykluczają. Z jednej strony mamy III RP, z jej konstytucyjnymi ograniczeniami, obstrukcjami politycznymi i wpływami zewnętrznymi, które paraliżują próby reform i inwestycji. Z drugiej strony jest Polska obozu niepodległościowego, która stawia na suwerenność, tworzenie instytucji równoległych i specjalnych działań, by przeciwdziałać antyrozwojowym siłom. W tych wyborach są więc tylko dwie listy wyborcze - numer 4 (PiS) i reszta numerków. Tertium non datur.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
W DOBIE UPADKU MOŻNA ZASTOSOWAĆ PODSTĘP: INSTYTUCJE RÓWNOLEGŁE
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/662805-polska-rownolegla-jaroslawa-kaczynskiego