Dla Jandy polska rzeczywistość jest ponura i straszna, ale istnieje nadzieja, a wręcz światłość. Ta światłość nazywa się Donald Tusk.
Być może jest to masochizm, ale słuchanie Krystyny Jandy jest o tyle sensowne, że ma ona być klasyczną przedstawicielką lewicowo-liberalnej inteligencji. Trzeba się oczywiście namęczyć, żeby w jej wypowiedziach znaleźć to, co podobno reprezentuje i prawdopodobieństwo sukcesu jest niewielkie, ale co zrobić, ktoś musi. A prawdopodobieństwo jest o tyle mniejsze, że ostatnią rozmowę poprowadził z Krystyną Jandą Tomasz Lis (31 sierpnia 2023 r., a została opublikowana 4 września). Ale jego występ, poza dwoma wtrętami, można spokojnie sobie darować. Te dwa też by można pominąć, ale są smutno-śmieszne, więc można być litościwym.
Krystyna Janda to jest Antygona, Medea i Goneril (z „Króla Leara”) w jednym. Mówi bowiem: „Ja należę do tej grupy osób, dla których wszystko, co się dzieje jest osobistą tragedią. Ja nie bardzo umiem sobie z tym wszystkim poradzić. (…) Ja to przeżywam, mnie to dotyka, jest mi przykro, źle”. Prawdziwy dramat pani Krystyny polega na tym, że „czuje ból, że zmarnowała tyle lat na niepotrzebne nerwy, na niepotrzebne rzeczy”. No, ale po co te lata marnowała? Przecież nikt, żadna siła polityczna, społeczna czy moralna nie kazała pani Krystynie marnować lat. To był jej wybór.
Pocieszająca jest świadomość tragizmu u pani Krystyny: „Mój poziom pesymizmu i frustracji jest taki, że nie powinnam się odzywać, żeby nie odbierać ludziom nadziei”. Może nie powinna, ale nie potrafi się powstrzymać. Jakiś okropny determinizm przemawia przez aktorkę i reżyserkę. „Boję się 15 października jak ognia” - wyznaje. „Wiem, że jeżeli przegramy, to będę sama. Udaję się na emigrację, to znaczy będę dalej grała, będę robiła wszystko, ale na wewnętrzną emigrację udaję się na pewno. Ja już po prostu nie mogę dalej tak żyć, nie mogę wpadać w jakąś kloakę”. Absolutnie, proszę unikać wszelkich kloak, nawet jak jakaś siła do nich ciągnie: „O dwudziestej 15 października albo się upiję, albo pójdę spać. Upiję się do rzygu”. Taka wyrafinowana i kulturalna osoba nie może się upijać „do rzygu”. Tak nie wolno.
Pani Krystyna jest rozdarta, bo właściwie funkcjonuje w dwóch rzeczywistościach albo może nierzeczywistościach. Z jednej strony, „jak pojawiam się na ulicy, to bardzo wielu ludzi podchodzi do mnie i dziękują”. Z drugiej strony, „gdziekolwiek pójdę, ludzie nie wiedzą, kim ja jestem. To minęło. Ja mam na to dowody każdego dnia. Ci ludzie to są inni ludzie. To są wychowani przez PiS, pokolenie już”. I jak tu się nie rozedrzeć?.
Na szczęście pani Krystyna obcuje z ludźmi na poziomie, czyli głównie z własnymi dziećmi i wnukami: „Moje dzieci są ludźmi światowymi. Oni mówią w wielu językach. Im PiS nie może zabrać życia. Dzięki temu, że zawsze byli światli”. Gdyby nie byli światli, zabrano by im życie. Szkoda, że ci światli panią Krystynę „traktują jak taką krawcową, co szyje i coś jej nie wyjdzie”. Jak to nie wyjdzie? Pani Krystynie wychodzi wszystko, nawet jak nie wychodzi.
Niestety nawet tak wielką postać jak Krystyna Janda dręczą koszmary. I one są o tyle dziwne, że się nie pojawiają, a destrukcyjnie działa sama świadomość ich istnienia. „Ja od ośmiu lat nie oglądałam telewizji państwowej, w związku z tym ja nie wiem, co się tam dzieje. Nie oglądam nawet Teatru Telewizji, bo nie mogę” – zapewnia aktorka. Nie wie, co się tam dzieje, ale wie, że gdy się nie ogląda, to się nie wie. Albo odwrotnie.
Jeśli Krystyna Janda od ośmiu lat nie ogląda, nie było szans, żeby oglądała jej matka, bo żyły pod jednym dachem. A jednak „moja matka umarła przez PiS”. Pani Krystyna wyjaśnia: „Moja matka spędzała ostatni rok życia cały czas przed telewizorem, denerwując się do tego stopnia, jakby nie mogąc się pogodzić z tym wszystkim, co słyszy, że moim zdaniem, to umarła niestety od tego. W pewnym momencie zrobił się guz i już tego nie wytrzymała”. Jeśli panie nie oglądały „telewizji państwowej”, to mogły denerwować się chyba tylko oglądając TVN. To przez kogo w takim razie umarła matka pani Krystyny? Nie przez PiS, bo obie panie nie chciały mieć z PiS nic wspólnego. Pozostaje zatem obraz podsuwany chyba tylko przez TVN. No, to jest poważne oskarżenie. Jak można tak skrajnie denerwować ludzi, w dodatku życzliwych? Stirlitz powiedziałby, że to „materiał do przemyślenia”. Głębokiego. Wprawdzie pani Krystyna wyznała, że „jak jechałam do pana [Tomasza Lisa], to zastanawiałam się, co mam do powiedzenia. I w sumie nic”, ale nawet „nic” można przemyśleć.
Polska rzeczywistość jest ponura i straszna, ale istnieje nadzieja, a wręcz światłość. Ta światłość nazywa się Donald Tusk. Pani Krystyna „nie widzi w tej chwili drugiego człowieka, który miałby tyle determinacji, mądrości i spokoju jednocześnie”. „Amerykanie mają na banknotach ‘In God We Trust’, a my powinniśmy mieć ‘In Tusk We Trust’, tak? – podsunął Tomasz Lis. „Może” – odpowiedziała pani Krystyna. Może? Przecież to defetyzm.
Podziw i oddanie dla Tuska były tak wielkie, że i pani Janda, i pan Lis trochę się pogubili. „Ja mówię, że trzeba mu [Tuskowi] zaśpiewać piosenkę ‘Nikt, tylko ty’. Była taka piosenka piękna przed wojną” - podrzuciła pani Krystyna. „Kto to śpiewał?” – chciał wiedzieć jej rozmówca. „O, dużo śpiewało” - odparła. „Loda Halama? – podsunął Lis. „Może tak” – miękko zgodziła się pani Krystyna. Niestety nie. Tomasz Lis nie takich rzeczy nie wie, ale pani Krystyna powinna wiedzieć, bo sama śpiewała tę piosenkę. I nie Loda Halama, tylko najpierw Zofia Terne, a potem Mira Zimińska. A właściwie to Bing Crosby. A polski tekst napisał Marian Hemar.
Druga wpadka „arystokracji” dziennikarstwa (jak powiedział Wojciech Jaruzelski) i arystokracji sceny dotyczyła Andrzeja Wajdy. Państwo mówili o festiwalu filmów Wajdy w Suwałkach i podkreślali, jak to mistrz Wajda jest wciąż w tym mieście popularny i ceniony. I wyszło im, że pewnie dlatego, iż stamtąd kandydował w 1989 r. do Senatu. Tymczasem każdy „arystokrata” powinien wiedzieć, że Wajda w Suwałkach po prostu się urodził i tam spędził pierwsze osiem lat życia. Ale to drobiazg.
Na koniec rozmowy pani Krystyna wyznała, że „boi się tej socjotechniki PiS-u, która jest po prostu doskonała”. A jeśli jest doskonała, to musi to być „podłe”, bo że jest „po prostu obezwładniające”, to oczywiste. W rzeczywistości pani Krystyna boi się prawdy. Bo prawda o Polsce weryfikuje jej strachy, obsesje, urojenia i nerwice. Wystarczyłoby wyłączyć TVN, żeby od razu się lepiej poczuć. Ale to chyba niemożliwe, nawet mimo rodzinnej tragedii.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/661663-wyznanie-jandy-stawianie-na-tuska-to-taka-trauma