To jest jedna z najsmutniejszych dat w polskiej historii. 1 września 1939 roku niemiecka, pogańska III Rzesza napadła na chrześcijańską Polskę, zadając jej pierwszy, śmiertelny cios. Drugi zadali 17 września Sowieci. Rozpoczął się najtragiczniejszy okres w naszych dziejach. Czas cierpień, mordów, głodu, walki. Nasz naród stanął nad przepaścią biologicznego przetrwania. Ale był to także wielkiego męstwa i bohaterstwa, z którego możemy i powinniśmy być dumni.
Dziś upamiętniamy tę rocznicę tak, jak należy: z szacunkiem, zadumą, refleksją. Ludzie mojego pokolenia cieszą się podwójnie: także dlatego, że sprzedawcy pedagogiki wstydu pochowali się w ciemne dziury. Nie odzywają się, przynajmniej nie w czasie takich rocznic. A kiedyś, w latach 90. i 2000., właśnie rocznice obierali sobie na dzień plucia; wtedy publikowano najbardziej toksyczne teksty, wtedy szczególnie mocno podgryzano narodową pamięć, próbując wmówić Polakom, że nie są narodem bohaterów, lecz narodem sprawców.
To jest także stawka jesiennych wyborów. Ludzie, którzy stoją na zapleczu opozycji, nie zrezygnowali ze swoich marzeń o odarciu Polski z nimbu bohaterstwa, męczeństwa i dziejowej czystości. Czekają na dogodny moment. Co więcej, sfrustrowani kolejnymi klęskami politycznymi w swojej niechęci, a może i nienawiści do polskiej pamięci idą jeszcze dalej. Tak daleko, że wręcz wypisują się z narodowej wspólnoty.
Ledwie w kwietniu Jarosław Bratkiewicz, politolog, dyplomata, były ambasador RP na Łotwie i absolwent Moskiewskiego Państwowego Instytutu Stosunków Międzynarodowych, a także jeden z architektów niesławnej polityki „resetu”, wysmażył na łamach „Gazety Wyborczej” jeden z najbardziej haniebnych tekstów w dziejach polskiej prasy po 1989 roku. CZYTAJ: Absolwent rosyjskiego MGIMO w „GW”: „Rzesza Niemiecka napadła na Polskę, ale…”. Bratkiewicz pisze też o „pijackich łzach pisowców”
Oto kilka fragmentów:
Bezspornie, to Rzesza Niemiecka napadła na Polskę, okupowała ją i dopuszczała się na jej terytorium licznych zbrodni. Ale agresja niemiecka nie spadła niczym niezawiniony dopust i plagi na kraj i naród, który bogobojnie siał zboże, kultywował niewinność, a ucieszenia szukał w modlitwie.
Dalej mamy wywód na temat II RP, która w latach 30. „wytężała (…) swoją posturę mocarstwową”, ale jedynie „w formule rytualno-biesiadnej”, m.in. poprzez huczne defilady. Bratkiewicz przekonuje, że Hitler postrzegał Polskę „jako atrakcyjnego sojusznika w realizacji dziejowej misji- zniszczenia imperium sowieckiego”.
Warszawa odwzajemniała awanse Berlina, mizdrzyła się do nazistowskich notabli, którzy chętnie odwiedzali Polskę i komplementowali ją; z cichego przyzwolenia Niemiec Polska poszakaliła przy ciele rozczłonkowanej w 1938 r. Czechosłowacji
– i tutaj dyplomata już wprost powiela rosyjską narrację, ponieważ o uczestnictwie Polski w rozbiorze Czechosłowacji co najmniej kilkakrotnie ochoczo pokrzykiwał sam Władimir Władimirowicz Putin.
Wdała się w intrygę miłosną z III Rzeszą, ale gorliwie dbała o cnotę suwerenności „mocarstwowej”, licząc, że Niemcy nadal będą adorowali Polskę i niczego nie wymagali. Czując, że to się nie udaje i Berlin wzmaga naciski, w 1939 r. dygnitarze RP poczęli gorączkowo pielgrzymować do Londynu i Paryża
– przekonuje Bratkiewicz, słusznie zauważając, że ani Francja, ani Wielka Brytania, nie kwapiły się zbytnio do pomocy.
Polskę wsparły obietnicami i gwarancjami. Hitler zaś uznał to, w przypływie furii, za nikczemną zdradę Polski i poprzysiągł zemstę
– podkreślił. Aha, czyli po prostu nie trzeba było „drażnić” Hitlera (kolejna analogia z Putinem i Rosją, bo w ostatnich latach Polskę i PiS wielokrotnie atakowano także w kręgach „Gazety Wyborczej” m.in. za „drażnienie” rosyjskiego satrapy).
Absolwent rosyjskiego MGIMO pisze dalej o napadzie Hitlera na Polskę jako o… „odwecie”.
Odwet hitlerowski rzeczywiście przybrał kształt apokaliptyczny: miażdżącej przegranej i okrutnej okupacji. Kazimierz Wyka we wspomnieniach pokusił się o wskazanie innej przyczyny niemieckiej pogardy i agresji niż tylko indoktrynacja nazistowska. Było nią zaskakujące dla Niemców - narodu zachodnioeuropejskiego - zderzenie w 1939 r. z piszczącą biedą, zgrzybiałością i obskurantyzmem polskiego interioru
– czytamy w dalszej części tekstu.
Tekst to haniebny, w którym przebija się teza, że właściwie zasłużyliśmy na swój własny los, a niemieckie okrucieństwo było jakoś usprawiedliwione zacofaniem Polski. Pomieszanie z poplątaniem, a przede wszystkim przyjęcie perspektywy naszych katów. Bartkiewicz to napisał, „Gazeta Wyborcza” opublikowała.
1 września to dzień zadumy, pamięci, modlitwy. Ale to także dzień radości, że pedagogika wstydu znajduje się w głębokim odwrocie. To jest bitwa wygrana, ale wojna trwa. W imię pamięci o ofiarach, nie można jej - pedagogiki wstydu - znów dopuścić do władzy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/660822-pamietajmy-pedagogika-wstydu-tez-chcialaby-wrocic-do-wladzy