Wychodzimy właśnie z pierwszego zakrętu wyborczego wyścigu. PiS wybrał dobre opony (tematy kampanii dotyczące bezpieczeństwa, dobrze wpisane w priorytety wyborców), nie zgubił na wirażu przyczepności i wyjeżdżając na prostą, umyka konkurentom.
W silniku Platformy coś zazgrzytało, okazało się, że Wielki Mechanik postawił na złe klocki (Kołodziejczak, Wołoszański, Shostak, Giertych?), koła zaczęły buksować, pojazd złapał pobocze i zza tumanów kurzu coraz słabiej widać lidera wyścigu.
Reszta opozycji (nie licząc Konfederacji, której ekipa ma zasadnicze problemy z widocznością - chyba rozsypane pierdyliardy poprzyklejały im się do szyby i deski rozdzielczej, więc nie wiedzą, że kończy im się paliwo) macha kierownicą raz w lewo, raz w prawo, z paniką w oczach, bo jest naprawdę blisko rozbicia się. Linka holownicza przyczepiona do furmanki Tuska - choć mniej widoczna - to wciąż jeszcze trzyma ten radosny konwój. A gdyby tak ją przeciąć?
Lewica, PSL i Polska 2050 już wiedzą, że Tusk ich oszwabił. Platforma wystawiła sobie do Senatu 61 kandydatów, co oznacza, że nawet jeśli gdzieś coś pójdzie nie tak, i tak Izba Wyższa będzie już zapewne nie opozycyjna, lecz partyjna. Demokracja w rozkwicie!
Gdzie popełniono błąd? Na początku, wierząc, że jedynym remedium na pisowskie zło jest doktor Tusk. Grzecznie więc posłuchali jego diagnozy, wykupili przepisaną receptę i właśnie mierzą się z poważnymi skutkami ubocznymi, które mogą okazać się śmiertelne. PSL i Polska 2050 z trwogą patrzą bowiem na kolejne sondaże, z których wynika, że przekroczenie progu wyborczego wcale nie jest dla nich pewne. Lewica raczej niezagrożona, ale w pozostałych sześciu tygodniach raczej nie będą spać spokojnie.
Poszli na układ z Tuskiem, który wcale nie zakładał zasady win-win. Jedynym wygranym miał być szef PO. On osobiście i nikt więcej. Nawet absolutnie pierwszoplanowe niedawno postacie, jak Małgorzatę Kidawę-Błońską czy Grzegorza Schetynę - zesłał przecież do „izby refleksji”. Reszcie partii pokazał, że jej nie potrzebuje, bo zawsze może ulepić sobie nową armię z celebrytów, komunistycznych szpicli, „aktywistów” czy internetowych troli.
Co należało zrobić? Nie miziać się z szefem PO, lecz z nim walczyć. Długie miesiące zmarnowane na jałowe rozmowy o wspólnej liście należało wykorzystać do napisania programu i opowiedzenia go Polakom. Być samodzielnym, autentycznym, pracowitym i nie martwić się o wejście do Sejmu.
Czy to jeszcze możliwe? Raczej nie. To już nawet nie moment na minimalizowanie strat, lecz bój o przetrwanie. Jakikolwiek sukces może zapewnić tylko odróżnienie się od ciągnącego opozycję w dół Tuska i zabranie mu części wyborców. Czy Czarzasty, Biedroń, Kosiniak-Kamysz i Hołownia są na to gotowi? Niewiele na to wskazuje, zwłaszcza, że całe to towarzystwo wybiera się 1 października na manifestację Platformy. Co będzie dwa tygodnie później? Zmieni się niewiele, Donald Tusk wciąż będzie liderem opozycji, tyle że słabszej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/660350-duzy-blad-opozycji-nalezalo-sie-postawic-tuskowi