Wybory za sześć tygodni. Ugrupowania partyjne kompletują swoje listy, trwa tasowanie kart, przygotowania do licytacji i rozgrywek. PiS wybiera najlepszych, takich, którzy lepiej niż inni gwarantują realizację programu – co jest prawdziwą nowinką w sytuacji, kiedy żadna partia opozycyjna programu nie ma.
No i ma kandydatów z czystą kartą z przeszłości – co jest także na polskiej scenie politycznej czymś niezwykłym. Bo Koalicja Obywatelska podobnych zastrzeżeń nie zgłasza. Eliminując lub zsyłając do Senatu swoje stare i poobijane w bojach kadry – Grzegorz Schetyna, Sławomir Neumann, Małgorzata Kidawa – Błońska, Joanna Fabisiak – sięga po „czarne konie”, które, gdyby nie desperacja Donalda Tuska, nigdy by się w parlamencie nie znalazły. I tak, kierując się zasadami demokracji, PiS stawia na jakość, uczciwość i wiarygodność kandydatów, a KO – kosztem jakości – na maksymalne rozszerzenie spectrum. Zapewne po to, aby tuż przed dniem wyborów wystąpić na ściance i powiedzieć:
Mamy reprezentantów wsi, establishmentu postkomunistycznego, w końcu środowisko duże i znaczące, eko-wojowników i przedstawicieli LGBT. Mamy wszystkich”.
Choć w istocie nie są to żadni przedstawiciele wsi, tylko zrewoltowany margines Agrounii, znany z ulicznych zadym, jak Michał Kołodziejczak. Andrzej Rozenek, „wice-Urban”, związany z paszkwilanckim, anty-polskim i anty-katolickim tygodnikiem „NIE” czy Bogusław Wołoszański, TW „Rewo” i „Ben”, który donosił na swoje dziennikarskie środowisko oraz Polonię. Do dziś trudno mi uwierzyć co ten człowiek powiedział o swojej zdradzie, zawodu, środowiska, Polski:
Od 20 lat mi to nie przeszkadza i nie sądzę, by teraz mi to przeszkadzało.
Ta przypadłość nazywa się „miedziane czoło”, co znaczy hucpa i skrajny cynizm - ale tu przecież nie chodzi jedynie o samopoczucie samego delikwenta, lecz także o jego wyborców. Co to za elektorat, któremu nie przeszkadza taka przeszłość? Jaki kandydat, tacy wyborcy? W puli, którą z takim mozołem zbiera Donald Tusk nie widzę także mniejszości narodowych, a seksualne głównie w postaci starych wyjadaczy środowisk LGBT, jak Robert Biedroń i Krzysztof Śmiszek, oraz kilka umiarkowanych feministek, bo radykalna Jana Shostak ze swoim hasłem „aborcja do ostatnich dni ciąży”, odpadła z biegu. Czemuż to, czemuż? Przecież świetnie mieści się w tym tuskowym freak show. Kiedyś w powieści „Człowiek śmiechu” Wiktor Hugo opisywał wędrowny cyrk przemieszczający się od miasteczka do miasteczka, prezentując klaunów, biedne, wyleniałe lwy, „kobiety z brodą”, zdeformowane płody ludzkie w słojach z formaliną. Teraz KO przemierza Polskę ze swoim „cyrkiem monstrów” , prezentując swoich kandydatów. „Zastąpić całą opozycję”, to niezła taktyka wyborcza, tyle, że ci kandydaci, to karykatura sił, które powinny dostać się do polskiego, jakiegokolwiek zresztą parlamentu. Przypominam, tych 460 posłów i 100 senatorów, to ma być reprezentacja naszego społeczeństwa, najlepsi synowie narodu – a jacy są?
Elity polityczne! Wystarczy spojrzeć dokoła: w Wielkiej Brytanii panuje wprawdzie po -brexitowy chaos, ale wciąż eliminuje się posłów czy kandydatów na posłów z zarzutami korupcyjnymi lub obyczajowymi. Pada zarzut, który zwykle wyszperały media, po czym delikwent rezygnuje z mandatu lub partia zawiesza go w czynnościach, kiedy sprawa pozostaje jeszcze w parlamentarnej Komisji Etyki. A nie po wyroku sądu ostatniej instancji! W słynnej aferze korupcyjnej z 2009 roku, kiedy 39 deputowanych zostało oskarżonych o niewłaściwe wydatkowanie funduszów poselskich, czyli o korupcję, szefowie trzech partii wezwali ich na dywanik i oznajmili „albo rezygnujesz z mandatu jutro, albo nie kandydujesz w następnych wyborach”. I tak się stało. Nawet Mr Speaker, marszałek Izby Gmin Michael Martin podał się wtedy do dymisji, bo „nie dopilnował porządku w Izbie”. A wciąż wojującą z Downing Street pierwszą minister Szkocji Nicolę Sturgeon zarzuty korupcyjne wobec jej męża, zmiotły ze sceny politycznej. Więc proszę nie mówić „nasi kandydaci na posłów nie są winni, dopóki nie zapadnie wyrok sądu ostatniej instancji”. W krajach anglosaskich, Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych, czy w Australii wszyscy wiedzą, że sądy bywają różne, czasem stronnicze, więc parlamenty same dbają o czystość swoich szeregów. A tu -„galeria dziwadeł i makabryd” z zarzutami korupcyjnymi, współpracy z komunistyczną bezpieką, walką z Polska i Kościołem, którzy nigdy nie powinni przekroczyć progów Sejmu, bo kompromitują nie tylko swoją partię, ale i całe społeczeństwo.
Więc jaką „reprezentację narodu” wystawia Donald Tusk i Koalicja Obywatelska? Jakie grupy światopoglądowe, wiekowe, zawodowe? Michał Kołodziejczak, znany z ulicznych zadym, taka wiejska odmiana Obywatela RP, który rozdziela ciosy, szaleje. Wie, że został postawiony na pierwszej linii frontu, choć jeszcze nie wie, że Tusk właśnie go „przeżuwa”, aby wkrótce, kiedy odegra już swoją rolę, „wypluć”. Wołoszański i Rozenek, reprezentujący postkomunę, łącznie ze służbami specjalnymi, środowisko głośne i roszczeniowe, domagające się m.in. przywrócenia emerytalnych przywilejów. No i jeszcze raz pytam o ofertę Konfederacji? Sama twierdzi, że dzieli z PiS wartości patriotyczne i narodowe – ale to PiS przez tych 8 lat udowodnił, że jest,, i patriotyczny, i narodowy, a Konfederacja wciąż uprawia swój bla-blaizm. Po drugie, jako że ta partia składa się z trzech grup światopoglądowych, panuje tam straszliwy chaos programowy. Z jednej strony narodowcy, z drugiej – anty-narodowcy i rusofile, z trzeciej wolnorynkowcy - radykałowie, jednak bez doświadczenia rządzenia, więc można im wierzyć na słowo, albo nie. I jeszcze, czy Konfederacja po ukryciu w garderobie Korwina Mikkego i Grzegorza Browna, przestała być rusofilska? Czy alianse ze skorumpowanymi Marianem i Jakubem Banasiami, nad którymi ciąża zarzuty korupcyjne, uczyniły tę partię bardziej atrakcyjną i wiarygodną? No i przecież wyborcy powinni wiedzieć, że nawet jeśli Konfederacja osiągnie 9 -10% głosów, to i tak rządzić będzie Donald Tusk, bo tak działa metoda D’Hondta!
Słowa Kornela Morawieckiego
I jeszcze jedna sprawa, słowa Michała Kołodziejczaka nt. rzekomej oceny Kornela Morawieckiego jego syna, Mateusza. Co za nonsens! Jako członkowie opozycji niepodległościowej, często spotykaliśmy się z Kornelem w gronie kolegów, a to w Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Osób Represjonowanych na Rakowieckiej, to znów w Katedrze Polowej czy na jubileuszach mediów konserwatywnych. I rozmawialiśmy, rozmawialiśmy. Był to rok 2019, Kornel Morawiecki jeszcze pojawiał się publicznie, ale już chory i jakoś spowolniony. Na którymś z takich spędów, podczas rozmowy nt. sceny politycznej i jej przywódców, powiedział:
Mój syn jest najlepszy. Ma wszystkie zalety prawdziwego lidera, odwagę, mądrość, doświadczenie i wierność Polsce. Zobaczysz, ile dobrego zrobi dla Polski.
Pamiętam, jak wtedy pomyślałam:
Oho, jeszcze jeden ojciec, zakochany w swoim zdolnym synu.
Ale lata płynęły, okazało się, że ojciec znał syna najlepiej, bo premier Morawiecki, na najwyższych obrotach, wciąż pracuje dla Polski. I będzie pracował lata całe, bo jest „one of the best”. Słyszałam opinię Kornela na temat swego syna na własne uszy, dobrze ją pamiętam, więc to co powiedział desperat Michał Kołodziejczak, to żałosne kłamstwo, gorzej, łajdactwo.
Każdy, kto ma poglądy – niekoniecznie konserwatywne – i życzy dobrze Polsce, sobie i swoim dzieciom, zależy mu na bezpieczeństwie i wysokich standardach życia, już wie, na kogo zagłosować. I kto mu to dobre i bezpieczne życie zagwarantuje. A tymczasem - żadnych debat z Tuskiem, bo skłamie, oszuka i zmanipuluje. Kiedyś Kodeks Boziewicza mówił o takim delikwencie „on nie ma zdolności honorowych”. Co to znaczyło? Że to „człowiek notorycznie łamiący słowo, paszkwilant i oszczerca, tchórz i zdrajca”, i „obcujący ustawicznie z ludźmi niehonorowymi”. Więc - żadnych debat, bo Tusk stracił zdolności do uczestniczenia w poważnych dyskusjach publicznych. Zresztą o czym miałby debatować, skoro KO nie ma programu – przecież tak czy inaczej skończyłoby się na kolejnej serii kłamstw.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/660221-wyborczy-poker-czyli-co-powiedzial-morawiecki-o-synu