To zaskakujące jak wiele trafnych wniosków dotyczących cywilizacyjnych bolączek jest w sformułowanych najpierw przez literatów. Juliusz Verne przewidział nawet, że statki kosmiczne będą startować z Florydy, Bolesław Prus lepiej zrozumiał polski kapitalizm nim elity w ogóle zapoznały się z tym słowem, a Stanisław Lem przewidział cały szereg zjawisk na styku człowieka i maszyny.
Podobnie jest ze zjawiskiem o tyle nowym, że organizowanym wielopoziomowo, celowo i z wykorzystaniem najnowszych badań naukowych - dezinformacją. Z książek-analiz, które starają się ująć temat warto wyróżnić prace Iona Pacepy (zmarł niedawno), Edwarda Lucasa czy Thomasa Rida. A jednak temu spojrzeniu często brakuje przeniknięcia intencji, ducha i swobody z jaką instytucjonalne kłamstwa przenikają do społeczeństw. Wyżej wspomniani autorzy opisują często poszczególne operacje dezinformacyjne („Trust”, „Papież Hitlera”, przypadek Anny Chapman), ale umyka im czasem najszerszy kontekst związany ze strukturalnym kłamstwem. Czy i tym razem z pomocą przychodzą literaci?
Odpowiadając na to pytanie warto zapoznać się z trzema powieściami.
Józef Mackiewicz, „Droga donikąd”
Napisana w 1955 powieść o życiu codziennym pod sowiecką okupacją jest wnikliwym wejrzeniem w komunistyczną duszę - wraza z jej kłamstwami, poczuciem beznadziei, terrorem i radykalnymi odpowiedziami na totalitaryzm. Kluczowym fragmentem dotyczącym dezinformacji jest tutaj opowieść Tadeusza na temat śmiałości bolszewickich kłamstw. Rozmowa dwóch przyjaciół z Wileńszczyzny zawiera opis manipulacji o niesłychanym poziomie bezczelności, o antyprawdzie tak skrajnej, że paraliżuje, terroryzuje psychikę. W pewnym momencie Tadeusz podaje model działania tego rodzaju dezinformacji:
Jeżeli ty albo ja, albo ktoś z normalnych ludzi w normalnych warunkach zechce na przykład zełgać, że sufit jest nie biały, a czarny, to rzecz wyda się nam zrazu bardzo trudną. Zaczniemy od kołowania, chrząkania, wskazywania na cienie po jego rogach, będziemy tłumaczyć, że w istocie swej nie jest on już tak zupełnie czysto biały… Jednym słowem, będziemy się posługiwać skomplikowaną metodą, która zresztą nie doprowadzi w końcu do celu, bo nikogo nie przekonamy, że sufit jest czarny. Co robią natomiast bolszewicy? Wskazują sufit i mówią od razu: „Widzicie ten sufit… On jest czarny jak smoła”. Punkt, dowiedli od razu. Ty myślisz, że to jest ważne dla ludzi, że prawda jest odwrotna? Zapewne tak myślisz. A oni się przekonali na podstawie praktyki, że to wcale nie ważne. Że wszystko można twierdzić i że twierdzenie zależy nic od jego treści, a od sposobu jego wyrażenia. I oto widzimy jak dochodzą do następnego etapu, powiadając do ludzi tak: „A teraz wyobraźcie sobie, że istnieją podli kłamcy, wrogowie wszelkiej prawdy naukowej, postępu i wiedzy, którzy tak nisko upadli w swym nikczemnym zakłamaniu za pieniądze kapitalistów, że ośmielają się łgać w żywe oczy, że sufit jest biały!” I zebrany tłum wyrazi swe oburzenie, wzgardę, a nawet śmiać się będzie i wykpiwać tak oczywiste kłamstwa tych wrogów prawdy… My sądzimy dotychczas, że oni mogą wyczyniać takie seanse zbiorowej hipnozy tylko u siebie po uprzednim zmaltretowaniu swoich obywateli. Nic podobnego.
Zatem najlepiej kłamie ten, co kłamie spektakularnie, z rozmachem, najbardziej bezczelnie.
Vladimir Volkoff, „Montaż”
Francuski pisarz rosyjskiego pochodzenia ma tę przewagę nad innymi autorami, że był funkcjonariuszem tajnych służb Francji, więc w swoich powieściach koncentrował się głównie na, nieco edukacyjnym, przekazie. Jego książki są więc niejako literackim podręcznikiem danego zagadnienia, np. „Werbunek” to fikcyjna opowieść wykładająca to, co Józef Maria Bocheński opisywał w filozofoicznych esejach: że komunizm jest religią. Ale w sprawie dezinformacji Volkoff opisuje losy rosyjskiego emigranta i agenta wpływu, który zajmuje się urabianiem społeczeństwa pod potrzeby Związku Sowieckiego. Najkrótszą wykładnię dezinformacji zawiera - znowu dialog - między agentem a jego oficerem prowadzącym, na temat przedstawienia sytuacji tak, by wybronić winnego i obciążyć ofiarę.
Jak zmanipulować sytuację, w której Iwanow przyłapuje Pietrowa w łóżku ze swoją żoną? Podajmy cztery z dziesięciu porad Volkoffa.
Pierwszy przypadek: nie było świadków. Opinia publiczna nie może w żaden sposób sprawdzić, jak było naprawdę. Oznajmia się więc po prostu, że to Pietrow przyłapał żonę w łóżku z Iwanowem. Oto właśnie nieprawda nie dająca się zweryfikować. Drugi. Byli świadkowie. Piszecie, że w małżeństwie Iwanowów nie brakowało problemów i przyznajecie, że istotnie w sobotę Iwanow zaskoczył swą żonę z Pietrowem. Prawdą jest też, dodajecie, że przed tygodniem Iwanowa przyłapała swego męża na gorącym uczynku z Pietrową. To jest mieszanka prawdy i fałszu. Proporcje jednego i drugiego mogą się zmieniać. Chłopcy z intoksykacji, jeśli chcą uprawdopodobnić sprawę, dają do 80% prawdy na 20% fałszu, ponieważ z ich punktu widzenia ważne jest, by jakąś konkretną fałszywą informację wzięto za dobrą monetę. (…) Piąte: zacieranie. Zalewacie wasz prawdziwy fakt wielką masą innych informacji. Pietrow, mówicie, to stachanowiec, świetnie gra na organkach i w warcaby, urodził się w Niżnym Nowgorodzie, w czasie wojny był artylerzystą, na sześćdziesiąte urodziny ofiarowal matce kanarka, ma kilka kochanek, między innymi Iwanową, przepada za kiełbasą z czosnkiem, dobrze pływa stylem grzbietowym, potrafi ugotować syberyjskie pielmeni, i tak dalej. Istnieje też wykręt będący odwrotnością zacierania, mianowicie wybrane fakty. W sprawie, którą macie zrelacjonować, przeprowadzacie selekcję szczegółów, prawdziwych lecz niepełnych. (…) Technikę numer dziewięć nazywamy: nierówne części. Zwracacie się do waszych czytelników i proponujecie im, by sami ocenili ten incydent. Publikujecie następnie jeden list potępiający Iwanową- nawet jeśli dostaliście sto takich listów. Drukujecie też dziesięć listów w jej obronie, nawet jeśli nie przyszło takich listów więcej niż dziesięć. (…) Wreszcie części równe, dziesiąta metoda. U profesora uniwersytetu, świetnego i ulubionego przez czytelników polemisty, zamawiacie tekst pisany w obronie kochanków, mający pięćdziesiąt linijek, i równocześnie u jakiegoś idioty ze wsi zamawiacie ich potępienie, też na pięćdziesiąt linijek. W ten sposób dowodzicie waszej bezstronności.
Przypomnimy tu anonimowe historie z „Wysokich Obcasów” jako „listy od czytelników”? A może 80% prawdy ale kluczowe 20% kłamstw w historii pani Joanny z Krakowa? A może zalewanie masą nieistotnych szczegółów (szum informacyjnych) przy opowieściach jak to polska zbrojeniówka jest fatalna - czytelnik sam nie jest w stanie zweryfikować nawet procenta tych informacji.
Bronisława Wildsteina „Dolina nicości”
Wydana w 2008 roku powieść ma dla polskiego czytelnika szereg dodatkowych walorów: jest powieścią z kluczem, odsłania sekrety działalności Michnika, Urbana i Maleszki, opowiada o współczesnej Polsce i bardziej współczesnych metodach manipulacji w mediach. Wildstein w jednej książce zmieścił całą skalę zakłamania sfraternizowanej z postkomuną liberalnej i agenturalnej części „Solidarności”. Pisze o autentycznych cierpieniach oszukanych ludzi, zaskakuje też ukazaniem z jaką lekkością i jaką igraszką dla wpływowych osób jest zniszczenie człowieka za pomocą konkretnej operacji dezinformacyjnej. Opisuje na przykład historię Andrzeja Kerna [w powieści pod fikcyjnym nazwiskiem Widłak], którego salon III RP chciał złamać.
Widłak był zdolny, elokwentny i, na tle prawicowych pacanów, niezwykle zręczny. Potrafił dogadać się prawie ze wszystkimi, co było u nich umiejętnością bez precedensu. Był po prostu politykiem. Nie miał jeszcze pięćdziesiątki i szedł jak burza. „Może nam zagrozić”, powiedział prezio absolutnie poważnie. „Nie masz na niego nic?” – zwrócił się do Nowaka. „Tylko córkę” – zażartował pułkownik – „to jego jedyna pozapolityczna pasja”. Prezio machnął ręką, ale Niecnota zwietrzył szansę. Kiedy dowiedział się, że córka Widłaka ma siedemnaście lat, był nieomal pewny sukcesu. Nowak dostarczył mu komplet danych. Mała fascynowała się Whartonem, słuchała „Kultu” i pięć razy widziała „Amelię”. Niecnota wiedział, że ważne są, wydawałoby się, drobne sprawy: jak się ubiera, kim są jej koleżanki, jakie miejsca odwiedza, no i, oczywiście, z kim aktualnie chodzi. Kandydata wybierał osobiście. Wśród pracowników „W ryj” rozpuścił pogłoskę, że szuka speca, który potrafi uwieść zakonnicę. Powstanie z tego demaskatorski reportaż na temat kobiecości represjonowanej przez Kościół. Pomysł spotkał się z entuzjazmem i posypały się kandydatury. Niecnota zdecydował się na Cygana. Dwudziestoparoletni dziwkarz, któremu podobno „żadna się nie oparła”, był nawet niegłupi. (…) Artykuł we „W ryj” był głównie o nadużyciu władzy. Miłość dyskretnie rysowała się w tle. (…) Za kilka dni jednak w „Słowie” ukazał się wielki, zaanonsowany solidnie na pierwszej stronie artykuł autorstwa Bogdana Szmaji, który w sposób kanoniczny opisał sprawę Widłaka. „Cyniczny polityk prawicy wykorzystuje swoje wpływy, aby zniszczyć ukochanego córki – i jego rodzinę – nie przejmując się, że rujnuje tym życie swemu dziecku. Czysta miłość łamana jest przez bezwzględnych polityków z gębami pełnymi frazesów o moralności. To, co się potem stało, przekroczyło najśmielsze oczekiwania Niecnoty. Nieomal wszystkie dzienniki, tygodniki i periodyki ruszyły do wyścigu o najjaskrawsze ukazanie ohydy Sławomira Widłaka. (…) Stał się nie tylko najbardziej odstręczającą, ale i najbardziej ośmieszoną postacią.
Na zakończenie można dodać jeszcze wątek z kinowym filmem „Uprowadzenie Agaty”, nakręconym w rekordowo krótkim czasie trzech tygodni przez byłego Tajnego Współpracownika SB. Ta właśnie historia była częścią medialnej nagonki na Kerna.
Współczesne dezinformacje
Gdy zatem oglądamy Piotra Kraśkę zatroskanego o los terrorystów Łukaszenki nazwanych w stacji telewizyjnej biednymi uchodźcami (por. metoda druga Volkoffa), gdy były narkoman płodzi całe tomiska na temat tego, że PiS jest rosyjską agenturą (czarny sufit u Mackiewicza) albo Agnieszka Holland kręci szybciutko film o złym polskim państwie pilnującym wschodnich granic (por. „Dolinę nicości”) to widać tego samego ducha dezinformacji, którego oddali pisarze, nie analitycy.
Warto czytać dobre powieści. Nadal ratują nas przed głupotą, kłamstwem i po prostu współczesnym złem.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/660151-volkoff-mackiewicz-wildstein-3-odtrutki-na-dezinformacje