Niemiecki rząd przyjął propozycje przepisów mających zachęcić imigrantów do przybywania nad Ren. Chodzi o pozyskiwanie pracowników, których potrzebuje niemiecki biznes. Tymczasem ci, którzy już są w Niemczech i uznani są za niepotrzebnych mają być przymusowo przesiedlani do innych krajów.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Nowe prawo
Nowe prawo dotyczące imigracji i przyznawania niemieckiego obywatelstwa ma obowiązywać od stycznia. Projekty przyjęte przez rząd Olafa Scholza skierowane będą do Bundestagu, ale pozytywny wynik głosowania zdaje się być przesądzony. Co do polityki imigracyjnej wśród głównych niemieckich partii - poza AfD, panuje zgoda.
I tak, obywatelstwo ma być przyznawane imigrantom już po 5 latach pobytu w Niemczech, a nie po 8, jak do tej pory. Ale jeśli przybysz będzie miał „szczególne osiągnięcia w integracji” to może zostać Niemcem nawet po 3 latach. Automatycznie niemieckie obywatelstwo będą otrzymywały urodzone w Niemczech dzieci, jeśli jedno z rodziców przebywa legalnie w Niemczech co najmniej 5 lat. Zniesiony zostanie też wymóg zrzeczenia się poprzedniego obywatelstwa. Z rządowych statystyk wynika, że 14 proc. populacji, czyli ponad 12 milionów z 84,4 miliona mieszkańców kraju, nie ma obywatelstwa niemieckiego, a około 5,3 miliona z nich mieszka w Niemczech od co najmniej dziesięciu lat.
Minister spraw wewnętrznych socjaldemokratka Nancy Faeser twierdzi, że to nowy rozdział w polityce imigracyjnej Niemiec „po latach debat, które naznaczone często były tanią propagandą i wykluczeniem”. Teraz przybysze nie będą musieli rezygnować ze swej tożsamości, by zostać Niemcami. Jak mówi Faeser, prawo zachęcające do imigracji nad Ren to odpowiada na zapotrzebowanie gospodarki i jego celem jest „rozwiązanie niedoboru rąk do pracy w coraz większej liczbie zawodów”.
Cieszę się, że w rządzie przyjęliśmy mój projekt ustawy o nowoczesnym prawie obywatelskim. Ta reforma jest zobowiązaniem na rzecz nowoczesnych Niemiec. Tworzymy prawo imigracyjne, które będzie sprawiedliwe dla naszego zróżnicowanego społeczeństwa. Wreszcie!
— napisała na Twitterze.
Jesteśmy w trakcie ogólnoświatowego konkursu na najlepszych ludzi.. Niemcy mogą ich przyciągnąć jedynie jeśli w dającej się przewidzieć przyszłości będą w stanie w pełni stać się częścią naszego społeczeństwa, ze wszystkimi prawami demokratycznymi, z których korzystają obywatele Niemiec
— mówiła niemiecka minister uzasadniając projekt nowego prawa imigracyjnego.
Ograbienie słabszych
Plan jest więc dość prosty. Chodzi o ograbienie biedniejszych krajów z najbardziej rzutkich i wykształconych osób. Pisaliśmy już wcześniej, iż Niemcy prowadzą akcję drenowania państw afrykańskich i Trzeciego Świata z potencjalnie najlepszych, najcenniejszych dla społeczeństw pracowników.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Niemcy urządzą Europę. Ściągną z Afryki miliony imigrantów. Berlin ogołoci biedne państwa z wykwalifikowanych pracowników
Minister pracy Hubertus Heil i szefowa resortu rozwoju Svenja Schulze w czasie wizyty w Ghanie na początku roku ogłosili niemiecki program imigracyjny. Ma on być proponowany także innym krajom Afryki. W stolicy Ghany Akrze otworzono finansowany przez Berlin i Unię Migrationsberatunszentrum - ośrodek zajmujący się kontraktowaniem dla Niemiec siły roboczej. Podobne mają powstać w Maroku, Tunezji, Egipcie, Jordanii, Nigerii, Iraku, Pakistanie i Indonezji. Finansowany przez Unię portal Infomigrants cytuje ministra Heila, który mówił, że Niemcy muszą sprowadzić sobie siłę robocza, by dobrze im się żyło.
Wykwalifikowani pracownicy są sposobem na zagwarantowanie nam standardu życia w przyszłości
Niemcy nie wyciągnęli żadnych wniosków ze swych błędów. Jak mówił Talleyrand o Bourbonach: „Niczego się nie nauczyli, niczego nie zrozumieli”. Miliony nielegalnych przybyszy, ale też imigrantów ściągniętych do pracy z Turcji i innych pozaeuropejskich krajów, żyją na obrzeżach niemieckiego społeczeństwa, nie zintegrowało się z Niemcami. Stanowią osobny świat, państwo w państwie i generują niekończące się problemy społeczne. Nie chodzi tylko o wzrost przestępczości, ale dyskomfort w życiu codziennym tam gdzie imigranci już zdołali narzucić swe normy kulturowe.
Dodatkowa kwestia to koszty utrzymywania imigrantów, z których ogromna część całe życie korzysta z zasiłków socjalnych. Są całe klany, które wyspecjalizowały się „wyciąganiu” pieniędzy od państwa. Z badań Federalnej Agencji Zatrudnienia wynika, że 75% imigrantów nie posiada żadnych kwalifikacji zawodowych. Z kolei Federalny Urząd ds. Migracji i Uchodźców (BAMF) podaje, że cztery lata po przybyciu do Niemiec, 65% imigrantów nie podjęło żadnej pracy. Z tych, którzy coś robią, 20 proc. ma jakieś małe, dorywcze zajęcia. Według danych niemieckiego Federalnego Urzędu Statystycznego (Destatis) 27,2 procent ludności kraju ma pochodzenie imigranckie. W jednym z największych miast niemieckich - Frankfurcie przybysze stanowią już większość.
Nie zważając na te doświadczenia Niemcy chcą ściągnąć dodatkowe miliony imigrantów spoza Europy. Już w 2021 szef Federalnej Agencji Zatrudnienia Detlef Scheele szacował, że Niemcy potrzebują co najmniej 400 tys. nowych pracowników rocznie. Teraz mowa jest o nawet 1,5 miliona, a docelowo według Niemieckiego Instytutu Badań nad Gospodarką aż o 6,5 miliona.
Brak rąk do pracy to część większego problemu demograficznego. Pomysł rozwiązania go poprzez masowe ściąganie imigrantów z Afryki i Azji jest skrajnie głupi i nikczemny. O jednym aspekcie - nierozwiązywalnych problemach jakie generuje masowa imigracja z krajów odmiennej kultury, już wspomnieliśmy. Drugi to całkowity brak spójnej polityki społecznej i pracowniczej w całej Unii. Oto bezrobocie wśród młodych Hiszpanów - do 34 roku życia sięga 35 proc. We Włoszech na Sycylii i w Kampanii wynosi nawet 37 proc., w greckiej Tesalii 40 proc., a środkowej Grecji 37 proc. Unia nie ma żadnego programu dla tych ludzi, żadnego pomysłu w ramach europejskiej wspólnoty, ale finansuje w krajach Afryki i Azji powstawanie Migrationsberatunszentrum - centrów werbunku na roboty do Niemiec. Powód jest oczywisty - Niemcom bardziej opłacają się pracownicy z krajów Trzeciego Świata, niż tacy z Europy. Mają mniejsze wymagania, a jak się nie sprawdzą, to łatwiej się ich pozbyć.
Nikczemność procederu sprowadzania pracowników z Azji i i Afryki polega też na drenowaniu biednych krajów z ich z najcenniejszych kadr. Tak Brytyjczycy przez dekady ogołacali Indie, Pakistan, Bangladesz choćby z pracowników służby zdrowia. Po co w Ghanie pielęgniarki zajmujące się byle murzyńskimi dziećmi jak trzeba doglądać niemieckich emerytów. Imigrant werbowany na roboty do Niemiec ma i tę zaletę, że Niemcy nic nie wydali na jego edukację. Ot mają produkt instatnt - natychmiast gotowy do użycia.
Nikczemny proceder
Kiedy opisywaliśmy te aspekty nikczemnej polityki imigracyjnej Niemiec nie było jeszcze pomysłu przymusowego przesiedlania imigrantów, którzy okazali się dla Niemiec nieprzydatni. Wydawało się, że został on ostatecznie porzucony w 2018 roku. Rok wcześniej Donald Tusk, jako przewodniczący Rady Europejskiej, mówił, iż Polska wyłamuje się z europejskiej solidarności i groził nam karami za nieprzyjmowanie tych, których Merkel zaprosiła, a Niemcy później chciały się pozbyć. Nikczemny, rodem z nazistowskich Niemiec, czy sowieckiej Rosji projekt masowego, przymusowego przesiedlania ludzi wrócił promowany w czasie szwedzkiej prezydencji przez unijną komisarz ds. wewnętrznych, szwedzką komunistkę Ylvę Johansson. Teraz przewiduje się tzw. obowiązkową solidarność. Unia chce nakładać haracz w wysokości 22 tysięcy euro za każdego nieprzyjętego imigranta.
Skoro jednych imigrantów chce się ściągać na roboty, a innych wyrzucać, przymusowo przesiedlać, pod strażą być może wywozić gdzieś do unijnych prowincji jak Słowacja, czy Rumunia, to trzeba przeprowadzić selekcję - oddzielić przydatnych od nieprzydatnych. Takich co pracują od tych co nie pracują - jak w obozach koncentracyjnych. Problemem dla Niemiec nie jest bowiem liczba cudzoziemców, imigrantów, skoro chcą ich zwieźć nawet 6,5 miliona, tylko ich „jakość”. Imigranci gorszego gatunku mają być wywiezieni do unijnych prowincji. Niech sobie jakaś tam byle Rumunia, czy Bułgaria z nimi radzi, a jak nie chcą to niech płacą. Aż dech zapiera od nikczemności tego konceptu.
Od wielkiego kryzysu imigracyjnego 2015, kiedy to Niemcy rozłożyli ramiona na przyjęcie imigrantów, a Niemki nogi, minęło 8 lat. Państwo nie poradziło sobie z problemami, do których doprowadziła operacja „herzlich wilkommen” - zaproszenie przez Angelę Merkel na żądanie niemieckiego przemysłu imigrantów, ale akcja ma być znów powtórzona. Niemcy grają więc na dwie strony. Jedną ręką importują imigrantów jako siłę roboczą, a drugą tych, którzy okazali się niepotrzebni chcą poddać swoistemu recyclingowi, rozesłać jako niepotrzebne „odpady” po prowincjach Unii. W Niemczech duch Marksa - twórcy teorii o odpadach rasowych jest wiecznie żywy.
Niemiecka polityka wciąż prowadzi Europę do wielkich kryzysów. To co politycy znad Łaby i Renu robią z własnym krajem, to jak go niszczą nie byłoby dla nas problemem, gdyby nie to, że Berlin uznawany jest przez nich i eurokrację, nie tylko za stolicę Niemiec, ale ich europejskiego dominium Za ich szaleństwa, skrajny egoizm, ślepotę, brak wyobraźni płacimy wszyscy. Po wyborach 15 października przyjdzie czas na obalenie ustroju Unii, tak by Niemcy nie mogli więcej narzucać Europie swych porządków.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/659931-niemcy-zupelnie-oszaleli-nowe-prawo-ma-ulatwiac-imigracje