Nasilona krytyka polskiej armii i wysiłków rządu w zakresie zwiększania bezpieczeństwa nasiliły się tuż przed Świętem Wojska Polskiego w różnych polskich mediach.
Zapewne nie jest dziełem przypadku, że media, które otwarcie sympatyzują z polską opozycją, przypuściły frontalny atak na rząd i polską armię tuż przed świętem 15 sierpnia. Najpierw pojawił się kuriozalny artykuł w „Polityce”, w którym określono wydatki zbrojeniowe rządu jako marnotrawstwo pieniędzy na „bojowe żelastwo” i przemyślaną akcję wyborczą partii rządzącej.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Dla „Polityki” sprzęt polskiej armii to „bojowe żelastwo”, a odbudowanie siły Wojska Polskiego jest po to, by Polacy zagłosowali na PiS
Następnie pojawił się w „Newsweeku” wywiad z płk. rez. Robertem Stachurskim, w którym wojskowy poddaje całkowitej krytyce aktywność rządu w zakresie polityki bezpieczeństwa. W materiale tym widzimy odmalowany całkowicie w czarnych barwach obraz polskiej armii jako niedozbrojonej, niewyszkolonej i źle zarządzanej. Oczywiście to wszystko w przededniu Święta Wojska Polskiego, podczas którego zaprezentowany zostanie najnowocześniejszy sprzęt wojskowy.
Wojskowy tnie na odlew
Rozmówca „Newsweeka” w bezpardonowy sposób skrytykował polskie władze i dowództwo wojskowe za złe - jego zdaniem - zarządzanie kryzysem, spowodowanym naruszeniem przez białoruskie helikoptery polskiej przestrzeni powietrznej oraz nieodpowiednie działanie ws. znalezionych niewybuchów w Zamościu pod Bydgoszczą.
Tak nas ten rząd straszy przeniknięciem do polski słynnej Grupy Wagnera, a gdy wlatują w naszą przestrzeń śmigłowce bojowe, z których - teoretycznie - mógł być przeprowadzony desant, to nam się mówi, że nic się nie stało?
— pytał na łamach „Newsweeka” płk. Stachurski.
Dowódca bagatelizuje też zagrożenie, jakie istnieje przy granicy polsko-białoruskiej zastanawiając się, po co Polskie władze zgromadziły przy niej aż tak znaczące siły.
Przy wschodniej granicy jest takie nasycenie naszymi siłami zbrojnymi, jakiego dawno nie było. Pytanie: czym ściągnięci tam żołnierze się zajmują? Czy tylko chodzeniem wzdłuż płotu i sprawdzaniem, czy uchodźcy nie robią podkopów? czy czasami spojrzą też w niebo?
— mówił.
Winne kierownictwo?
Według płk. Stachurskiego polskie siły zbrojne cierpią też na brak silnego naczelnego dowódcy, gdyż jego zdaniem, prezydent Duda nie radzi sobie w tej roli. Padły też kuriozalne oskarżenia pod adresem prezydenta, że… milczy w kwestiach bezpieczeństwa.
Siły zbrojne nie mają zwierzchnika. Prezydent Andrzej Duda, który potrafi komentować występy sportowców i piosenkarzy, w kwestiach bezpieczeństwa często milczy. Przerażająca jest jego nieudolność, nie potrafi zażegnać konfliktów na linii minister obrony-żołnierze
— wyraził.
Także na kierownictwie MON płk. Stachurski nie pozostawił suchej nitki twierdząc (nie wiadomo z na jakich podstawach), że istnieje poważny konflikt między resortem ministra Błaszczaka a żołnierzami.
Może niektórzy z żołnierzy jeszcze widzę swoją szansę w staniu przy ministrze Błaszczaku, ale po tym, co zrobił, gdy odnalazła się rakieta pod Bydgoszczą i jak oskarżył dowódcę operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych gen. Tomasza Piotrowskiego, wielu żołnierzy już mu nie ufa
— oznajmił.
Polska pośmiewiskiem świata?
W ocenie stanu uzbrojenia polskich sił zbrojnych, płk. Stachurski nie był mniej krytyczny dostrzegając, że - jak uważa - wojsko ma poważne braki pod tym względem i często żołnierze muszą się sami wyposażać.
Choć panowie Morawiecki, Błaszczak czy prezydent Duda lubią fotografować się na tle wojska i podkreślać, ile sprzętu polska zamawia, to mamy koszmarne braki. (…) Wielu żołnierzy, jeżeli chce mieć dobrej jakości kamizelkę kuloodporną, rękawiczki, gogle, to kupuje je za własne pieniądze
— stwierdził pułkownik rezerwy.
Białorusini i Rosjanie, obserwując to, co się u nas dzieje, pękają ze śmiechu
— dodał.
Prócz wielu jeszcze bardzo krytycznych opinii wojskowego, których nie brakuje w całym wywiadzie, znalazło się też storpedowanie pomysłu uczczenia Święta Wojska Polskiego defiladą w stolicy, co stanowi swoiste zwieńczenie wypowiedzi płk. Stachurskiego.
Skoro - jak nam mówią rządzący na użytek kampanii wyborczej - wagnerowcy u bram, to dlaczego patrioty mają być na defiladzie, zamiast na dyżurach bojowych? W ostatnim czasie było tyle wpadek, że organizowanie pikników i tak ogromnej defilady, jaką MON zapowiada, naraża wojsko na śmieszność
— skwitował.
Z „analizy” płk. Stachurskiego w „Newsweeku” wynika, że polska armia w zasadzie realnie nie istnieje, nie ma żadnej poważnej siły bojowej, a jakiekolwiek działania rządu w celu zwiększenia bezpieczeństwa państwa są bezskuteczne. Jeśli jednak - jak twierdzi - Rosjanie i Białorusini pobłażliwie śmieją się z polskich wysiłków, a nasze wojsko i międzynarodowe wysiłki rządu są nic nie warte, to dlaczego Moskwa nie wjechała do Polski i nie skończyła raz na zawsze z „polską bylejakością”? Na to pytanie płk. Stachurski nie odpowiada.
CZYTAJ TEŻ:
pn/Newsweek
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/658484-defetyzm-czy-krytykanctwo-oburzajacy-wywiad-w-newsweeku