Udają, że są dobrymi wujami z Niemiec. Jeden, Manfred Weber, jest głęboko zatroskany o demokrację w Polsce i jest gotów (wraz z całym swoim zapleczem, czyli Europejską Partią Ludową i będącą jej częścią składową niemiecką Unią Chrześcijańsko-Społeczną) nie zostawić w Polsce rządzonej przez Prawo i Sprawiedliwość kamienia na kamieniu, aż demokracja tu zatriumfuje. I stoją za tym oczywiście ideały oraz bezinteresowność, a nie jakieś echa „Drang nach Osten” i cywilizowania Polski przez dzielne oddziały Wehrmachtu, które jeszcze musiały dzielnie opierać się SS, SD i innym nazistowskim zbrodniczym organizacjom.
Inni, dzielni chłopcy z Frankonii, przyjeżdżają na gdański Jarmark Dominikański, żeby sobie zaśpiewać skoczną piosnkę ludową z XIX wieku „Ein Heller und ein Batzen” („Halerz i grosz”). Całkiem przypadkowo tę samą, z którą na ustach maszerował dzielny i rycerski Wehrmacht, również całkiem przypadkowo unurzany we krwi polskich ofiar. Niemcom (dalece nie wszystkim) specyficzną dzielność i rycerskość Wehrmachtu uświadomiła dopiero wystawa „Zbrodnie Wehrmachtu”, pokazana po raz pierwszy w 1995 r., czyli 50 lat po wojnie, bo wcześniej chyba nie pozwalała na to niemiecka wrażliwość.
Gdy pokazano, że dzielny Wehrmacht nie był taki rycerski, jakby Niemcy chcieli, w 1997 r. poseł i ważny polityk CDU Alfred Dregger musiał zareagować w Bundestagu na tę potwarz: „Ci, którzy uważają, że całe wojenne pokolenie to członkowie i pomocnicy bandy zbrodniarzy, chcą Niemców dotknąć do żywego”. Oczywiście, że nie całe, ale te powiedzmy dziesięć osób, które nie były członkami i pomocnikami zbrodniarzy, ledwie mogło udźwignąć honor prawie 80 mln Niemców.
Manfred Weber i dzielni chłopcy z Frankonii dali swoje występy tuż przed 84. rocznicą napaści Niemiec na Polskę i w czasie, gdy Warszawa i cała Polska wspomina i opłakuje może nawet 100 tys. ofiar rzezi Woli (5-12 sierpnia 1944 r.). Wymordowali Polaków m.in. dzielni chłopcy rycerskiego SS-Gruppenführera Heinza Reinefartha. Był on tak rycerski, że już w 1951 r. został wybrany burmistrzem Westerlandu na wyspie Sylt, a w latach 1958-1967 posłem do landowego parlamentu Szlezwiku-Holsztyna. Oczywiście taki rycerz i człowiek bez skazy nigdy nie został skazany za żadne zbrodnie.
Manfred Weber już nie walczy z nazizmem (kanclerz Olaf Scholz zamknął sprawę dziękując za wyzwolenie Niemców i Niemiec spod nazistowskiej okupacji), ale jest nowy, pewnie równie groźny wróg, którego trzeba bezwzględnie zwalczać, czyli polski rząd. Nie szkodzi, że wyłoniony demokratycznie, ale głęboko niesłuszny. I rycerski oraz przywiązany do najwyższych wartości Niemiec Weber nie może obojętnie patrzeć, jak Polska się stacza. Z tego powodu zasługuje nie na zwykły order, lecz ekskluzywną Gwiazdę Krzyża Żelaznego.
Weber musi zwalczać wroga w Polsce, bo słabo sobie z tym radzi wyznaczony do tej roli Donald Tusk. Jednak do tego najlepiej się nadaje „echtes Deutsch”, a nie jakaś podróbka czy substytut, mimo że się bardzo stara i nawet czasem po niemiecku przemawia. Niemiec Weber ma prawo, bo Niemcy od ponad tysiąca lat niosą cywilizację na Wschód, a najoporniejsi w jej przyswajaniu są niestety Polacy. Dlatego wciąż od nowa trzeba ich ratować, choćby siłą. Nie może być tak, że ktoś się wyłamuje z cywilizacji, do której umacniania Niemcy zużyli już chyba miliony ton żelaza. Manfred Weber niestety na razie nie zdradził, ile żelaznych dywizji wyśle do zwalczania wroga w Polsce.
Można używać dywizji, ale można też robić swoje pieśnią i słowem. Tak jak dzielni chłopcy z Frankonii, śpiewający w Gdańsku skoczną piosnkę „Ein Heller und ein Batzen”. Mogli nie zauważyć, że Gdańsk już nie jest ich, choć prezydent Aleksandra Dulkiewicz bardzo się stara, żeby nawiązać do tradycji Freie Stadt Danzig. Mogli więc uznać, że miasto jest jednak ich. I zupełnie niepotrzebnie się potem tłumaczyli, że nie wiedzieli, iż skoczna piosnka w Polsce jest kojarzona z dzielnym i rycerskim Wehrmachtem. Wprawdzie jest to napisane nawet w niemieckiej Wikipedii, ale chyba zawsze byli przekonani, że piosnka jest wesoła, a nawet gdy śpiewali ją żołnierze Wehrmachtu, to pewnie dla rozweselenia się po znojnym mordowaniu cywilów w Polsce.
Ani Manfred Weber, ani dzielni chłopcy z Frankonii nie czuliby się w Polsce, jak kiedyś dzielni żołnierze Wehrmachtu, gdyby nie siły w Polsce, które uznają ich za wyzwolicieli i krzewicieli cywilizacji. W takiej sytuacji czują się albo zaproszeni, albo wręcz u siebie. Tym bardziej że muszą Polakom i polskiemu rządowi wybić z głów oczekiwanie niemieckich reparacji czy zadośćuczynienia za niezmierne zbrodnie i zniszczenia. Nic się Polakom nie należy i niech się cieszą, że Manfred Weber chce ich wyzwalać swoimi nieokreślonymi na razie żelaznymi dywizjami, a dzielni chłopcy z Frankonii umilają czas skocznymi piosnkami. Przypadkowo śpiewanymi przez dzielny i rycerski Wehrmacht, gdy już w przeszłości przychodziło Niemcom Polskę wyzwalać.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/657663-czekajac-na-wyzwolenie-polski-przez-zelazne-dywizje-webera