„Wybór był tutaj ograniczony lub żaden, zatem zdecydowałem się na start z listy Konfederacji. Oczywiście podjąłem taką decyzję nie bez wątpliwości i rozumiem też wątpliwości w tej sprawie tych, którzy śledzą moją aktywność publiczną. Zawsze tego typu kompromisy czy jakieś ustępstwa budzą mieszane odczucia, ale wydaje mi się, że teraz historyczna konieczność jest taka, jaka jest. Konfederacja idzie po rekordowy wynik” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Dobromir Sośnierz, który niedawno zdecydował się na powrót do Konfederacji.
CZYTAJ TAKŻE: Dobromir Sośnierz wraca do Konfederacji! Powalczy o mandat w Siedlcach. Mentzen: „Jeden z najbardziej wolnościowych posłów”
wPolityce.pl: Kilka miesięcy temu pan wraz z Arturem Dziamborem i Jakubem Kuleszą wystąpili z Konfederacji, skupiając się na rozwoju partii Wolnościowcy. Przy okazji tego odejścia z Państwa strony pojawiało się sporo uwag odnośnie Konfederacji, przede wszystkim chodziło o niedotrzymanie umów odnośnie miejsc na listach wyborczych dla posłów. Pojawiał się też argument, że w Konfederacji aktywni są wciąż Janusz Korwin-Mikke i Grzegorz Braun, miewający prorosyjskie wystąpienia. I teraz pan wraca do Konfederacji – dlaczego?
Dobromir Sośnierz: Moje odejście z Konfederacji było wywołane przede wszystkim usunięciem z niej Artura Dziambora. Z Jakubem Kuleszą opuściliśmy Konfederację w geście solidarności z Arturem. Tworząc Wolnościowców mówiliśmy, że to czwarta noga Konfederacji, nie było naszą intencją, by ją opuszczać.
Zgadza się, ale wówczas z Państwa strony pojawiały się argumenty, że to przede wszystkim Sławomir Mentzen – obok Roberta Winnickiego - miał być tą osobą, która wypychała Wolnościowców z Konfederacji.
Tak, takie padły argumenty. Nie będę do tego wracać, cieszę się, że przynajmniej częściowo Konfederacja próbuje zrekompensować to, co wtedy nam zrobiła. Zdaje sobie sprawę, że już jest blisko wyborów, wiele rzeczy jest nie do odkręcenia, zatem na razie jest, jak jest. Mam nadzieję, że w przyszłości będzie inaczej, ale oczywiście nie oznacza to anulowania poprzednich zastrzeżeń, jakie mieliśmy.
Nie zapałał pan nagle ogromną sympatią do Sławomira Mentzena?
W polityce nikt nie oczekuje, że będziemy się lubić, tylko że będziemy współpracować dla dobra Polski, dla dobra wolności. Natomiast nasze wcześniejsze spory zawieszamy. Nie ma co ukrywać, że zaistniała sytuacja jest też wymuszona tym, że Wolnościowcy nie wystawią swoich list w tych wyborach i z tym, że sam projekt Wolnościowców stanął na rozdrożu z uwagi na odmienne zapatrywania moje i prezesa Artura Dziambora na przyszłość partii. W związku z tym podjęliśmy decyzję na zarządzie partii Wolnościowcy, że nasze drogi się rozchodzą.
W pana oświadczeniu w tej sprawie pojawiło się jedno bardzo ciekawe zdanie: „Od dłuższego czasu jest jasne, że ja i Artur Dziambor mamy mocno rozbieżną wizję partii i zdecydowanie niekompatybilne zdolności koalicyjne”. O co tutaj dokładnie chodzi?
Redagowanie tego oświadczenia było mozolnym procesem, w którym starałem się dobrać słowa w taki sposób, żeby nie powiedzieć więcej niż w danym momencie bym chciał i mógł. Artur o swoich własnych krokach będzie informował we własnym zakresie. Odpowiedź na pana pytanie de facto uprzedzałaby pewne obwieszczenia z jego strony.
Szczególnie chodzi mi o ten fragment o „niekompatybilnych zdolnościach koalicyjnych”. Artur Dziambor publicznie przyznaje, że raczej sympatyzuje z tzw. demokratyczną opozycją. Rozumiem, że pan nie jest aż tak mocno przechylony w tę stronę?
Tak, Artur zasadniczo deklaruje daleko idącą zbieżność z systemową opozycją, a jednocześnie dla Artura nie jest możliwy powrót do stołu z Konfederacją. W tym momencie nie ma punktów stycznych w tej wizji. To, co dla mnie jest dopuszczalne, jest niedopuszczalne dla Artura i odwrotnie.
Sławomir Mentzen jeszcze przed ogłoszeniem pana powrotu do Konfederacji przeprowadził na Twitterze sondę. Na pytanie „Kogo uwolnić?” były dwie odpowiedzi: „Dziambora” i „Sośnierza”. Szczerze mówiąc nie wygląda to na zbyt ładne potraktowanie przez Sławomira Mentzena zarówno pana, jak i Artura Dziambora. Jak pan interpretuje takie działanie?
Tak, też uważam, że ta sonda była niefortunnym posunięciem.
W najbliższych wyborach ma pan startować w Siedlcach. Czy z „jedynki”?
Nie. Jest już za późno na takie zmiany, bo tam „jedynka” została już ogłoszona jakiś czas temu.
Po prawyborach w Konfederacji wyłoniono też „jedynkę” w Toruniu, tymczasem nagle okazało się, że na to miejsce wskoczył Przemysław Wipler.
Tak, ale to też już jest zamknięty rozdział. Jest tak jak jest i na tę chwilę mój powrót do Konfederacji polega na wspieraniu listy, a nie byciu jej liderem. Nie ukrywam, że to nie spełnia do końca moich oczekiwań związanych z uchwałą gwarancyjną, ale nie będę już tego roztrząsał.
Zgodnie z tą uchwałą, posłowie Konfederacji powinni móc startować z „jedynek” w okręgach, z których zostali wybrani do Sejmu w ostatnich wyborach. Na tej podstawie pan powinien mieć „jedynkę” w Katowicach, tymczasem ma pan startować z Siedlec, a do tego nie z „jedynki”.
Negocjacje na temat mojego startu w tym momencie są już niemożliwe, ale sądzę, że w kolejnych wyborach to zostanie naprawione.
Jak rozumiem, pana decyzja o starcie z listy Konfederacji jest podyktowana przede wszystkim tym, iż jest spora szansa, że dostanie się pan do Sejmu z listy Konfederacji, a skoro Wolnościowcy nie wystawiają swoich list, to nie bardzo miał pan inną opcję startu. Zgadza się?
Tak, wybór był tutaj ograniczony lub żaden, zatem zdecydowałem się na start z listy Konfederacji. Oczywiście podjąłem taką decyzję nie bez wątpliwości i rozumiem też wątpliwości w tej sprawie tych, którzy śledzą moją aktywność publiczną. Zawsze tego typu kompromisy czy jakieś ustępstwa budzą mieszane odczucia, ale wydaje mi się, że teraz historyczna konieczność jest taka, jaka jest. Konfederacja idzie po rekordowy wynik. Środowisko, które tworzyłem od 30 lat będzie prawdopodobnie siłą, która zdecyduje o dalszych losach Polski, ewentualnych koalicjach po wyborach, czy też ich braku. Dobrze, by głos libertariański był tam reprezentowany, a wydaje mi się, że ja ten głos konsekwentnie realizowałem. Sądzę, że w tej sytuacji moja obecność w Sejmie byłaby przydatna, ale oczywiście nie jest pewna, ponieważ start z czwartego miejsca w Siedlcach nie daje żadnej gwarancji wejścia.
Kto wyszedł z inicjatywą pana powrotu do Konfederacji – pan czy Sławomir Mentzen?
Namawia mnie pan na ujawnianie kwestii, co do których nie umawialiśmy się, że będziemy je upubliczniać. Zawsze tego rodzaju rozmowy są prowadzone w pewnej atmosferze poufności. Nie chciałbym wyjść przed szereg i mówić więcej niż powinienem, zatem nie odpowiem na to pytanie.
Rozmawiał Adam Stankiewicz
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/656950-sosnierz-mialem-watpliwosci-czy-wracac-do-konfederacji