„Właściwe działanie to: wykrycie, ostrzeżenie, a jeśli nie wycofałyby się, to zestrzelenie” - mówi portalowi wPolityce.pl gen. Roman Polko, były dowódca GROM. W podobny sposób na sprawę przelotu białoruskich śmigłowców nad Polską patrzy nasz drugi rozmówca, emerytowany dowódca Wojsk Lądowych, gen. Waldemar Skrzypczak. „Musi być wyartykułowana ze strony Polski wyraźna groźba w stosunku do Mińska, że jeżeli jakikolwiek statek powietrzny naruszy przestrzeń Polski, zostanie zniszczony. I mamy być na to gotowi, a nie dać się ośmieszać Łukaszence” - podkreśla.
Śmigłowce nad Polską
Wczoraj wieczorem Ministerstwo Obrony Narodowej potwierdziło, że doszło do naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej przez dwa śmigłowce białoruskie, natomiast szef tego resortu Mariusz Błaszczak polecił zwiększyć liczbę żołnierzy na granicy i wydzielić dodatkowe siły i środki, w tym śmigłowce bojowe.
CZYTAJ TAKŻE:
Gdzie popełniono błąd?
Czy - i co - zawiodło po stronie polskiej w kontekście wspomnianego incydentu? Jak należy zareagować, aby tego rodzaju sytuacje nie powtarzały się? Te i inne pytania portal wPolityce.pl zadał generałom: Romanowi Polko (były dowódca GROM) i Waldemarowi Skrzypczakowi (emerytowany dowódca Wojsk Lądowych).
Uważam, że to jest niedopuszczalne, że w sytuacji zagrożenia, kiedy strona białoruska też uprzedza o ćwiczeniach, nie podejmujemy działań, które pozwoliłyby odpowiednio reagować
— wskazuje gen. Polko.
Dla mnie to jest kolejny błąd – i tutaj się uderzę w pierś – wojskowych. Przykro mi, że muszę krytykować swoich kolegów, ale kompromitacją było już zaniechanie działań, kiedy spadła rakieta. A teraz mamy ostrzeżenia o sytuacji kryzysowej na granicy, premier mówi o wagnerowcach, Białorusini informują o ćwiczeniach. dowódca operacyjny ani nie zbudował jakiegoś systemu komunikacji ze służbami mundurowymi, które są tam obecne (Straż Graniczna, policja, nawet ludność cywilna, która w rejonach przygranicznych współdziała bardzo mocno z SG), wymiany informacji w czasie rzeczywistym (bo reakcja nastąpiła dopiero po ok. 10 godzinach), ani nie podjął działań – przecież mamy system Pilica, stacje radiolokacyjne BYSTRA, a co więcej doskonale wiemy, że śmigłowce starają się latać na niskim pułapie, nawet wzdłuż rzek, poniżej poziomu drzew
— zwraca uwagę wojskowy.
W podobnym tonie wypowiada się gen. Skrzypczak.
Przede wszystkim, kiedy poinformowano nas o tym, że będą przeloty, naszym obowiązkiem było te przeloty monitorować. Powinniśmy zatem rozwinąć taki system, który dałby nam pewną wiedzę o tym, co naprawdę się dzieje
— ocenia.
Jeżeli bowiem mielibyśmy rozwinięty system rozpoznawczy, system monitorowania tego, co się dzieje, to przede wszystkim moglibyśmy zapobiec dążeniu do naszej przestrzeni powietrznej w momencie, kiedy one wlatywały. To są systemy, które powodują to, że piloci są informowani, ze przekroczyli granicę
— dodaje.
Myśmy takich systemów na pewno nie rozwinęli, bo wszyscy byli zaskoczeni, że one wleciały nad Białowieżę, za wyjątkiem polskich obywateli, którzy nie byli zaskoczeni, a sfotografowali to wszystko
— podkreśla.
CZYTAJ TAKŻE:
„Złe decyzje, brak decyzji czy brak odwagi decyzyjnej?”
Zdaniem gen. Romana Polki, pytania można mieć także do kierownictwa MON:
Po tym pierwszym błędzie jednak zaniechano wniosków kadrowych, nie wiem, czy słusznie. A druga sprawa: jak wygląda kultura organizacyjna?
Bo to mi przypomina kulturę organizacyjną z minionej epoki: „Ruki pa szwam, inicjatywa jest błędem. Czekaj i rób tylko to, co ci każą”
— ocenia były dowódca GROM.
W dzisiejszym świecie – co pokazały również misje w Iraku czy Afganistanie – żołnierz musi sam podejmować decyzję, inicjatywę, i jeżeli tego nie robi, jeżeli nie rozumie, że lider musi być na każdym szczeblu, to nie powinien zajmować takich stanowisk związanych z zagrożeniem, i to w sytuacji, kiedy mamy do czynienia z państwem, które uczestniczy w agresji na Ukrainę
— podkreśla Polko.
Również drugi z naszych rozmówców ocenia, że nie wyciągnięto wniosków z Przewodowa i Zamościa pod Bydgoszczą.
To ewidentna wina wojskowych i wydaje się, że po wydarzeniach w Przewodowie i Zamościu trzeba było wyciągnąć wnioski. A tymczasem, poza tym, że Polakom się wmawia, że mamy bezpieczną przestrzeń powietrzną, że mamy szczelny parasol, że wszystko jest jak najlepiej, to okazuje się, że nic nie ma. Nawet nie jesteśmy w stanie wykryć lotu dwóch śmigłowców, które rzekomo za nisko leciały
— ocenia gen. Skrzypczak.
A przecież mamy w Polsce systemy rozpoznania nisko lecących śmigłowców. Nie wiem zatem, w czym jest problem, aby to zrealizować. Czy problem tkwi w decyzjach, braku decyzji czy odwagi decyzyjnej?
— dodaje.
Tym niemniej, coś takiego nie powinno mieć miejsca w sytuacji, gdy cały czas przekonuje się nas, że możemy czuć się bezpiecznie. A okazuje się, że nie. Wlatują bezkarnie dwa śmigłowce, naruszają naszą przestrzeń powietrzną, a następnie wylatują bez żadnych konsekwencji. I nagle, po 10 godzinach MON mówi: tak, wleciały, choć przedtem twierdził przez cały czas, że nie wleciały.
— wskazuje były dowódca Wojsk Lądowych.
„Białorusini zakpili sobie z naszego systemu obrony powietrznej”
Co chcieli osiągnąć - i co osiągnęli - Białorusini? Czy ich celem było sprawdzenie, czy w systemie bezpieczeństwa Polski jest jakaś luka, czy też chodziło jedynie o prymitywną prowokację, zaczepkę?
Białorusini po prostu zakpili sobie z naszego systemu obrony powietrznej, niestety. Tutaj rzeczywiście pretensje można mieć do dowódcy operacyjnego, który – będąc uprzedzony o ćwiczeniach, wiedząc, że coś takiego ma miejsce, nie zareagował w sposób właściwy
— ocenia gen. Roman Polko.
Właściwe działanie i po pierwsze: wykrycie, ostrzeżenie, a jeśli nie wycofałyby się, to zestrzelenie. A nie reakcja po 10 godzinach, informacjach medialnych, które ukazały się na podstawie zdjęć cywili: „No, chyba jednak lecieli”
— dodaje.
Z kolei gen. Skrzypczak, pytany, czy Białorusini będą próbowali kolejnych prowokacji, częściowo dlatego, bo zauważyli, że w systemie bezpieczeństwa Polski coś zawodzi, ocenia:
Białorusini się rozhulali. Bo proszę zobaczyć, co tak naprawdę osiągnęli tym wlotem. Osiągnęli bowiem nieprawdopodobne zamieszanie na polskiej scenie politycznej i w mediach.
Media prześcigają się w kolejnych spekulacjach, informacjach, doniesieniach. Politycy się to włączają, mówią, że to prowokacje i opowiadają różne rzeczy
— dodaje wojskowy.
Tymczasem Putin z Łukaszenką mają swój scenariusz gry z Polakami. Oni chcą doprowadzić do tego, że my będziemy się bać wszystkiego, co dzieje się za wschodnią granicą. Każdego ruchu Łukaszenki i Putina, każdego ruchu ze strony wojsk, wagnerowców, których przy granicy nie ma i nie będzie
— ocenia.
„W Polsce wagnerowcy ani wolności, ani pieniędzy nie znajdą”
Również były dowódca GROM wskazuje, że wagnerowcy z dość konkretnych powodów, nie są dla nas głównym zagrożeniem.
Polska, mimo tych problemów systemowych, komunikacyjnych, związanych czy to z przelotem śmigłowcami, czy z tą zagubioną rakietą, ma jednak potencjał, który bez problemu dałby sobie radę z takim oddziałem wagnerowców
— mówi gen. Roman Polko.
Należy reagować na te faktyczne zagrożenia, a nie te, które służą do prowadzenia wojny psychologicznej, informacyjnej – a tak odbieram wagnerowców
— ocenia.
Wagnerowcy w zwartych oddziałach nie mają żadnych szans. Są jedynie zasłoną, którą Rosja chciała zbudować, aby prowadzić brudne wojny i która w istocie służy do tego, aby podmioty państwowe mogły mówić, że nie mają nic wspólnego z tymi operacjami, które tak naprawdę z ich inspiracji są realizowane. Wagnerowcy są o tyle niebezpieczni, że pod ich szyldem faktycznie mogą być prowadzone działania hybrydowe, dywersyjne, ale ten szyld był – chociażby w Afryce czy Syrii - jest i będzie wykorzystywany do uchylania się od odpowiedzialności za to, co te podmioty państwowe robią rękami wagnerowców czy pod ich szyldem
— podkreśla.
Dobrze jest przypomnieć sobie nawet z Syrii taki moment, że gdy weszli w obszar działania chroniony przez amerykańskie siły specjalne, to stracili ok. 300 ludzi, natomiast z amerykańskich żołnierzy tylko jeden został ranny. Rosja udawała, że nie ma z tym nic wspólnego
— dodaje.
To pospolici bandyci, którzy mordują, zabijają, a niebezpieczni są wtedy, kiedy w istocie są dofinansowani, dozbrajani i pod ich szyldem tak naprawdę działa machina rosyjska czy białoruska. Bez tego wsparcia tak naprawdę nie istnieją, więc po co mieliby z własnych pobudek pchać się na terytorium Polski, skoro to jest ekipa, która patrzy tylko na to, jak dobrze zarobić na wojnie. Nabór do wagnerowców opiera się na tym, że wyjdziesz z więzienia i nie będziesz odbywał kary, ale będziesz mięsem armatnim, a drugim warunkiem jest to, że zarobisz u nas pieniądze
— ocenia.
A w Polsce ani wolności, ani pieniędzy nie znajdą, oni już dostali swoje w Ukrainie i doskonale zorientowali się na to, że jeśli prowadzić działania, to opłaca się to, ale w Afryce, gdzie uderza się w ludzi słabych, niedozbrojonych, bezbronnych, czy nawet w Syrii, gdzie ich warunki działania były łatwe tylko wtedy, gdy nie napotkali Amerykanów. Ale z pewnością nie tam, gdzie może spotkać ich potężny odwet
— podkreśla.
CZYTAJ TAKŻE:
„Mamy być na to gotowi, a nie dać się ośmieszać Łukaszence”
Czy mamy prawo czuć się bezpieczni? Gen. Waldemar Skrzypczak ocenia, że Putin z Łukaszenką stworzyli scenariusz „gry, w którą wciągnęli polityków i media”. Z kolei przedstawiciele świata polityki i środki masowego przekazu manipulują nastrojami.
Nie zawaham się powiedzieć, że część polskich polityków i mediów bierze udział w grze, którą prowadzi Putin z Kremla – straszeniu Polaków, wywołanie niepokoju, strachu, paniki. I temu to wszystko służy. A my jesteśmy słabi i bezradni, nie mamy odpowiedzi, nie mamy kontrpropagandy. Jest wręcz coraz gorzej, nie coraz lepiej. Putin wciąga nas w tę swoją grę, a politycy dają się w tę grę wciągnąć. I tu tkwi największe niebezpieczeństwo dla Polaków
— ocenia.
Według byłego dowódcy Wojsk Lądowych, Białorusini pokazali, że „nie dzieje się nic takiego, co miałoby sprawić, że mamy prawo czuć się bezpieczni”.
Poza propagandą oczywiście. Mamy prawo czuć się zagrożeni, bo jeśli nie ma reakcji na takie przeloty, to jak się mamy czuć? W co mamy wierzyć?
— dodaje.
Jakie należałoby wyciągnąć wnioski? Generał Waldemar Skrzypczak, podobnie jak były dowódca GROM, wyjaśnia, jak powinna wyglądać prawidłowa reakcja w tego typu przypadkach.
Przede wszystkim nie powinno to zostać zamiecione pod dywan. Musi być reakcja naszego rządu na wlot. I to musi być reakcja z udziałem struktur międzynarodowych – czy OBWE, czy innych, ale należy to zrobić tak, aby Łukaszenka był zmuszony się z tego wytłumaczyć, aby dostał ostrzeżenie, że następnym razem co wleci, to spadnie, bo zostanie zestrzelone
— ocenia.
Nie może być innej opcji. Jeśli cokolwiek wleci jeszcze ze strony Białorusi, to nie może być sentymentów, musi być zniszczone, zestrzelone. Musi być wyartykułowana ze strony Polski wyraźna groźba w stosunku do Mińska, że jeżeli jakikolwiek statek powietrzny naruszy przestrzeń Polski, zostanie zniszczony. I mamy być na to gotowi, a nie dać się ośmieszać Łukaszence
— podsumowuje.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/656948-bialoruskie-smiglowce-nad-polska-generalowie-komentuja