Przezabawnie udał się kabaret pod tytułem „oburzenie na Jarosława Kaczyńskiego za nazwanie Tuska ‘ryżym’”. Grzmią o tym TVN, trzęsą się w „Gazecie Wyborczej”, rozstrząsają eksperci od mediów, od języka, publicyści. Gdyby może Kaczyński powiedział to w 2005 roku, ktoś mógłby się zdziwić, ale rozmawiamy w roku 2023, po tym jak taki profesor Bilewicz z profesorem Napiórkowskim tłumaczyli swoim ludziom, że hasło „wypierd…ć” jest uzasadnione, po tym jak Sikorski kiedyś drwił z prezesa PiS, że jest „na proszkach” po śmierci brata, po tym jak Palikot latał z gumowym penisem po sejmie, a Tusk nazywa elektorat PiS „patologią” zaś rząd „seryjnymi zabójcami kobiet”, co chwila używa epitetów „obrzydliwa” albo owego przymiotnika „pisoskie” z intencjonalnym pominięciem „w”, po tym jak Michnik nazwał w 2015 roku młody elektorat prawicy „g..niarzami”, a Władysław Frasyniuk był cytowany z pasją, gdy nazywał polskich mundurowych „szmatami”, no teraz nagle „ryży”, czyli „rudy” staje się brutalizacją języka?
Kiedyś Wildstein w wywiadzie dla Tygodnika Sieci opisał współczesność jako czasy, w którym prostytutki rozprawiają o cnocie a złodzieje o uczciwości. Trudno o bardziej dobitny przykład niż właśnie te fircykowate salony codziennie wylewające pomyje na Polskę, na Kościół katolickiego, na Jana Pawła II, na mężczyzn (w imię feminizmu), którym nagle porcja sushi uwięźnie w gardełku, bo Kaczyński powiedział o ryżym Tusku, że wolałby Niemcy niż Polskę.
Oczywiście wiadomo, że te frazy są jedynie igrzyskami dla ludu, że czyste chamstwo z tęczową flagą może zostać kandydatem na „warszawiankę roku” obok weteranki Powstania Warszawskiego, a stronę dalej mogą lać się łzy przerażenia, bo ktoś dobitnie powiedział o Tusku, ale już nawet te igrzyska mogłyby być bardziej finezyjne. To co ostatnio wielkie media proponują gawiedzi jest gorsze niż realisty show sprzed 20 lat, jakaś wariatka mówiąca na posiedzeniu komisji sejmowej o tym, że jest dobrą kochanką, jakieś wyssane z palca historie będące tanimi przeróbkami „Opowieści podręcznej” Margaret Atwood. Herbertowskie piekło jest znowu „byle jakie”, a kusiciele ponurzy, kłamliwi i obłąkani. Co rusz w „Newsweeku” jest wywiad z jakimś aktorem, a to Chyrą, a to Sewerynem, a to Stuhrem seniorem czy juniorem, gdzie artysta mówi, że Polska to ściek, a Polska pisowska zwłaszcza i gawiedź czytelnicza otwiera usta na kształt jajka i mówi: „jakież to przenikliwe”.
Już nie ma co liczyć, że ci łgarze będą mówili prawdę, że sprostują kłamstwa dotyczące przeszukania pani Joanny z Krakowa, gdy chodziło o próbę samobójczą a nie aborcję, już nie ma co liczyć, że będą kulturalni, wszak nam tę szlachtę intelektualną przywieziono w 1944 roku z Tuły i Kiachty, ale żeby oni chociaż mieli trochę finezji, a nie w kółko: faszyzm, putinizm, totalitaryzm, w kółko stary Andrzej Zoll dukający dla „Faktów TVN”, że oto kończy się demokracja - a wedle jego słów to się kończy z dwa razy w miesiącu - to już lepiej oglądać powtórki z „fur Deutschland” Tuska, bo przynajmniej ryży był szczery i się bardzo starał dobrze wypaść.
Ta kampania będzie pełna prymitywnych prowokacji, kłamstw, będą aktoreczki znajdywały nowe żelki w podpaskach, bo przecież ustalono, że spektakl tych wyborów nosi tytuł „Piekło kobiet”, więc role rozpisane, Kraśko rozgrzany, płaczki na marsze już zakraplają oczy do lepszej roboty, mane tekel fares, ale przede wszystkim: prostactwo i nuda.
ZOBACZ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/656246-cnotki-spod-latarni-wielce-sie-oburzyly-na-slowo-ryzy