Komu jeszcze mało dowodów? Katerina Barley mówi o zagłodzeniu Polski, Ursula von der Leyen życzy Tuskowi objęcia premierostwa, Manfred Weber deklaruje, że buduje „zaporę ogniową przeciwko Prawu i Sprawiedliwości”, interesy Polski i Niemiec w trakcie rosyjskiej inwazji na Ukrainę okazały się dramatycznie rozbieżne, a projekt Nord Stream dosłownie zabójczo niebezpieczny. Kolega Dariusz Matuszak już w trzech obszerniejszych tekstach zarysował antypolską politykę Berlina.
ZOBACZ WIĘCEJ: Wszystkie fronty wojny Niemiec i Unii przeciwko Polsce
Stosunek Niemiec do Polski jest tak protekcjonalny, że w razie ulegnięcia grozi nam zupełnym uzależnieniem od zachodniego sąsiada. Problem w tym, że część społeczeństwa tego nie widzi, z tego głównie powodu, że odnotowanie presji Berlina przysparza wyborców Zjednoczonej Prawicy, a to dla mediów głównego nurtu w Polsce największe zagrożenie. Lepiej im przemilczeć zagrożenie z rdzenia UE niż wzmocnić polski rząd.
Szarpać za włosy czy nie przebieraniec
Przypomina to dawną sytuację, w której podzieleni Polacy tak bardzo zwalczali się nawzajem, że nie uwierzyli w zagrożenie tureckie. W 1671 roku król Wiśniowiecki i hetman Sobieski byli tak skłóceni, że ich zwolennicy woleli skakać do gardła sobie niż zająć się obroną kraju przed południowo-wschodnim zagrożeniem. Dowódca wojskowy otrzeźwiał pierwszy, bo to on widział na Ukrainie realne zagrożenie, ale w Warszawie twierdzono, że alarmistyczny ton na temat napływających do Rzeczpospolitej Tatarów to tylko prowokacja. Doszło do tego, że hetman wysłał do Warszawy schwytanych jeńców tatarskich, ale i ich stronnicy króla szarpali za włosy i wąsy, myśląc z początku, że to przebierańcy.
Dziś też nie jest łatwo przedstawić opinii publicznej takich „Tatarów” w granicach Rzeczpospolitej, to jest Niemców, chcących urządzać nam kraj. Nie przemawia do nich pogarda von der Leyen czy Webera a nie ma jak tu złapać „za włosy” czy „za wąsy”, by pokazać, że jest to prawdziwe zagrożenie.
Samodestrukcja narodowa
Wreszcie jest też opcja jeszcze gorsza niż rok 1671, a mianowicie rok 1792 i Targowica. Bartosz Wieliński chlubi się na łamach „Gazety Wyborczej”, że sam poprosił w niemieckiej „Süddeutsche Zeitung” o niemiecką interwencję. Lepszy porządek przybywający z zewnątrz niż reformy „zagrażające wolności”? Toż to klasyka Targowicy. I faktycznie w Polsce - oprócz tych co w zagrożenia dla suwerenności Polski nie wierzą - są i tacy, którzy wierzą i na nie właśnie liczą. Bo dla nich jest lepsza Polska mała, skarlała i zależna od sąsiadów niż Polska pod władzą PiS. Samodestrukcję narodową przełączono już na tryb pełnoskalowy.
Tych ostatnich przekonać się już nie da niczym, ale do tych w co zagrożenia nie widzą, można jeszcze dotrzeć z faktami. To poważne pole gry przed jesiennymi wyborami.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/652276-kto-nie-wierzy-w-niemiecka-presje-a-kto-jej-wrecz-oczekuje