Żaden polityk nie mówi tyle o miłości, co Donald Tusk i jednocześnie żaden równie zażarcie nie sieje nienawiści. Sztuczki PR-owe ścierają się w nim z naturalnym odruchem i najgłębszymi przekonaniami. „Patriotyczny cyrk” rozegrany podczas marszu dowodzi jak bezkresny jest jego cynizm i zdolności manipulacyjne. Zawłaszczanie pojęć idzie coraz dalej. Obrońcy UB-eków i postsowieckich układów ogłosili się jedynymi obrońcami wolności, którzy obiecują zatrzymać „dyktaturę PiS”. Dobrze, że ogłosili to 4 czerwca. W rocznicę obalenia rządu Jana Olszewskiego dobrze jest znowu zobaczyć we wspólnej inicjatywie aktorów „nocnej zmiany”, która zabetonowała komunistyczną sitwę i na wiele dekad zablokowała Polsce osiągnięcie prawdziwej suwerenności.
„Tej fali nic nie zatrzyma”, „olbrzym się obudził”, „tu jest Polska” – wykrzykiwał Donald Tusk do uczestników marszu. Było o patriotyzmie, o Ojczyźnie w sercu, o poświęceniu, a nawet o oddaniu jej życia. Zupełnie jakby naoglądał się marszów niepodległości i na siłę próbował podmienić swój dotychczasowy, nienawistny przekaz antpisowski, na pozytywną mowę motywacyjną opartą na wartościach wspólnoty narodowej. Tyle, że przez tę maskę wciąż przebija nieszczerość. Agresja i antypisizm jako główny element programu Platformy wychodzi na każdym kroku. Także w postawie ludzi zgromadzonych na marszu.
CZYTAJ WIĘCEJ: Upiorne hasła na marszu Tuska, napisy jak przed katastrofą smoleńską. „Jestem córką myśliwego. Dobrze strzelam w kaczki”
Wyszliśmy na ulice, bo Polską rządzą ludzie, którzy nie potrafią kochać, którzy zakłamali solidarność i którzy kawałek po kawałku odbierają nam wolność. (…)
Jak to możliwe, że taki wspaniały naród ma taką władzę. Przecież niemożliwe jest, żeby najlepsi ludzie na świecie mieli najgorszą władzę
— mówił Tusk, przekonując że tylko jego partia ma moc wprowadzenia wolności, sprawiedliwości, prawa i uczciwości. I choć próbował to wykrzyczeć najbardziej przekonująco, doskonale pamiętamy, jak wyglądała Polska za rządów PO-PSL.
Pamiętamy też, co wydarzyło się 4 czerwca 1992 roku z inicjatywy tych samych ludzi, którzy maszerowali dziś po Warszawie w obronie utraconej rzekomo wolności. Widać było na ich twarzach tę samą determinację, która wtedy pozwoliła komunistom wepchnąć Polskę postsowiecką sieć powiązań. Donald Tusk wciąż liczy głosy, wspólnie z Wałęsą i beneficjentami agenturalnych układów. I nawet momentami używają tych samym argumentów w imię rzekomej obrony bezpieczeństwa państwa.
31 lat temu zostały Polsce odebrane szanse na normalność, uczciwość, suwerenność i prawdziwą wolność. Dokonali tego przedstawiciele tych samych środowisk, które dziś nawołują do antyrządowych zamieszek i odebrania władzy Prawu i Sprawiedliwości. Nocny zamach na rząd premiera Jana Olszewskiego cofnął Polskę do fazy komunistycznych uwikłań i postkomunistycznych zależności.
Strach przed lustracją sprawił, że Lech Wałęsa wraz z dzisiejszymi politykami opozycji i entuzjastami zogniskowanych wokół niej ruchów obywatelskich, zablokowali proces przemiany Polski w niezależny, suwerenny byt. Zdrada, której dopuścili się autorzy „nocnej zmiany”, rzuca się potężnym cieniem na całą historię ostatnich dekad. Gdyby rząd premiera Olszewskiego przeprowadził lustrację i kontynuował działania naprawcze Polski, bylibyśmy dziś w zupełnie innym miejscu. 4 czerwca to cezura, która pokazuje, kto jest kim. Jedni świętują rocznicę z 1989 roku i układ wyborczy, w którym do dziś czują się najlepiej, inni z bólem wspominają zdradziecki akt z 1992 roku, który podeptał polską wolność na wiele lat. Nie dziwi więc, że autorzy „nocnej zmiany” próbują ten fakt wyprzeć ze zbiorowej świadomości. Stąd te frazesy o patriotyzmie, demokracji i wolności. To też swego rodzaju zbiorowa terapia, poprawienie samopoczucia sympatyzującym z opozycją byłym esbekom i komunistycznym funkcjonariuszom, którzy mogą wreszcie poczuć się patriotami. W końcu, jak twierdził pułkownik Mazguła, „stan wojenny był wydarzeniem kulturalnym”. Manipulacja jest wielopiętrowa i odrażająca. Bo to, co tak naprawdę łączy tamtą stronę sceny politycznej, to bezwzględna niezgoda na pełnię prawdy historycznej, która jest jedyną drogą nie tylko do suwerenności, ale właśnie do wolności, którą tak ohydnie próbują zinstrumentalizować. Pytanie premiera Olszewskiego wisi nad nami ciężkim brzemieniem fundamentalnej decyzji, o tym „czyja będzie Polska?”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/649355-u-tuska-bez-zmian-wciaz-liczy-glosy-jak-w-noc-zdrady-4-vi