Jakie to szczęście, że dziś słowa Bronisława Komorowskiego są tylko gaworzeniem emerytowanego polityka, a nie manifestem głowy państwa i nie trzeba przywiązywać do nich większej wagi. Niech sobie prywatnie tęskni za dobrymi relacjami z Moskwą i chełpi się piciem wódki z Miedwiediewem kilka miesięcy po katastrofie smoleńskiej.
W rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w Radiu Zet były prezydent stwierdził, że polityka resetu z Rosją, podjęta w 2008 r. przez rząd Donalda Tuska, nie była błędem:
Była słuszna, ale się nie udała, m.in. dlatego, że prezydentem został Putin, który całkowicie wyjaśnił intencje rosyjskie, w stosunku do Europy wschodniej. (…) Zawsze uważałem, że tak, jak udało nam się kiedyś pojednanie z Niemcami, Ukraińcami, to trzeba także starać się o to, żeby takie pojednanie było możliwe i z Rosjanami. Jestem pewien, że jak Putin przegra i zmienią się układy w Rosji, to temat wróci.
Nie żałuje też picia wódki pod śledzia z Dmitrijem Miedwiediewem w grudniu 2010 r., bo „ wtedy Miedwiediew nie mówił takich rzeczy, jak mówi teraz”.
Był postrzegany jako alternatywa dla Putina. Staraliśmy się go zachęcić, by kandydował przeciwko niemu (…) trzeba mieć świadomość, że pojednanie polsko-rosyjskie tak, jak polsko-niemieckie czy polsko-ukraińskie jest możliwe na gruncie społeczeństw demokratycznych. (…) Póki Rosja jest niedemokratyczna – pojednanie będzie sztuczne albo w ogóle go nie będzie. To nie znaczy, że należy rezygnować. (…) takie porozumienie leży w naszym polskim, narodowym interesie.
Ileż tu niedorzeczności! Po kolei:
Władimir Putin pierwszy raz był prezydentem Rosji w latach 1999-2008. W tym czasie najechał Czeczenię i Gruzję, prowadził wrogą politykę wobec sąsiadów, również Polski, fałszował wybory i historię, zmierzał do energetycznego podporządkowania Europy Moskwie. Komorowski tego nie widział? Nagle ujrzał nową twarz Rosji tylko dlatego, że Putin przeskoczył z fotela prezydenta na premiera, zamieniając się miejscami z Miedwiediewem?
Cały świat wiedział, że Miedwiediew jest tylko jedną z pacynek Putina, gotowych wykonać każdy rozkaz nowego cara. A Komorowski myślał, że to fajny facet, który lubi Deep Purple i można z nim swojsko pogadać przy kielichu.
Z kim ex-głowa państwa chciałaby się jednać w naszym narodowym interesie? Z mordercami w czapkach z czerwoną gwiazdą, czy może ich żonami czekającymi na nowe futra i muszle klozetowe zagrabione na Ukrainie? Z tzw. zwykłymi Rosjanami wspierającymi barbarzyńską inwazję? Z tymi dzikusami mentalnie tkwiącymi w czasach imperium Stalina?
To po prostu wielki, wielki wstyd, że były prezydent Polski opowiada publicznie takie rzeczy. Z drugiej strony wiele wyjaśnia z tego, co fundowały nam władze w latach 2007-2015.
Nie mogę się doczekać nadzwyczajnej komisji, przed którą były prezydent będzie mógł w szczegółach opowiedzieć o tym, jak polskie władze postrzegały Rosję, jakie interesy chciały z nią robić, jak rzekomo próbowały rozgrywać najwyższych urzędników rosyjskich. Polakom należy się ten żałosny spektakl, by zrozumieli, w jakie bagno próbowała nas wepchnąć ekipa Platformy.
Choć na razie Komorowski zarzeka się, że przed komisję nie przyjdzie.
Liczę się z tym, że mogę być wzywany (…) jeśli się uważa, że komisja jest niekonstytucyjna, to nie powinno się stawać przed taką komisją. Ale to wymaga uzgodnionego, wspólnego planu działania. (…) Oczekuję, że liderzy partii opozycji demokratycznej zaproponują sposób reagowania na tego rodzaju wzywanie przez niekonstytucyjnie powołaną komisję.
To ciekawe rozumienie praworządności, o którą były prezydent też walczy, takie mocno anarchistyczne. Ta jego bezradność jest zaś wręcz ujmująca – na wezwanie się nie stawi, ale potrzebuje jakiegoś dobrego alibi. Napiszcie mi je – zdaje się apelować! Ex-strażnik konstytucji…
Zapytany, czy w sprawie relacji z Moskwą jest czysty jak łza odpowiada:
Myślę, że nawet bardziej.
Pogratulować samopoczucia. Ja nie zapomnę tego jak w kwietniu 2010 r. Komorowski zaśmiewał się na Okęciu czekając na kolejny samolot z ciałami ofiar katastrofy smoleńskiej.
Ani tego jak w maju 2010 r. w Moskwie nadawał Krzyże Oficerskie Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej dwudziestu Rosjanom „za wybitne zasługi i zaangażowanie w działania podjęte przez stronę rosyjską po katastrofie” (przypomnijmy, że żadnej akcji ratunkowej nie było, a wśród odznaczonych znaleźli się m.in. lekarze sądowi, którzy pozorowali pracę sekcyjną, fałszowali dokumentację medyczną itd.). Nie zapomnę jego nagród – awansów dla szefa BOR Mariana Janickiego czy szefa Naczelnej Prokuratury Wojskowej Krzysztofa Parulskiego. Ten pierwszy zlekceważył bezpieczeństwo prezydenta w podróży do Smoleńska. Ten drugi ukręcał łeb śledztwu w sprawie katastrofy.
Nie zapomnę jego słów, gdy miesiąc po tragedii informowano o znajdowaniu szczątków ciał, a on uspokajał: „Sugerowałbym zachowanie umiaru w tworzeniu atmosfery, że oto gdzieś znaleziono kawałek ubrania. To nie jest wielki problem, trzeba z szacunkiem sprawę zakończyć.”
Nie zapomnę, jak w Sejmie opozycja wnioskowała do premiera Tuska o przejęcie śledztwa od Rosji, a Komorowski rzucił, że dyskusje w tej sprawie „mogą oznaczać tylko i wyłącznie pogłębianie ewentualnie jakichś takich mało uzasadnionych, a dosyć nerwowych opinii w kwestii śledztwa rosyjskiego czy polskiego.”
Nie zapomnę też, jak w sierpniu mówił „Rzeczpospolitej”: „Wbrew często spotykanej opinii uważam, że strona rosyjska wykazuje daleko idące zrozumienie polskich potrzeb.”
Nie zapomnę, jak w styczniu 2011 r. rosyjski MAK ogłaszał swój kłamliwy raport, a Komorowski obarczając winą polskich pilotów stwierdził, że „sprawa jest arcyboleśnie prosta”. Ani słów o „państwie, które zdało egzamin” po 10/04.
No i tego, jak zapoczątkował wojnę o krzyż na Krakowskim Przedmieściu.
Nie zapomnę mu też tej wódki z Miedwiediewem zimą 2010 r.. Tak opowiadał po latach o namawianiu rosyjskiego prezydenta na lufę w Belwederze: „Idzie Boże Narodzenie… w Polsce pije się wódkę i je śledzia. Była wódka, był śledź, było bardzo przyjemnie.” Wtedy zrozumieliśmy, co miał na myśli, ciesząc się z wizyty Miedwiediewa słowami „Niedobra posucha w relacjach polsko-rosyjskich dobiegła końca”. Dodajmy, że wg komunikatu kancelarii prezydenta, przywódcy rozmawiali wówczas o katastrofie smoleńskiej.
Nie zapomnę mu też obrony WSI, ani podpisu pod Strategią Bezpieczeństwa Narodowego, w której nie zauważono zagrożeń ze strony Rosji.
Będę pamiętał o tajemniczych spotkaniach w czasie prezydenckiej kadencji z Nikołajem Patruszewem, byłym szefem FSB, a później sekretarzem Rady Bezpieczeństwa Rosji i jednym z architektów inwazji na Ukrainę. Chciałbym posłuchać jego relacji z tych spotkań przed obliczem nadzwyczajnej komisji.
A później niech sobie wraca do Budy Ruskiej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/649134-komorowski-nie-moze-sie-doczekac-pojednania-z-rosja