Unia otwiera kolejny fronty w walce z Polską. Kontrolerzy z Parlamentu Europejskiego przyjechali do Warszawy, by później w Brukseli oskarżać nasz rząd o dławienie badań naukowych i wolności słowa oraz blokować kolejne należne nam pieniądze.
Ten schemat będzie wciąż się powtarzał. Najpierw niezadowolone z jakiejś decyzji rządu PiS grupy nacisku - jak kasta sędziowska, uniwersytecka, lobby LGBT - z pomocą opozycji totalnej składają w Brukseli kłamliwe donosy. Potem podejmowane są jakieś niby kontrole, by udowadniać, że rząd w Warszawie, czy jakieś instytucje publiczne w Polsce łamią prawo, zasady demokracji dyskryminują, blokują i co tam jeszcze. Na kolejnym etapie powstają jakieś obłudne, kłamliwe rezolucje wzywające Komisje Europejską, by stała na straży demokracji, praworządności, praw człowieka, wartości europejskich, czy czego tam jeszcze, i ukarała Polskę wstrzymując jej środki.
Kontrolerzy z Parlamentu Europejskiego
Po to do Polski przyjechali europosłowie - kontrolerzy z Parlamentu Europejskiego, i po to odpytywali ministra Przemysława Czarnka oraz szefa KRRiTV Macieja Świrskiego, by zawieźć do Brukseli wiadomość, że w Polsce tłumiona jest swoboda badań naukowych i niszczona jest niezależność mediów. Za chwile będzie więc wezwanie do ukarania Polski i zablokowania kolejnych funduszy. Dokładnie tak, jak w przypadku KPO, czy ostatnio zablokowania pieniędzy dla samorządów z funduszy spójności pod całkowicie kłamliwym pretekstem powstania „stref wolnych od LGBT”.
Bezpośrednim powodem kontroli z Brukseli była zapowiedź ministra Czarnka, że resort nie będzie finansował Instytutu Filozofii i Socjologii PAN:
Nie będę finansował instytutu, który utrzymuje ludzi, obrażających Polaków
Chodzi oczywiście o Barbarę Engelking, która od lat żyje z szerzenia bredni o wielkiej odpowiedzialności Polaków za zagładę Żydów. Nikt chyba nie myśli, że w Parlamencie Europejskim - poza polskimi europosłami - ktokolwiek słyszał o Engelking i jej badaniach. Nikt. Co najwyżej zatruci niemiecką propagandą o polskich obozach śmierci etc. mogą sądzić, że sprawcami Holocaustu byli w największej mierze Polacy.
Kasta uniwersytecka, media i opozycja podniosły więc wielki raban. To oczywiście jest skrajnie obłudne. Ci sami ludzie, którzy cieszą się, że Unia wstrzymuje środki z KPO, oburzają się na decyzje ministra Czarnka. Poszedł więc donos do Brukseli, a tam usłużni europosłowie opozycji zorganizowali kłamliwą akcję przekonywania, że w Polsce zagrożona jest swoboda badań naukowych. Posłano w związku z tym delegację kontrolerów, którą oprowadzał europoseł PO Tomasz Frankowski. Spotkała się ona z ministrem Czarnkiem, szefem KRRiTV Świrskim, a także z przedstawicielami tzw. niezależnych mediów, czyli GW, TVN i Radia Tok FM. Telewizja Publiczna zrobiła źle, że jej przedstawiciele nie brali udziału w spotkaniu, bo być może zdemaskowaliby też manipulacje Wielińskiego z „GW”, który chwali się składanymi kontrolerom donosami:
Opowiadałem posłom, jak PiS-owska władza pasie na miliardowych ogłoszeniach spółek skarbu państwa kolaborujące z nią tygodniki czy portale internetowe
Zasadniczo chodzi o to, by pasła się Agora z „Wyborczą”, tak jak to było niemal nieprzerwanie w latach 1989-2015. Gazeta, która straciła wszelką wiarygodność, korporacja medialna, w której wszyscy żrą się ze wszystkimi i szoruje dno na giełdzie, potrzebują reklam, pieniędzy od państwowych instytucji, bo inaczej mogą nie przetrwać. Dlatego „Wyborczej” tak bardzo zależy na zmianie władzy jesienią i na wszelkie sposoby wspiera totalną opozycję. Nie chodzi o żadną demokracje, prawdę, misję, a o pieniądze. Do tego wątku jeszcze wrócimy.
Jak naprawdę wyglądał przebieg spotkań z Przemysławem Czarnkiem i Maciejem Świrskim, można się przekonać z relacji i transkrypcji zamieszczonych przez KRRiTV, oraz resort edukacji. Prawda jednak nie ma znaczenia, bo i tak w sprawozdaniach dla Parlamentu Europejskiego znajdą się manipulacje, zmyślenia zwykłe brednie jak te, które opowiadano.
Niestety dowiedzieliśmy się o działaniach, których nie da się pogodzić z naszym rozumieniem demokracji i podstawowych wartości z artykułu 2 traktatu o Unii Europejskiej
— mówiła szefowa delegacji Niemka Sabine Verheyen,
To, że rząd nie będzie finansował badań, pokazuje zaburzone podejście do wolności akademickiej
— zmyślała i kłamała Niemka.
Krajowa Rada tak rozumie swoje działania, że jest tubą partii i tego nie ukrywa
— mówiła europosłanka z Francji Ilana Citcuel
Obawiamy się co się stanie z wolnością akademicką
— dodawała.
Cytuję te brednie, by pokazać, co znajdzie się w sprawozdaniu delegacji. Nie ma sensu polemika z nimi, bo wszystko jest już ustalone, a wyrok wydany. Bruksela ukarze nas za niszczenie wolności badań i niezależnych mediów Wizyta to tylko takie teatrum. Oczywiście okazja też do wysłuchania kolejnych donosów, jak choćby tych Wielińskiego.
Nie ma sensu przekonywanie, że nie istnieje żadne zagrożenie dla swobody badań naukowych i nikt nie niszczy niezależnych mediów, a wolność słowa ma się znacznie lepiej niż w Niemczech, czy Francji, skąd pochodziły kontrolerki, a w których mamy do czynienia z systemową cenzurą.
Cała ta delegacja to teatr groteski, absurdu, coś jak opinie osławionej Komisji Weneckiej. Wysłannicy Parlamentu Europejskiego nijak nie są w stanie w ciągu krótkiej wizyty stwierdzić, jak się mają w Polsce wolności badań i słowa. Nikogo w Brukseli to nie obchodzi. Istotne jest tylko to, by zaszkodzić nieprawidłowemu rządowi PiS i na wszelkie sposoby wspierać opozycję, by ta przejęła władze w Polsce. Po co w Europie taki nieposłuszny kraj, który nie dość gorliwie idzie z postępem?
Cyniczna gra Brukseli
Ta wizyta ma duże znaczenie. Należy docenić asertywność ministra Czarnka i prezesa Świrskiego. Jeśli rząd się ugnie przed kolejnymi szantażami, to Bruksela będzie ustalać zakres badań naukowych w Polsce, a Niemcy - politykę historyczną. Jest coś skrajnie podłego, cynicznego w tym, że do Polski przyjeżdża delegacja z Niemką na czele, i ta odpytuje naszego ministra w sprawie badań nad zagładą Żydów.
Oczywiście Berlinowi zależy, by brednie takiej Engelking były upowszechniane. Zrobią wszystko, by zdjąć z siebie odpowiedzialność za własne zbrodnie i ich trwające do dziś konsekwencje. Im nikczemniej Engelking bredzi o tym, że Żydzi bardziej bali się Polaków, niż Niemców, tym dla nich lepiej. Pasują im też rasistowskie skojarzenia tej kobiety, która chyba stosuje kryteria takie, jak te norymberskie, do rozróżniana obywateli II Rzeczpospolitej. Kobieto, ci Żydzi, to byli też Polacy! W przeciwieństwie do Niemiec, ani II Rzeczpospolita, ani III Rzeczpospolita nie dzieliły swych obywateli ze względu na pochodzenie etniczne. W interesie Niemiec jest więc to, by takie niby badania Engelking były kontynuowane.
Unia oczywiście nie ma najmniejszego prawa nakazywać Polsce tego, co ma być naukowo badane, w jakim zakresie, i jak finansowane. Minister Czarnek sprawuje swój urząd z demokratycznego wyboru Polaków. Oni też powierzyli mu pieniądze i dali mandat do wydawania ich. Przed Polakami więc odpowiada, i oni go z tego będą rozliczać, a nie kontrolerzy z Brukseli. Polski podatnik nie ma żadnego obowiązku finansować instytucji, choćby i naukowej, jeśli uważa jej działania za fałszywe, nierzetelne, szkodliwe.
Kolejną sprawa, jaką przymusem będzie załatwiać Bruksela, będzie kontrola polskich mediów. Już na przełomie roku odgórnie ma być zaprowadzony na terytorium Unii Europejski Akt o Wolności Mediów. Jego inicjatorką jest była komunistyczna działaczka komisarz Vera Jourowa. Akt zostanie zaprowadzany jako rozporządzenie, a nie dyrektywa, będzie więc obowiązywał bezpośrednio w krajach członkowskich. Unijne dyrektywy są „przekładane” na ustawy krajowych parlamentów. W przypadku rozporządzenia nawet tego nie trzeba, a więc ów akt będzie obowiązywał wprost. Będzie on m.in gwarantował Unii kontrolę nad zmianami właścicielskimi w mediach. Bruksela będzie też sprawdzać, ile pieniędzy i jak - w których mediach - wydają instytucje publiczne czy spółki skarbu państwa. Stąd te lamenty Wielińskiego, że notorycznie obrażany przez Agorę Orlen z pracownikami, nie chce się w niej reklamować? Akt ma otworzyć ścieżkę do tego, by to jacyś unijni urzędnicy decydowali, w jakich mediach mają być wydawane pieniądze instytucji publicznych czy państwowych firm.
Na wizytę unijnych kontrolerów trzeba więc patrzyć jako na zapowiedź kolejnych ingerencji Brukseli, szantaży i nakładania następnych kar. Znów zostaną wstrzymane pieniądze. Ten proceder się nie skończy, póki władzę będzie miał nieprawidłowy PiS. Pełzający zamach na demokrację w Polsce nie ustanie. Podobnie proces zawłaszczania kolejnych kompetencji przez kastę niewybieralnych urzędników z Brukseli i cały ten polityczny aparat w postaci europosłów. Nie ma więc większego sensu użeranie się teraz z przewodniczącą Komisji Kultury i Sztuki PE, Niemką Verheyen, ponieważ przekonywanie jej i tak nic nie da. Oczywiście trzeba w Polsce bronic swych racji i dbać o to, by Polacy mieli wiedzę o tym, jak Unia postępuję, jak łamie prawo, jak antydemokratyczną instytucją się staje. Trzeba patrzeć na całość relacji z Unią i całościowo je po wyborach zmienić. Oddzielna sprawa, to postępująca dysfunkcjonalność Unii. Ta antydemokratyczna stryktura jest zepsuta, przegniła od piwnic po dach i się rozpadnie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/647425-unia-otwiera-kolejne-fronty-w-walce-z-polska