Niecałe dwa tygodnie temu, 27 kwietnia 2023 roku, zmarł zwierzchnik Kościoła polskokatolickiego w Rzeczpospolitej, profesor Wiktor Wysoczański. To niewielkie wyznanie, liczące dziś mniej niż 20 tysięcy wiernych, którzy nie uznają zwierzchnictwa papiestwa i Rzymu, miało dawniej, w zamyśle władz PRL, odegrać pewną rolę polityczną.
Sam „Kościół” ma swoje korzenie w postawie Polonii Amerykańskiej, która pod koniec XIX wieku opierała się polityce ówczesnych biskupów, których działania ujednolicały parafie i lokalne zwyczaje, co było nie w smak patriotycznym ale i nieco buńczucnym rodakom. W 1918 roku wierni tej wspólnoty zaczęli zakładać swoje niewielkie struktury w odrodzonej Polsce, choć w obliczu siły Kościoła Rzymskokatolickiego mogli pozostać jedynie marginalnym folklorem, nieco pociesznie łącząc polskie tradycje chrześcijańskie z narodowym brakiem pokory.
Komuniści przejmują Kościół polskokatolicki
Jednak w Polsce po 1945 roku ta struktura miała otrzymać inną rolę. Pozłamaniu starego kierownictwa, a zwłaszcza uwięzieniu i zamordowaniu przez UB zwierzchnika wspólnoty - biskupa Józefa Podlewskiego, na którego donieśli inni duchowni - Kościołem polskokatolickim zajął się Urząd ds. Wyznań, V Departament Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. O ile Podlewski był wcześniej symbolem oporu przeciwko Niemcom i komunistom, o tyle jego następcy byli już podlegli władzom PRL, niekiedy należeli zresztą do duchowieństwa rzymskokatolickiego, ale w wyniku łamania praw i obyczajów popadali w konflikt z biskupami.
Bezpieka spróbowała wykorzystać tę strukturę, by przeciwstawić ją „złemu” Kościołowi Rzymskiego, od 1951 roku można mówić właściwie o przejęciu „polskokatolików” przez służby. Dwa lata później aresztowano Prymasa Wyszyńskiego, a więc oprócz wzmacniania niekatolickich struktur chrześcijańskich, zaczęto na gigantyczną skalę represjonować duchowieństwo rzymskokatolickie.
Kościół polskokatolicki otrzymywał np. budynki świątyń tych Ewangelików, którzy nie chcieli podporządkować się komunistom, otrzymywali zapomogi finansowe, a w 1954 pozwolono im, oraz innym wyznaniom nierzymskim, na założenie Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie.
Uszczknąć coś Kościołowi Rzymskokatolickiemu
Cała ta strategia, która miała odebrać Kościołowi rzymskokatolickiemu w Polsce wpływy, stworzyć dla niego konkurencję, nie zakończyła się spodziewanym sukcesem. W PRLu planowano po prostu powtórzyć pewien manewr zastosowany w Związku Sowieckim - wspierać prawosławnych rozłamowców, tzw. Starowierców, kosztem tgłównego nurtu prawosławia. Cerkwie Starowierców były remontowane, otrzymywały rozmaite wsparcie materialne i także było sterowane przez aparat bezpieczeństwa reżimu komunistycznego.
Dziś oczywiście Kościół polskokatolicki nie pełni roli ukrytego, państwowego rozbijacza innych wyznań, nie jest też koncesjonowanym przez władze chrześcijaństwem. Nie ma powodów zakładać, że jego wierni czy duchowni pełnią swoją posługę w złej woli, dla zaszczytów czy korzyści, które mogliby otrzymywać przed 1989 rokiem.
Instrumentalne potraktowanie Kościoła polskokatolickiego było dość klasycznym działaniem tajnych służb w celu osłabiania większego przeciwnika, nawet jeśli potęgę Kościoła Rzymskiego w Polsce podgryzano nieskutecznie.
Struktura polskokatolicka przydawała się nie tyle do rywalizacji w społeczeństwie, ale np. do podbierania prymasowi Wyszyńskiemu tych duchownyh, którzy popadali konflikt z hierarchami. Bezpieka podsycała nieporozumienia między parafiami a biskupami i wtedy pojawiała się perspektywa skorzystania z życzliwości dołączenia do schizmatyków dotowanych przez Urząd ds. Wyznań. Za Gomułki doszło do zupełnego podporządkowania Kościoła polskokatolickiego władzom PRL, zresztą inne mniejsze wspólnoty wyznaniowe także nie miały szans oprzeć się naciskom potężnego aparatu represji.
„Strzeżcie się agentur”
Tworzenie „alternatywnej wspólnoty”, by osłabić „wspólnotę główną” to stara sztuczka zaborców. Już w XIX wieku powstawały ośrodki mające zrzeszać i urabiać obywateli, by stanowili problem czy to dla patriotycznej Warszawy (Instytut Szlachecki w połowie XIX w.), czy to dla księży katolickich (instytucja tzw. księży patriotów).
Podobnie jest i z innymi środowiskami konserwatywnymi w Polsce. Niektóre są dziwnie gorliwie pompowane przez media liberalne, tak że nagle niektórzy duchowni czy jakieś niby to konserwatywne stowarzyszenie, pismo albo partia pojawiają się tam, gdzie mogą odebrać granty, czytelników czy wyborców głównemu nurtowi prawicy.
Będzie to widoczne w tych wyborach szczególnie, gdy np. w batalii senackiej w jednoosobowych okręgach wyborczych pojawią się „prawicowi” kandydaci, co prawda bez szans na zwycięstwo, ale z szansą na uszczknięcie takiego kawałka elektoratu, by wygrał kandydat liberałów lub lewicy. Tak samo istnieją „katoliccy” publicyści czy nawet księża, którzy mogą sobie w potężnym medialnym mainstreamie występować z tytułem „katolika” czy „księdza”, albo lepiej - „księdza profesora” i subtelnie podmywać oficjalne stanowisko Kościoła katolickiego.
W tym sensie jest oczywiste, że niejawne zagrywki polityczne są często prowadzone po prawej stronie polskiej barykady. Mieliśmy już przecież Romana Giertycha, turbokatolika i arcypatriotę, który ostatecznie stał się ikoną adwokatury III RP, obrońcą liberalnego establishmentu i bohaterem antypisowskich krucjat.
W tym wszystkim wielu porządnych ludzi da się nabrać i pójdzie za różnymi szczytnymi hasłami. Ich poparcia dla sprawy zabraknie w tej batalii najbardziej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/645564-strzezcie-sie-agentur-ale-jakich