Wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej Vera Jourova w wywiadzie zorganizowanym przez Euro Newsroom oznajmiła, że jest „rozczarowana” zbyt wolnym zaprowadzaniem cenzury na Twitterze. Była czeska działaczka komunistyczna, a dziś eurokratka, znów groziła zablokowaniem platformy i pozbawieniem setek milionów ludzi możliwości korzystania z niej.
CZYTAJ TAKŻE:
Komisja Europejska zapowiedziała zaprowadzenie od sierpnia nowych cenzorskich przepisów i weryfikowanie treści publikowanych przez 19 największych platform mediowych i sprzedażowych w sieci. Chodzi o te, które mają co najmniej 45 milionów użytkowników na terenie Wspólnoty. Jeśli do lutego 2024 nie dostosują się do cenzorskich regulacji grozić im mają grzywny, a nawet blokada w całej Unii.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Kolejne unijne postępy w walce z wolnością słowa. W ciągu roku Komisja Europejska zaprowadzi niemal powszechną cenzurę w sieci
Wśród tych wielkich firm nich jest oczywiście Twitter, któremu eurokraci grożą coraz częściej. Niedawno robił to komisarz ds. handlu wewnętrznego Thierry Breton, a teraz w wywiadzie cytowanym m.in przez Agence France Press zrobiła to komisarz Vera Jourova. Czeska eurokratka oznajmiła, iż jest „rozczarowana” zbyt wolnym tempem w jakim Twitter wprowadza dobrowolne jeszcze - do sierpnia, cenzorskie przepisy wynikające z Aktu o Usługach Cyfrowych - Digital Service Act (DSA).
Jourovej nie podoba się m.in. to, że nowy właściciel platformy Elon Musk zwolnił ponad 90 % osób odpowiadających za tzw. moderowanie treści, czyli tak naprawdę cenzorów decydujących o zasięgu poszczególnych wpisów, ich usuwaniu i blokowaniu poszczególnych kont, jak choćby Donalda Trumpa. Na marginesie warto zauważyć jak przez lata marnowany był potencjał biznesowy Twittera - pozbycie się owych pracowników niemal nie wpłynęło na zdolności operacyjne platformy. Tym niemniej Jourova najwyraźniej chciałaby, by Unia współdecydowała o tym kogo i po co ma Twitter zatrudniać.
Byliśmy już rozczarowani danymi, które dostarczyli w styczniu (dotyczącymi zwolnień cenzorów - przyp. red) i oczywiście obserwujemy też, co robią z pozostawionymi aktywami (osobowymi)
powiedziała Jourova w wywiadzie.
„Obserwowanie aktywów” oznacza ni mniej ni więcej, że Unia chce sprawdzać kto w Twitterze pracuje i czy aby jest odpowiednia liczba cenzorów kontrolujących, czy publikowane treści są zgodne z życzeniami Brukseli.
Wcześniej Jourova napisała na Twitterze, że jej zdaniem „Twitter nie wywiązuje się ze swoich zobowiązań w zakresie kodeksu antydezinformacyjnego”, obecnie dobrowolnego zbioru zasad dla platform internetowych, który stanie się punktem odniesienia, gdy DSA w sierpniu wejdzie w życie.
Inaczej mówiąc owe zasady są póki co dobrowolnie przymusowe. To taki dialektyczny koncept, który pozwalał np. zaprowadzać dobrowolne przymusowe szczepienia.
Należącej do Elona Muska platformie, jeśli się nie podporządkuje unijnym cenzorom, będą grozić grzywny w wysokości 6% globalnych przychodów i blokada na terenie Unii. Jourova przedstawiła groźby w przemawiający do wyobraźni sposób
Porównałabym sytuację z jazdą po autostradzie. Jedziesz autostradą i przekraczasz (dozwoloną) prędkość, dostajesz karę i pewnego dnia możesz zostać pozbawiony prawa jazdy
Żebyśmy dobrze to zrozumieli. Cenzorskie przepisy - DSA jeszcze nie obowiązują, a mimo to eurokratka ma czelność mówić, że ktoś się do nich nie stosuje. Co więcej, już teraz bezczelnie grozi jakiejś firmie zniszczeniem jej (tym w istocie jest blokada działalności) za niestosowanie cenzury w przyszłości. Grozi też, że dlatego iż nie podoba jej się to co na Twitterze niektórzy piszą, to pozbawi prawa do korzystania z niego 450 milionów obywateli Europy
Jourova pociesza Muska.
Wciąż jest miejsce na dialog. I naprawdę chciałabym wyjaśnić panu Muskowi naszą filozofię, że jesteśmy obrońcami wolności słowa, obrońcami swobody wyrażania poglądów słowa… Ale wolność słowa w UE nie jest nieograniczona.
Generalnie chodzi m.in. o to, że to tacy jak Jourova - nieposiadający żadnego demokratycznego mandatu urzędnicy jak ta była komunistyczna działaczka, określają zakres wolności słowa. Ona nie ma bladego pojęcia o tym, czym tak naprawdę jest swoboda wyrażania poglądów, dlatego opowiada takie pretensjonalne banały o obronie wolności słowa. Cenzorzy zawsze działają w „obronie prawdy” i dla dobra obywateli. W historii nie było jeszcze takiego, który powiedziałby że cenzura jest zaprowadzana po to, by decydować o tym co poddani wiedza i myślą, bo tak łatwiej utrzymać ich w posłuszeństwie, sprawować nad nimi władzę. Chyba nikt durny w PRL nie myślał, że nagle wyjdzie Urban i powie - cenzurujemy co się da, wsadzamy do więzień za głoszenie prawdy, bo chcemy, by z nadania Moskwy, PZPR i junta Jaruzelskiego utrzymały się przy władzy. To zawsze była ochrona przed dezinformacją, nienawiścią, czy czym tam jeszcze.
Aroganckie, bezczelne wypowiedzi, choć dotyczą jednego tylko obszaru - wolności słowa, pokazują jak ułomną, wewnętrznie zepsutą jest sama konstrukcja unijnych instytucji władzy. Oto mamy urzędnika - przedstawiciela władzy egzekucyjnej jak Jourova, który nie ma żadnego mandatu demokratycznego, bo nawet w rodzimych Czechach obywatele w wyborach uznali, że dość już mają sprawowania rządów przez jej rodzimą partię ANO oligarchy Babisa. Ktoś taki ma jednak decydować o tym, czy Polacy, Rumuni, Grecy, Finowie mogą korzystać z usług jakiejś firmy, czy nie. To jest patologia polegająca nie tylko na tym, że unijne procedury tak bardzo sprzyjają korupcji, ale też na wielkiej uzurpacji. Takiej władzy nie mają w swych krajach żadni ministrowie, czy premierzy. Tymczasem byle mianowany w mętnych procedurach urzędnik ma władztwo nad całym kontynentem.
Jak komuś takiemu jak Jourova, czy Timmermans coś, co na Twitterze jest publikowane, nie spodoba się, to może 450 milionów Europejczyków odciąć od platformy. Jak to możliwe, że ktoś taki jak Jourova w ogóle może mieć taką władzę nad setkami milionów wolnych obywateli, czy grozić jakiejś firmie w związku z przyszłym, domniemanym łamaniem jakichś unijnych przepisów?
Europejczycy przyglądają się jak krok po kroku pozbawiani są fundamentalnych praw - w tym przypadku swobody głoszenia poglądów i zapoznawania się z nimi. Ofiarą cenzury nie jest tylko ten, któremu zabroniono coś głosić, ale wszyscy obywatele bo pozbawiono ich możliwości poznania tego. Tymczasem organizacje dziennikarzy z całej Europy, te których psim obowiązkiem jest stać na straży wolności słowa pozostają całkowicie bierne. Gdzie jest polskie SDP? Do roboty.
Ta zwyczajnie głupia, bezczelna, do cna zepsuta Jourova powinna być dawno temu wyrzucona z brukselskiego urzędu. Ale znamy te niby wyrafinowane, dyplomatyczne, a w istocie prostackie i oportunistyczne gry. A to czas na akcję nieodpowiedni, bo przed wyborami, albo akurat po wyborach, no i zawsze jest jakiś wyższy interes - a to relacje z Czechami, kopalnia Turów, a to Ukraina, wojna i zboże, a to KPO, a to pieniądze na płot, imigrantów, tamto i owamto, więc będziemy udawać że deszcz pada, a stara komunistyczna działaczka z Czech będzie decydować o tym co nam wolno pisać, co czytać, świadomość nam będzie układać, sędziów wybierać i o praworządności prawić. To paranoja jakaś totalna jest. Jourova jest symbolem skrajnej pychy, niekompetencji, zepsucia Brukseli i jako taka musi odejść i to powinien być dopiero początek szykowanych przez nas zmian w chorym dziś, skorumpowanym bycie jakim jest Unia z jej patologicznymi instytucjami władzy. Myśmy sowieckie imperium, komunę rozwalili, a boimy się byle urzędolników z Brukseli.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/644928-za-malo-cenzury-na-twitterze-komisarz-jourova-rozczarowana