Jedna z amerykańskich redakcji wyliczyła, że aż 51 dużych korporacji prowadzi agresywną, aktywną wojnę z wartościami konserwatywnymi, działa na rzecz skrajnej lewicy. Do tej pory uważano, że to wręcz warunek sukcesu we współczesnym świecie. Ale coś się chyba zaczyna zmieniać.
Pierwszym sygnałem, że progresywna ideologia nie idzie w parze z zarabianiem pieniędzy były kłopoty koncernu The Walt Disney Company w którym dwa lata temu władze przejął ekstremalnie postępowy Bob Chapek. Nie oglądając się na nic, mimo ostrzeżeń, pchnął całą firmę w kierunku „woke” - lewicowej ideologii rewolucyjnej. Skończyło się klapą wielu filmów, katastrofą finansową, ogromnymi zwolnieniami, a także wejściem w polityczne spory i w konsekwencji utratą uprzywilejowanej pozycji parku rozrywki na rządzonej przez konserwatystów Florydzie. W efekcie w trybie pilnym przywrócono pełnię władzy wieloletniemu szefowi Disneya Bobowi Igerowi.
Potem w kłopoty wpadł producent delikatnej, kobiecej bielizny Victoria’s Secret, który „pożegnał swoje modelki w ambitnej próbie redefinicji pojęcia piękna”. Zamiast „aniołków” pojawiły się aktywistki, oczywiście lewicowe, wychwalane za swoje „osiągnięcia”. Sprzedaż nadal leci, firma zwalnia i zamyka sklepy. Prawdziwe powody kłopotów VS są bowiem zdaniem ekspertów inne: niedostrzeżenie konkurencji, która wyrosła w tej branży, narzekania klientów na pogarszającą się jakość bielizny oraz brak odpowiednich rozmiarów dla coraz bardziej otyłych klientów.
W marcu z hukiem upadł bardzo duży i superpostępowy bank działający w Dolinie Krzemowej - Silicon Valley Bank. Kładł on ogromny nacisk na pożyczanie pieniędzy mniejszościom czy grupom zidentyfikowanym jako dyskryminowane. Tym bankierom nie chodziło o „etyczne” zarabianie pieniędzy, oni chcieli zmieniać świat, pomnażać jego „zróżnicowanie”. Szefowe i szefowie wygłaszali zaangażowane ideologicznie komentarze i poświęcali na to wszystko masę czasu. Wydali np. 70 milionów dolarów na wsparcie ruchu Black Lives Matter. Lewicowa prasa ekonomiczna, a innej praktycznie nie już ma, natychmiast rozpoczęła kampanię osłonową, przekonując iż SVB upadł nie „z powodu bycia woke, ale pomimo tego”, lecz mało kogo to przekonało.
Na Amerykanach, którzy powierzają swoje pieniądze giełdzie i instytucjom finansowym, całe to pokolenie nawiedzonych ideologicznie menadżerów robi coraz gorsze wrażenie.
Były długoletni prezes potężnej korporacji CKE Restaurants (około 40 tysięcy lokali pod różnymi markami) Andy Puzder ostrzegł niedawno, że rynek powinien się spodziewać kolejnych upadków koncernów spod znaku woke. Jeszcze ciekawsze od tej oceny są argumenty, które podaje menadżer. Ocenia on, że problemy pojawią się w wielu innych firmach, bo nie koncentrowały się na zatrudnianiu na podstawie umiejętności, wiedzy, kompetencji ale ideologicznych przesłanek.
Jeżeli koncentrujesz się na walce ze zmianami klimatu i zatrudniasz ludzi kierując się innymi niż kwalifikacje kryteriami, jeżeli nie skupiasz się na tym jak jest zarządzane twoje przedsiębiorstwo a tylko na „byciu woke”, zmierzasz do kłopotów. I to dzisiaj nam się wyłania. Zobaczymy to w wielu firmach, wielu sektorach gospodarki. I będzie tego tylko więcej jeżeli nie zawrócimy z tej drogi
— stwierdził. Dodał, że menadżerowie skupiający się na woke a nie na biznesie, nie rozumieją biznesowych podstaw firm, którymi kierują, nie rozumieją potrzeb klientów bo podstawowym kryterium jakim się kierują jest ideologia woke. W efekcie nie wykonują dobrze swojej pracy.
Uzupełnia ten obraz najnowszy akt zniszczenia, a na pewno podmycia, potężnej marki piwa Bud Light, należącej do koncernu Anheuser-Busch. Bud Light od zawsze kojarzył się z przygodą, braterstwem, paczką przyjaciół, odpoczynkiem w gronie przyjaciół po ciężkiej pracy, sportem i apolityczną wspólnotą.
Do czasu aż dwa lata temu stery zarządzania reklamą tej marki przejęła postępowa Alissa Heinerscheid. Pani orzekła, z pewnością przypominającą komunistycznych agitatorów, że wszystko to było złe i wsteczne, świat się zmienia, trzeba iść z postępem, adresować produkt do młodych grup LGBT i trans. Piwo zaczęło reklamować się na różnych tęczowych paradach itp.
Idąc na całość, firma nawiązała współpracę z „transgenderową influencerką” Dylan Mulvaney, która zrobiła „karierę” opisując swoje „przejście” z płci męskiej na żeńską w mediach społecznościowych. W rocznice tego wydarzenia Bud Light wysłał Mulvaney pakę piw z jego/jej wizerunkiem.
Tego wiernym fanom marki było już za dużo. Wezwania do bojkotu przybrały skalę ogólnoamerykańską, co bardziej krewcy piwosze publikują filmiki na kórych rozstrzeliwują puszki Bud Light, a sprzedaż leci na łeb na szyję.
W kilkanaście dni koncern Anheuser-Busch stracił 5 miliardów dolarów kapitalizacji. Nie pomogły kampanie innych marek piwa, które nagle zaczęły promować swoją tradycyjną amerykańskość.
Pani Heinerscheid poszła na nagłe zwolnienie, a szefowie koncernu głowią się, co zrobić. Echo współpracy z transową influencerką jest tak ogromne i tak negatywne, poczucie zdrady u konsumentów tak silne, że na razie nic nie wymyślili.
Warto więc posłuchać, co ma do powiedzenia były szef marketingu tej marki (pracował przy niej dziesięć lat) Anson Frericks.
W rozmowie z Fox News Frericks podkreślił, że marka Bud Light była zawsze symbolem apolityczności, a dziś została wciągnięta w wojnę polityczno-kulturową, z dewastującym efektem.
Bardzo interesujące są uwagi menadżera o zmianie punktów odniesienia na które spoglądają zarządy koncernów.
Wcześniej koncern Anheuser-Busch był odpowiedzialny wobec swoich akcjonariuszy, którymi są np. strażacy, lekarze, prawnicy, którzy inwestowali w firmę w ramach swoich planów emerytalnych.
Ale w ciagu kulku ostatnich lat wytworzyły się liczne organizacje rozmaitych aktywistów, tak zwanych interesariuszy, (BlackRock, State Street and Vanguard), które wytworzyły presję na nowy model kapitalizmu. I teraz firmy mają być odpowiedzialne przede wszystkim przed nimi, a nie przed akcjonariuszami
— stwierdza Anson Frericks.
W jego wypowiedzi pojawia się wątek zmian prawnych, rozmaitych rankingów, które liczą firmom punkty za politykę równościową, wpisują w ład korporacyjny nieracjonalne, ideologicznie motywowane działania. Określa się to skrótem DEI, co znaczy wsparcie różnorodności (diversity), równości (equity) i włączania (inclusion).
Niestety jednak, kiedy próbujesz być wszystkim dla każdego, kończysz jako niewiarygodny dla nikogo
— puentuje menadżer.
Czy zatem nachalna promocja LGBT nadal się opłaca? Być może jesteśmy świadkami ważnego przełomu. To lekcja dla każdego z nas - presja konsumencka ma sens, a presja akcjonariuszy na zarządy jest konieczna, by uchronić firmy przed ideologicznymi szaleńcami.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/643851-czy-nachalna-promocja-lgbt-nadal-sie-oplaca