„Myślę jednak, że to rozporządzenie, jak wiele różnych dokumentów Unii Europejskiej, po prostu nie wydarzy się i nie ziści, natomiast bardzo zaburzy rynek, który będzie szukał różnego rodzaju rozwiązań - i to bardzo drogich rozwiązań” - mówi portalowi wPolityce.pl Anna Zalewska, była minister edukacji narodowej, obecnie europoseł PiS.
wPolityce.pl: Czy zakaz aut spalinowych do 2035 r. staje się faktem?
Anna Zalewska: Ostatnie tygodnie to dużo emocji, bo z jednej strony przegłosowane z radością, choć nie taką dużą ilością głosów, rozporządzenie ws. elektrycznych samochodów, gdzie mowa jest o tym, że nie będziemy produkować ani rejestrować nowych samochodów spalinowych od 2035 r. Później wolta Niemców, którzy dołączyli do Polski i do Włoch i która to wolta skończyła się wstępnym, dyskusyjnym porozumieniem. Niemcy stwierdzili, że - co do zasady - są za tym rozporządzeniem, ale oddali Komisji Europejskiej kompetencje do aktu delegowanego, żeby spisać i rozmiękczyć to rozporządzenie - uzupełnić je o tzw. e-paliwa.
To są paliwa na bardzo wczesnym etapie, tzn. z wodoru dwutlenku węgla, związanego z wychwytywaniem dwutlenku węgla (to w ogóle bardzo nowa technologia) i oczywiście zasilane energią odnawialną. W związku z tym, z jednej strony będzie dopuszczona możliwość innych samochodów, natomiast jest to ewidentnie pójście na rękę Niemcom. To pokazuje, w jaki sposób prowadzone są tutaj negocjacje. One nie mają nic wspólnego z równością, solidarnością, odpowiedzialnością. Nie mają również nic wspólnego z traktatami, bo tego rodzaju rozporządzenia nie szanują konkurencyjności, nie szanują wolnego rynku, gdzie obywatel będzie decydował, czym chce jeździć i co chce tankować, w zależności od tego, na co będzie go stać.
Myślę jednak, że to rozporządzenie, jak wiele różnych dokumentów Unii Europejskiej, po prostu nie wydarzy się i nie ziści, natomiast bardzo zaburzy rynek, który będzie szukał różnego rodzaju rozwiązań - i to bardzo drogich rozwiązań. Baterie do samochodów elektrycznych będą drożeć, ponieważ drożeje lit, którego w Europie praktycznie nie ma. W ciągu 3 lat z 6 tys. $ za tonę, cena poszybowała do 81 tys. $.
To bardzo ciekawe, bo zwolennicy odejścia od aut spalinowych przekonują, że zwiększy się popyt na samochody elektryczne, a wówczas „elektryki” potanieją. Ci, którzy są raczej sceptyczni wobec tego rozwiązania, podkreślają natomiast, że wówczas mało kogo stać będzie na auto elektryczne.
Na pewno mało kogo będzie stać na auto elektryczne, bo one nie będą tanieć, lecz utrzymywać się na obecnym poziomie cenowym lub nawet drożeć. Wszystko dlatego, że komponenty do baterii elektrycznej są węglowe, a więc obciążone ETS-em. Produkcja jednej tony litu to 15 ton C02.
Po drugie - jesteśmy bardzo uzależnieni od rynków zewnętrznych. Tutaj Chińczycy są dominujący i nagle Europa przypomniała sobie, że chciałaby konkurować z Chińczykami, a przygotowuje te wszystkie klimatyczne przepisy, łącznie z tym rozporządzeniem o elektrycznych samochodach, które - jak ponuro żartujemy w komisji środowiska - są szykowane wyłącznie z myślą o Chinach, bo tylko ten kraj skorzysta z tychże pieniędzy. W kuluarach słyszy się jeden nieco złośliwy komentarz: „nie będzie cię stać, to siedź w domu, w ogóle się nie przemieszczaj”.
A jak ocenić postawę Niemiec?
Niemcy grają w swoją grę, dlatego tak bardzo im zależy, żeby powstało jedno państwo pod silnym przywództwem Niemiec. Nie tylko powiedział to, ale również napisał kanclerz RFN Olaf Scholz, kiedy podpisywał umowę koalicyjną swojego rządu.
Rzeczywiście, nikt się już z tym nie kryje, a już na pewno Niemcy w ten właśnie sposób wyobrażają sobie Unię Europejską. Jednak UE w takiej postaci nie ma już nic wspólnego z solidarnością, wolnym rynkiem czy konkurencyjnością.
To poszerzanie kompetencji przez UE i narzucanie krajom członkowskim poszczególnych rozwiązań idzie już coraz dalej? Czy Bruksela narzuci nam, czym - i czy w ogóle - mamy jeździć?
I co mamy jeść… Opozycja prześmiewa nasze obawy dotyczące „jedzenia robaków”, tymczasem to wszystko dzieje się w poszczególnych dokumentach.
Może nie wprost są one związane z pakietem Fit for 55, ale dalej są przedstawiane. Mówię o propozycjach związanych z ograniczeniem hodowli. Pojawił się nawet pomysł, aby hodowla krów, kurczaków i trzody chlewnej, była zaliczona do emisji przemysłowych. Gdy dodamy do tego jeszcze rozwiązania związane z rolnictwem węglowym, gdzie będzie zachęta do tego, aby pochłaniać, składować dwutlenek węgla lub podporządkować część swoich ziem różnym „zielonym” rozwiązaniom, to rolnik będzie zmuszony skoncentrować się nie na uprawianiu ziemi, odpowiedzialności za żywienie, w tym hodowli, ale przeznaczać ziemię na różnego rodzaju pomysły Unii Europejskiej. Komisja Europejska oczywiście będzie chciała za to płacić, żeby to finansowanie było zachętą.
A warto jeszcze wspomnieć o takim dokumencie „REPowerEU”, który powstał niedługo po pełnoskalowym ataku Rosji na Ukrainę i zakłada przestawienie się z gazu na pompy ciepła, elektrownie wiatrowe i generalnie energię odnawialną. Pod hasłem ograniczenia, uniezależnienia się od węglowodorów rosyjskich, chce się spowodować, aby tego rodzaju inwestycje były inwestycjami celu publicznego.
W związku z tym będą mogli również na prywatnych gruntach różne instalacje ustawiać, bez pytania rolnika, bez pytania właściciela. Oczywiście, wypłacą jakieś odszkodowanie, będzie ono jednak niewspółmierne do zysków, które będą osiągać.
Czy w całym tym „ekologicznym”, „klimatycznym” wzmożeniu i kolejnych pomysłach na redukcję dwutlenku węgla, Unia Europejska z troską pochyla się również nad zanieczyszczeniami środowiskowymi powodowanymi przez rosyjskie bomby i rakiety? Nie wspomnę już o tym, że giną od nich ukraińskie dzieci, dorośli, osoby starsze, ale przecież to, co wystrzela w Ukrainę armia Putina również nie pozostaje bez wpływu na środowisko. Czy wśród unijnych urzędników pojawiają się jakieś refleksje także w tym kierunku?
Nie ma takiej refleksji. Mało tego, jeżeli chodzi o wojnę, to z jednej strony - o co zabiegamy - są sankcje, przestawianie gospodarki, wspieranie Ukrainy, z drugiej - rozwiązania środowiskowe, które są absolutnie niepoliczalne i niepoliczone (ponieważ w ogóle nie uwzględnia się tutaj pandemii i wojny - pierwsze projekty tych rozwiązań powstawały bowiem z reguły przed pandemią i wojną). Rosyjski atak na Ukrainę wykorzystuje się w Brukseli do tego, żeby jeszcze szybciej, jeszcze mocniej. Słowo „wojna” odmieniane jest też przez wszystkie przypadki, gdy ktoś protestuje i mówi, że coś jest niemożliwe, niepoliczone, że to jest po prostu „zielona ściema”, „greenwashing”.
Bo przecież wszystkie te produkty związane m.in. z energią odnawialną, są uzależnione od zewnętrznych rynków poza Unią Europejską, po drugie - bardzo kosztowne, po trzecie - są w całości węglowe. Innymi słowy - ich produkcja jest jedną wielką emisją dwutlenku węgla.
Dokąd te podwójne standardy urzędników unijnych doprowadzą Europę i Europejczyków?
Jeżeli chodzi o Europejczyków, to myślę, że to kwestia najbliższych 2-3 lat, aby te rozwiązania, jeśli nie zostaną zaniechane, dotknęły obywateli wprost, a konkretnie - ich kieszeni. Cała ta odpowiedzialność przerzucana jest bowiem właśnie na obywateli. Wygrywają globalne firmy, które zarabiają na tym pieniądze. To są zapisy, które będą prowadzić do ogromnego rozwarstwienia społecznego, a jednocześnie są budowaniem takiej piramidy finansowej. ETS właściwie zaczyna bowiem dotykać każdej dziedziny życia człowieka - dziś wchodzi już do lasów, za moment - do rolnictwa. Już został zaprojektowany w tzw. ETS 2 - podatku dotyczącym dodatkowych obciążeń za paliwo używane do tankowania samochodu lub to, czego używamy do ogrzewania lub chłodzenia swoich własnych mieszkań czy domów. Jedyna nadzieja po prostu w obywatelach - nie tylko Polski czy Czech, aLe również Niemiec i Francji, bo oni tych obciążeń po prostu nie wytrzymają.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
CZYTAJ TAKŻE:
Rozm. Joanna Jaszczuk
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/640361-zakaz-aut-zalewska-nie-zisci-sie-ale-bardzo-zaburzy-rynek