Resortowa wspólnota liczy na to, że po wyborach parlamentarnych jesienią 2023 r. Donald Tusk ją „wyzwoli” i sprawi, że znowu stanie się potrzebna.
Wciąż istnieje i ma się dobrze, a zamierza mieć się jeszcze lepiej coś, co można nazwać resortową wspólnotą: ideową, kulturową, towarzyską, dotyczącą wartości czy politycznych preferencji. Ta wspólnota obejmuje nie tylko ludzi MSW, UB, SB czy WSI z czasów PRL, ale także ich małżonków, dzieci i wnuków, a nawet kolegów. Wspólnota resortowa bardzo dba o to, by jej członkowie zajmowali ważne miejsca w polityce, armii, służbach, gospodarce, mediach, kulturze, nauce.
Kapitalizm III RP, nie tylko w jej początkach, to w dużej mierze wspólnota resortowa. Podobnie jak media III RP. Resortowa wspólnota działa natychmiast, gdy w publicznym obiegu znajdą się informacje o resortowej przeszłości czy uwikłaniu kogoś. Zaraz zaczyna się podkreślać fachowość takiej osoby i krzywdy, których doznała ze strony szalonych lustratorów i dekomunizatorów.
Resortowa wspólnota bardzo rzadko odnosi się do niechlubnej przeszłości jej starszych członków, a ich „zdobycze” w postaci pozycji społecznej, wpływów, znajomości, możliwości czy stanu posiadania są traktowane jako neutralne aktywa. Można z nich korzystać bez wątpliwości prawnych czy moralnych. Resortowa wspólnota za należne jej uznaje domy, mieszkania, działki, dzieła sztuki czy wartościowe kolekcje uzyskane w czasach pracy w resorcie. Nie wolno pytać o „resortowe” pochodzenie tego majątku.
Tylko bardzo dociekliwi wiedzą, na jakiej zasadzie w domach i mieszkaniach aparatczyków PZPR czy funkcjonariuszy bezpieki lądowały dzieła sztuki (często z muzealnych zbiorów), zabytkowe meble, różne precjoza. W wypadku resortowej wspólnoty ginie cały kontekst tego, jak starsi przedstawiciele doszli do swego majątku, który młodsi dziedziczą.
Najlepiej dziedziczenie w obrębie resortowej wspólnoty pokazuje Aleja Przyjaciół - ulica w Warszawie, z luksusowymi mieszkaniami, które należały do przedwojennej inteligencji, a po wojnie komunistyczna władza przyznała je wysokim funkcjonariuszom bezpieki, aparatu partyjnego, zaufanym partyjnym intelektualistom. W Alei Przyjaciół zamieszkał przedwojenny komunista Ozjasz Szechter z żoną Heleną Michnik, rodzice Adama Michnika. Redaktor naczelny „Gazety Wyborczej” mieszka tam do dziś.
Resortowa wspólnota to w III RP przede wszystkim kwestia mechanizmu reprodukcji elit. W ogromnej mierze elity III RP są bezpośrednią kontynuacją elit PRL, w tym elit ściśle „resortowych”. W końcówce PRL i na początku III RP młodsi członkowie resortowej wspólnoty zawsze znajdowali się w odpowiednim miejscu i czasie, żeby zająć ważne pozycje społeczne, stać się liderami opinii.
Nawet pobieżna analiza karier ważnych postaci mainstreamu, szczególnie w mediach, dowodzi, że działają tu mechanizmy rekomendacji, wsparcia, promowania i ochrony odnoszące się prawie wyłącznie do członków resortowej wspólnoty. Można w ich karierach dostrzec coś, do czego pasowałoby określenie „niewidzialna ręka resortu”. Niewygodne fakty ta „niewidzialna ręka resortu” wygumkowuje.
Resortowa wspólnota ulokowała swoich młodszych członków tam, gdzie mają duże możliwości oddziaływania na innych, kształtowania wzorców, formułowania odpowiedniego przekazu. Przykładem niech będzie kariera Moniki Olejnik, od 1982 r. dziennikarki radiowej Trójki, a potem TVP, Radia Zet, TVN i TVN 24. Gdy stawała się tą osobistością, którą jest obecnie, opinia publiczna nie wiedziała, że jest córką Tadeusza Olejnika.
Jak można przeczytać w książce „Resortowe dzieci”, Tadeusz Olejnik był „funkcjonariuszem Wydziału XIII Biura ‘B’ Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Wydział ten zajmował się m.in. osobowymi źródłami informacji związanymi z lokalami kontaktowymi i punktami obserwacyjnymi, planowaniem działań operacyjnych i podglądem audiowizualnym opozycji demokratycznej. (…) Z pracy w MSW Tadeusz Olejnik odszedł w maju 1988 roku - ze stanowiska zastępcy naczelnika Wydziału III Biura ‘B’ MSW, który zajmował się m.in. cudzoziemcami oraz dziennikarzami krajów kapitalistycznych”.
W Radiu Zet, a potem w TVN i TVN 24 karierę zrobił Andrzej Morozowski, syn Mieczysława Morozowskiego, „przedwojennego komunisty, od roku 1947 związanego z Ministerstwem Bezpieczeństwa Publicznego”. „19 lutego 1949 roku Morozowski złożył ślubowanie w Departamencie V ds. polityczno-społecznych MBP, którego dyrektorem była Julia Brystiger – ‘krwawa Luna’. W listopadzie 1954 r., a więc w okresie, kiedy w Polsce zaczęła się krytyka aparatu bezpieczeństwa i destalinizacja, Morozowski pracował już w Centralnym Archiwum MBP” – czytamy w książce „Resortowe dzieci”.
Międzynarodową karierę medialną zrobił Michał Broniatowski, dziennikarz „Politico”. W przeszłości był związany z agencjami ITN, Associated Press, Reuters, był członkiem Rady Dyrektorów ITI i Rady Nadzorczej Grupy Onet, wiceprezesem największej prywatnej rosyjskiej agencji informacyjnej Interfax, współwłaścicielem działającej na Ukrainie - Espreso TV. To Broniatowski w grudniu 2016 r. stworzył „Małą instrukcję, co musi się stać, żeby [w Polsce] powstał Majdan”.
Ojciec Michała - Mieczysław Broniatowski należał do Kominternu, był „dąbrowszczakiem”, a od 1944 r. służył w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego (w stopniu pułkownika). Był szefem Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie, dyrektorem Centralnej Szkoły Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Łodzi, p.o. dyrektora Centrum Wyszkolenia MBP w Legionowie. Matka Michała, Halina Broniatowska, była oficerem politycznym w armii Berlinga, po wojnie pracownikiem Wydziału Propagandy KC PZPR i bardzo wpływową redaktorką wydawnictwa „Iskry”. O jej „wyczynach” w tamtych latach napisała Joanna Siedlecka w książce „Biografie odtajnione”.
Dyplomatyczną i medialną karierę w III RP zrobił Ryszard Schnepf. Był ministrem w kancelarii premiera, wiceministrem w MSZ, ambasadorem w Urugwaju, Kostaryce, Hiszpanii i USA. Ojciec Ryszarda, Maksymilian Sznepf, w 1940 r. na ochotnika zgłosił się do Armii Czerwonej. Po kapitulacji Niemiec Sznepf brał udział „w likwidacji band w Białostockiem”, w tym w obławie augustowskiej. Z „bandami” Maksymilian Sznepf walczył także na Mazowszu, m.in. „osobiście ujął groźnego bandytę Młodzińskiego Stefana, z-cę d-cy bandy ‘Mieczysława’”.
Matka Ryszarda Schnepfa, Alicja Szczepaniak, w lutym 1949 r. została przyjęta do pracy w Wojewódzkim Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego we Wrocławiu. Po siedmiu miesiącach została przeniesiona do Wydziału V wrocławskiej bezpieki, zajmującego się walką z „bandytyzmem i dywersją”. Po przeniesieniu do Warszawy Alicja Szchnepf służyła w Departamencie V MBP. Szefową tego Departamentu była Julia Brystygier, czyli „krwawa Luna”.
Jerzy Owsiak stał się liderem sektora charytatywnego, a także bardzo ważną postacią polskiego show biznesu i edukatorem. Założyciel Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy jest synem Zbigniewa Owsiaka, płk. Milicji Obywatelskiej, w resorcie od 19. roku życia. Zaczynał on od zwalczania PSL Stanisława Mikołajczyka, by w 1962 r. trafić do Komendy Głównej MO. W 1973 r. Owsiak senior był już naczelnikiem wydziału w Biurze Dochodzeniowo-Śledczym.
Jak piszą autorzy „Resortowych dzieci”, Zbigniewowi Owsiakowi „powierzono m.in. sprawowanie nadzoru i udzielanie pomocy praktycznej terenowym jednostkom MO w sprawach o poważniejsze przestępstwa gospodarcze. Przez kilka kadencji pełnił w komendzie funkcję I sekretarza egzekutywy POP PZPR. W resorcie pracowała również Maria Owsiak, matka Jerzego.
Resortowa wspólnota w polityce to trzy pokolenia Cimoszewiczów. Marian Cimoszewicz, ojciec Włodzimierza, w 1940 r. został zmobilizowany do Armii Czerwonej i skierowany do szkoły oficerskiej w Rostowie. Potem trafił do I Armii formującej się w Sielcach. Wkrótce został zastępcą dowódcy kompanii ds. politycznych, a w maju 1945 r. zastępcą dowódcy pułku 1. Armii. Od lipca 1945 r. był oficerem Informacji Wojskowej. W latach 1951–1954 był szefem Informacji Wojskowej na Wojskowej Akademii Technicznej. Od listopada 1959 do września 1960 roku był szefem Oddziału III Zarządu II Szefostwa WSW. We wrześniu 1960 r. awansował na pułkownika WSW.
Syna Mariana, Włodzimierza Cimoszewicza, w III RP m.in. premiera i marszałka Sejmu, bezpieka zaczęła „opracowywać” w 1980 r. Kpt. Janusz Zieliński z Wydz. II Departamentu I napisał 13 września „Raport o zezwolenie na pozyskanie w charakterze kontaktu operacyjnego obywatela PRL Włodzimierza Cimoszewicza, dalej ‘Carex’”. Odbyła się stosowna „rozmowa pozyskaniowa” przed wyjazdem na stypendium do USA. Kpt. Zieliński notował, że Cimoszewicz „bez wahania wyraził zgodę na współpracę, prosząc jednocześnie o omówienie szczegółów z tym związanych”.
Już w USA „Cimoszewicz zareagował odpowiednio na hasło [oficera wywiadu PRL] i z konsulatu przeszli na rozmowę do kawiarni, gdzie omówili kształt zadań operacyjnych”. Po powrocie do kraju w 1982 r. kpt. Zieliński stwierdził „brak efektów w wykonaniu zadań stawianych Cimoszewiczowi przez SB”, ale proponował zatrzymać „Carexa” w sieci krajowych współpracowników i utrzymywać z nim kontakty. Kiedy Włodzimierz Cimoszewicz wycofał się z polityki, wszedł do niej jego syn Tomasz Cimoszewicz, który dostał się do Sejmu z listy PO.
Resortowa wspólnota w tajnych służbach oraz w dyplomacji to rodzina Dukaczewskich. Ojciec gen. Marka Dukaczewskiego, ostatniego szefa WSI, Zdzisław, w szeregach Urzędu Bezpieczeństwa utrwalał władzę ludową od początku okupacji sowieckiej. 1 czerwca 1951 r. powierzono mu szefostwo PUBP w Ciechanowie. 10 czerwca 1954 r. por. Zdzisław Dukaczewski został starszym referentem w kierownictwie PUBP w Płocku. Brał udział w represjach wobec podziemia niepodległościowego, w tym organizacji młodzieżowej „Dzieci Ziemi Płockiej”.
Po ukończeniu w 1976 r. studiów (w WAT) ppor. Marek Dukaczewski, syn Zdzisława, podpisał zobowiązanie pracownika Zarządu II. W roku 1980 por. Dukaczewski przeszedł do pracy w pionie operacyjnym. Po powrocie w 1985 roku z rezydentury „Kolumb” [w Waszyngtonie] kpt. Dukaczewski vel Dekert został skierowany do Centralnego Ośrodka Przetwarzania Informacji MON. Faktycznie jednak nadzorował z ramienia centrali kierunek amerykański, pracując nadal w pionie operacyjnym, w Oddziale „P”, czyli zamorskim. W 1987 r. Dukaczewski został awansowany na majora i po roku skierowano go do służby w Sztabie Generalnym.
Po odbyciu w 1989 r. kursu GRU, wiosną 1990 r. Marek Dukaczewski został wyznaczony na attaché wojskowego w Norwegii, czyli szefa rezydentury w Oslo. Z Oslo Dukaczewski powrócił w 1992 r. i został głównym specjalistą w Zarządzie I WSI (1992–1997), czyli wywiadzie wojskowym. W latach 2001-2005 kierował WSI.
Resortową wspólnotę łączy to, że będąc częścią „klasy panującej” III RP mają bardzo podobne poglądy do swoich „resortowych” rodziców i dziadków (będących klasą panującą PRL). Tak jest np. w kwestii polityki (także polityki historycznej), lustracji, dekomunizacji i dezubekizacji, stosunku do Kościoła, aborcji, związków homoseksualnych. Wyznają bardzo podobne wartości i tworzą wspólnotę wyjątkowo solidarną i świadczącą sobie przysługi.
Znamienny przykład stanowi sędzia Igor Tuleya, który zasłynął z tego, że metody CBA nazwał „stalinowskimi”. Sędzia Tuleya jest synem Lucyny Tulei, która w latach 1960-1971 pracowała w Milicji Obywatelskiej, a potem do 1988 r. była funkcjonariuszką Służby Bezpieczeństwa - w Biurze B Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Do zadań tego pionu należała inwigilacja m.in. opozycji i dyplomatów.
Jest charakterystyczne, że gdy młodsza część resortowej wspólnoty buntowała się przeciwko systemowi (od połowy lat 60., z kulminacją w marcu 1968 r.), prawie nigdy nie był to bunt przeciwko życiorysom własnych rodziców. A gdy zbuntowane latorośle były w tarapatach, „resortowi” rodzice wyciągali ich z aresztów albo sprawiali, że traktowano ich tam znacznie łagodniej niż innych. Rodzice pomagali zniknąć na jakiś czas, otaczali parasolem ochronnym. Nawet gdy rodzice byli już w odstawce, mieli w „resorcie” ważnych kolegów, którzy byli w stanie pomóc ich dzieciom.
Kiedy resortowe dzieci się ustatkowały, często znajdowały posady i stanowiska, które gwarantowały większości z nich wysoką pozycją zawodową i społeczną. Jak mówił nieżyjący już historyk prof. Paweł Wieczorkiewicz, „drugie pokolenie, dzieci komunistów, zachowywało się często jak dzieci rozkapryszonej arystokracji. Byli przekonani, że władza rodziców jest dziedziczna, że oni, wychowani w cieplarnianych warunkach, ją przejmą”. I często przejmowali. A wiosną 2023 r. liczą na to, że po jesiennych wyborach parlamentarnych Donald Tusk ich „wyzwoli” i sprawi, że znowu staną się potrzebni. Przecież tyle jest do zrobienia, żeby się zemścić na rządzącej Zjednoczonej Prawicy, a także na tych wszystkich, którzy choćby pozytywnie o niej pomyśleli.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/639410-drugie-i-trzecie-pokolenie-ub-i-sb-czeka-na-zmiane-wladzy