Prof. Janusz A. Majcherek, socjolog i filozof, bardzo polubił bycie kimś ze stajni Jerzego Urbana. Przez lata uprawiania publicystyki był raczej grzeczny i zwykle wyważał otwarte drzwi. Gdy już został profesorem, najwyraźniej zaczął się nudzić i postanowił być wyrazisty. I chyba nawet nie chodzi o to, że jednocześnie przestał cokolwiek rozumieć. Raczej pozazdrościł statusu kłusaka ze stajni Jerzego Urbana takim utytułowanym kolegom, jak Jan Hartman, Zbigniew Mikołejko czy Magdalena Środa.
Mimo napisania bodaj ośmiu książek prof. Majcherek był przezroczysty, gdy chodzi o wkład w naukę, to znaczy nawet jego studenci nie zabijali się w ścisku, żeby dzieła profesora koniecznie przeczytać, a jeśli już, to niewiele udało się zapamiętać. Ale kiedy zaczął chlapać niczym wyrób urbanopodobny (choć bez typowych dla tego środowiska wulgaryzmów), od razu jest szerzej cytowany. I zdaje się, że po to pisze i mówi różne rzeczy, żeby trwale stracić wcześniejszą przezroczystość. I na tym można by skończyć, ale pewnie Janusz A. Majcherek byłby rozczarowany, tym bardziej że tym razem (15 marca 2023 r.) starał się nie zawieść „Gazety Wyborczej” i Agnieszki Kublik. Skoro się tak starał, to niech ma.
Odłóżmy to, czy trzeba być aż profesorem, żeby stwierdzić, iż „to nie jest walka o pamięć Jana Pawła II, tylko o kształt Polski. O to, czy pod jego patronatem zostanie zaprowadzone państwo zideologizowane, w którym prawo będą dyktować hierarchowie”. Jasne, że to problem, bo hierarchowie w Polsce nie tylko zamawiają konkretne ustawy, potem je piszą, a na końcu sprawdzają, czy coś nie zostało w parlamencie zmienione, to jeszcze terroryzują posłów przy pomocy gwoździ wbijanych w siedzenia sejmowych foteli. We wszystkich instytucjach hierarchowie mają kamery i sprawdzają, kto i jak wykonuje ich rozkazy. A ci, którzy podpadną, nie dostają ani pączków, ani szarlotki, a tym bardziej sernika.
Majcherek nie chce, żeby przestać atakować Jana Pawła II, bo to jedna z rzadkich okazji, żeby się rozprawić z katolickimi ajatollahami, którzy decydują nawet o tym, czy ma jeść zupę pomidorową, rosół czy gulaszową. I nie ma nawet cienia swobody w wyborze deseru. Dlatego zagania do zadania ostatecznego ciosu człowiekowi, który „potępiał in vitro, domagał się całkowitego zakazu aborcji i wypowiadał się krytycznie o osobach LGBT”. To straszne, bo każdy wie, że in vitro to nie towar, lecz prawo, aborcja powinna być tak łatwa i powszechna jak jajecznica na śniadanie, zaś osoby LGBT powinny się cieszyć takim powszechnym szacunkiem i uznaniem jak Beata Kozidrak, nawet gdy nawalona pędzi po Warszawie swoim drogim autem.
Janusz Majcherek nie może pozwolić, by państwo polskie zakazywało ludziom być niewierzącymi (za to idzie się na 7 lat do pudła), karało 3 latami ancla za niechodzenie do Kościoła, a dożywociem za seks przedmałżeński. A to dopiero początek, bo przecież wiadomo, że „liczne oznaki wskazują, że intencją rządzących jest zaprowadzenie systemu opartego na prawie wyznaniowym i dogmatach religii katolickiej”. Oczywiście, w tym celu urzędnicy mają przymusowe praktyki w Iranie, gdzie uczą się działania prawa wyznaniowego w praktyce. Zapewne to będący na stażach w Iranie polscy urzędnicy tworzyli oddziały policji obyczajowej, które sprawdzały prawidłowe noszenie hidżabów. Po powrocie do Polski mają sprawdzać czy wszystkie kobiety dopełniają obowiązku noszenia barchanów zamiast stringów.
Awangarda postępu, na czele z prof. Majcherkiem musi wiedzieć, że „w sprawie Jana Pawła II nie możemy robić uników, bo to ustrojowe starcie i tak w końcu nastąpi, a teraz przynajmniej widać, o jaką stawkę idzie gra”. Oczywiście. Przecież każdy wie, że to Jan Paweł II przywiózł gotowy projekt konstytucji i tak długo groził Aleksandrowi Kwaśniewskiemu i Włodzimierzowi Cimoszewiczowi (jako szefom Komisji Konstytucyjnej Zgromadzenia Narodowego), że wrzuci im stonkę ziemniaczaną do pościeli, aż ten jego projekt uznali za swój, a potem narzucili parlamentowi i narodowi, łącznie ze sfałszowaniem referendum konstytucyjnego.
Jan Paweł II zorganizował nowych templariuszy, którzy już po jego śmierci zmuszają resort edukacji oraz dyrektorów szkół i nauczycieli, żeby „portrety papieża [były] w każdej szkole”, a poza tym „pomniki, aleje, ulice, parki, skwery”. Niektóre ulice jedną stroną są imienia Jana Pawła II, a drugą – Karola Wojtyły. Ale „nadejszła wiekopomna chwila” (by odwołać się do cytatu z Kazimierza Pawlaka), żeby się odgryźć. Zwiadowcy prof. Majcherka (razwiedka religijno-obyczajowa) donieśli mu, że „na tej postaci kładą się cieniem nowe fakty dotyczące tuszowania czy bagatelizowania ohydnych przestępstw, więc argument ‘zbyt wielu Polaków szanuje lub kocha Jana Pawła II’ traci na wadze”, dlatego trzeba zaatakować. Przecież prof. Majcherek nie wiedział już jak chodzić po mieście, żeby za żadne skarby nie stąpać po ulicy czy skwerze imieniem Jana Pawła II. Czasem nawet od tego kluczenia sznurowadło z lewego buta samo związywało mu się z tym z prawego i nieustannie się potykał.
Prof. Majcherek na wojnie z Janem Pawłem II wreszcie odkrył swoje powołanie. To, do którego wzywał niejaki Karol Marks. W jedenastej tezie o Feuerbachu postulował on: „Filozofowie rozmaicie tylko interpretowali świat; idzie jednak o to, aby go zmienić”. Eureka! – krzyknął prof. Majcherek, odkrywając na nowo hasło Marksa. I zamiast być gryzipiórkiem postanowił zostać Leninem, który zmieni świat. Służby medyczne uprasza się o wstrzymanie się interwencją, bo tu rzeczywiście chodzi o Lenina i misję zmienienia świata.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/638538-prof-majcherka-znudzila-nauka-i-postanowil-zostac-leninem